[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzielnie usadowić na wózku.
- Nie da rady - powiedział, potrząsając bezradnie głową. - Nigdy nie będę w stanie tego zrobić.
- Ależ oczywiście, że tak. Ani się obejrzysz, jak tu będziesz na nim śmigał. Na szczęście architekt pomyślał
o windzie.
- Właściwie nikt nie miał o niej wiedzieć. Czy to Pete cię poinformował?
- Nie, sama ją odkryłam węsząc po domu.
- I co jeszcze odkryłaś?
- Mały skład brandy i kolekcję filmików porno.
- Spróbowałaś brandy?
- OciupineczkÄ™ albo dwie...
- Dobra?
- Znakomita.
- A obejrzałaś jakiś filmik?
- Oburzające, odrażające, odpychające.
- Co za nadmiar!
- Ale przykuwa uwagÄ™, no i jaka aliteracja.
Wykrzywił się i wydal z siebie przeciągłe  uuuu...
- Ile ich obejrzałaś, zanim doszłaś do wniosku, że są odrażające, odpychające i tak dalej?
- Cztery.
Adam roześmiał się, więc Lilah próbowała się bronić:
- Musiałam sobie jakoś zapełnić czas. Nie mogłam wczoraj zasnąć.
- Dlaczego?
- Starałam się wymyślić coś, żeby nie dostać szału, kiedy pacjent zacznie mi przeszkadzać w moich
wysiłkach mających doprowadzić do tego, by zaczął sam wstawać z łóżka.
- Z powodzeniem?
- Wygląda na to, że nie.
Roześmieli się jednocześnie i obydwoje ze zdumieniem zauważyli, że udało im się przez jakiś czas uniknąć
utarczki słownej i zwyczajnie ze sobą porozmawiać.
- Widzę, że jednak chcesz ze mnie zrobić swojego niewolniczego kierowcę - oświadczyła Lilah, prostując
się z godnością i przybierając profesjonalną postawę, a kiedy Adam jęknął, powiedziała: - Daj spokój,
spróbuj się podnieść.
- Nawet jak usiądę na wózku, to i tak nie będę mógł nigdzie dojechać.
- Pete jest w lej chwili na dole ze stolarzem, który instaluje coś w rodzaju prowizorycznych ramp przy
wszystkich progach. To ci umożliwi poruszanie się po całym domu.
- Hurra! - wykrzyknął błaznując.
- No to właściwie chcesz tego czy nie? - zapytała patrząc mu prosto w twarz i opierając ręce na biodrach;
podkoszulek z reklamÄ… piwa ciasno opiÄ…Å‚ siÄ™ na jej piersi.
Adam oczywiście docenił ten widok.
- Uwielbiam je, kiedy siÄ™ robisz taka czupurna.
- To jeszcze nic, powinieneś mnie zobaczyć, kiedy jestem rozpalona.
Otworzył szeroko czy, zdumiony, ale po chwili jego zrenice zwęziły się i powiedział łagodnie:
- Chciałbym.
- Pewnie, że byś chciał. - Gaworząc sobie z nim tak, posłała mu nabrzmiały obietnicą uśmiech.
Odwzajemnił go pośpiesznie. - Ale to nie dzisiaj - dodała natychmiast.
- W takim razie powinnaś się pilnować.
- Pilnować?
- Twoje brodawki rysujÄ… siÄ™ tak wyraznie...
Lilah usiłowała zachować spokój, chociaż żołądek podszedł jej do gardła.
- Może to cię wyciągnie z łóżka, jak sobie na nie popatrzysz?
- No, może. Słuchaj, zróbmy próbę. - Sięgnął ręką do obszycia jej podkoszulka.
- Bardzo mi przykro, ale tego nie ma w dzisiejszym rozkładzie jazdy - powiedziała, pacnąwszy go po ręce.
Rozmaici mężczyzni flirtowali z Lilah - robotnicy budowlani na ulicach i chirurdzy na szpitalnych
korytarzach. Nie była znowu taką nieśmiałą niezabudką i spokojnie odpalała ich wszystkich, na ogół nie
czując w takich sytuacjach najlżejszego podniecenia. Ale tym razem była go bliska.
Pacjenci często usiłowali zaszokować swoją wulgarnością dziewczyny pracujące w szpitalu. Zupełnie jak
dzieci badali, jak daleko mogą się posunąć, zanim dostaną burę. Ale Adam nie przypominał dziecka. Ani nie
zachowywał się jak dziecko. Jego oczy nie rzucały owych charakterystycznych złośliwych błysków, które
widywała u innych pacjentów, kiedy usiłowali ją sprowokować. Adam wyglądał całkiem poważnie i mówił
serio. Przez króciutką chwilę odczuła pokusę, by ująć jego dłoń i przyciągnąć ją do swej piersi. Potrząsnęła
blond grzywą, jakby chciała wyrzucić z głowy te zakazane myśli.
- Możemy się wreszcie zabrać do rzeczy? - zapytała rozkazująco.
- Pewnie.
Jego uśmieszek wyraznie sugerował, że ma na myśli przyjemność, a nie ćwiczenia rehabilitacyjne.
- Jak tam twoje mięśnie? - zapytała, przywołując go do porządku.
- Dobrze. Dlaczego pytasz?
- %7łebyś się tym porozkoszował, bo jutro o tej porze będą zupełnie obolałe. Użyjesz ich, żeby się przesunąć
na brzeg łóżka, a potem usadowić na wózku.
- Załatwione - podkreślił to stwierdzenie obcesowym skinieniem głowy.
- Moment, bohaterze. - Zmiejąc się, położyła mu ręce na barkach i oparła jego tułów z powrotem na
poduszce. - Wymyślono w tym celu specjalną technikę.
- No to mi pokaż - zażądał stanowczym tonem, który pobudzał menedżerów hotelowych do działania i
przyprawiał o drżenie niedbałe pokojówki.
Trwało to prawie pół godziny, zanim zdołał się przesiąść na wózek, i trochę ich oboje wyczerpało.
- Nie jestem pewny, czy to warte aż takiego wysiłku - stwierdził podnosząc głowę, żeby na nią spojrzeć.
Lilah zobaczyła kosmyk włosów przylepiony do jego spoconego czoła. Odruchowo wyciągnęła rękę i
odgarnęła go.
- Zobaczysz, że tak, mogę ci to przyrzec. W końcu to był ten pierwszy raz. Pamiętasz, jak po raz pierwszy
przypiąłeś narty? Założę się, że powiedziałeś:  Nie jestem pewny, czy to warte aż takiego wysiłku .
Skinął głową, przyznając jej rację.
- O ile pamiętam, dopiero trzeciego dnia nauki przestałem tak uważać. Jedynym sportem, który uznałem od
początku za wart wszelkiego wysiłku, okazał się seks. Przez półtorej godziny musiałem namawiać Aurielle
Davenport, żeby poszła na całość.
- Dziwne, że tylko półtorej godziny. Odnoszę wrażenie, że była nielichą snobką, a takie wytrzymują do
końca.
- Trochę była. Ale zupełnie nie myślałem o jej charakterze.
- Jednym słowem: obiekt seksualnych apetytów nastolatka.
- Zawiniłem, przyznaję - roześmiał się. - Ale ona też nie myślała o moim charakterze.
- A zatem, kiedy to doniosłe wydarzenie miało miejsce?!
- W szkole średniej podczas wakacji na Zwięto Dziękczynienia.
- Seks w dalszym ciÄ…gu jest dla ciebie czymÅ› w rodzaju sportu?
- Oczywiście. A ty do tego tak nie podchodzisz? - Popatrzył na nią przez ramię.
- Oczywiście. - Ich spojrzenia się spotkały i minęła naprawdę długa chwila, nim Lilah znowu się odezwała:
- Słuchaj, skoro już na tym siedzisz, to może byś się gdzieś przejechał?
- Dobrze. - Oparł plecy wygodnie na wózku, a kiedy Lilah nie wykonała najlżejszego ruchu, by go
popchnąć, spojrzał na nią wyczekująco. - No?
- Niech pan sobie nie wyobraża, panie Cavanaugh, że poświęcę swój wolny czas na wożenie pana tam i z
powrotem; musi pan wpaść na inny pomysł.
- Za te tysiąc dolarów dziennie mógłbym nawet zażądać, abyś zaczęła latać, a ty powinnaś natychmiast
postarać się, żeby ci wyrosły skrzydełka.
- Czyli sprawdziłeś!
- Pewnie że tak.
Właściwie była zadowolona, że okazał dość zainteresowania swoimi finansami, by zadać sobie trud
zatelefonowania w tej sprawie. Mimo to spojrzała na niego zmarszczywszy brwi, z udawaną niechęcią.
- Jestem wolnym strzelcem, a nie jednym z tych twoich służalców, co to tylko myślą, jak tu przypodobać
się wielkiemu groznemu szefowi! - Zaplotła ręce na piersi, podkreślając swą niezależność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl