[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnÄ… - i tylko ze mnÄ…?
- Ludzie uprawiają seks z wielu powodów, niekoniecznie z miłości.
- Ale nie dotyczy to ciebie.
- Skąd wiesz? Niby dlaczego miałabym się różnić od ciebie? Ty mnie nie
kochasz. Udowodniłeś to siedem lat temu i teraz robisz to ponownie. Gdybyś
mnie naprawdę kochał, zrozumiałbyś argumenty dotyczące Heppy i Cauldron i
zostałbyś ze mną.
- Odwróćmy to: gdybyś kochała mnie naprawdę, wyjechałabyś ze mną.
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Prudencja nawet nie drgnęła.
- Sytuacja się powtarza. To samo mówiłem wtedy przed wyjazdem i, jak
widzę, nic się nie zmieniło.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
113
R S
ROZDZIAA CZTERNASTY
Prudencja leżała oszołomiona, nie mogąc pozbierać myśli. Jak mógł coś
takiego powiedzieć? Jak mógł opuścić Cauldron - i ją - po tym, co przeżyli tej
nocy? Przez chwilę łudziła się, że wróci, by zakończyć spór. Przecież chyba nie
odejdzie, ot, tak sobie?
Trzasnęły drzwi na dole. Jej gniew wzmógł się jeszcze bardziej. W
porządku. Niech sobie idzie. Nie chcę go więcej widzieć. Wyskoczyła z łóżka i
podbiegła do okna. Na tle zachmurzonego nieba nagie konary drzew wyglądały
bezbronnie. Mgiełka spowijająca ziemię pozbawiła krajobraz wszelkich
kolorów, sprowadzając wszystko do matowej szarzyzny, wśród której znikał
Nicholas. Ani razu nie spojrzał za siebie.
Prudencja opuściła zasłonę. Cóż, ona też nie będzie oglądać się wstecz.
Zrealizuje wszystkie plany, jakie poczyniła, zanim on je pokrzyżował. Była
bardzo szczęśliwa z takiego obrotu spraw, tak szczęśliwa, że wskoczyła z
powrotem do łóżka, by uronić parę radosnych łez.
Gdy emocje opadły, leżała jeszcze chwilę, zbyt wyczerpana, żeby wstać.
Zwiatło poranka stawało się coraz jaśniejsze, lecz jej nastrój coraz podlejszy.
Słyszała, jak Heppy wchodzi do domu, ale nie miała siły, by zejść i przywitać ją.
Dopiero gdy usłyszała niski męski głos dochodzący z kuchni, pokonała
ogarniający ją bezwład. Usiadła w łóżku. Chyba Nick wrócił. Niech sobie
jednak nie myśli, że ona pali się do rozmowy po tym, co powiedział.
Pośpieszyła do łazienki, wzięła błyskawiczny prysznic, po czym szybko
ubrała się. Czerwony sweter i szare spodnie są ciepłe, nie muszę wyglądać
elegancko. Przejechała szczotką po włosach, posmarowała usta szminką i zeszła
po schodach. Nie słyszała już rozmowy i zawahała się, po czym otworzyła drzwi
do kuchni.
114
R S
Heppy siedziała sama, ubrana w szarą lnianą sukienkę z szerokim białym
kołnierzem. Na stole stała filiżanka herbaty ze spodkiem. Ciotka miała luzno
splecione dłonie i wpatrywała się obojętnie w ścienny kalendarz otworzony na
stronie przedstawiającej tłustego indyka w kapeluszu angielskich kolonistów.
- Heppy? Rozmawiałaś może z Nicholasem? Ciotka spojrzała na nią
zaskoczona.
- Och, nie, skarbie. - Wciąż sprawiała wrażenie zatroskanej. - To był
szeryf. Wypytywał mnie w sprawie zniszczenia plakatów wyborczych
Edmunda.
- Szeryf! - zdziwiła się Prudencja. - Co się stało? Heppy westchnęła.
- Pani Swain powiedziała szeryfowi, że to ja je zniszczyłam. - Zamyślona
zmarszczyła czoło, wciąż zapatrzona w kalendarz.
Prudencję ogarnęło przerażenie. Wiedziała, że Heppy nie lubi Edmunda i
że często miewa dziwaczne pomysły, ale nigdy by jej nie podejrzewała o taki
wyczyn. Czyżby pomyliła się w jej ocenie?
Pru nachmurzyła się, lecz stwierdziła niechętnie, że do uczucia niepokoju
dołączyło lekkie poczucie satysfakcji. Albowiem fakt ten udowodnił, że
Nicholas się mylił: Heppy potrzebowała opieki. Oto pojawił się dowód oraz
problem, którym trzeba się było zająć.
- Nie przejmuj się - pocieszała ciotkę. - Szeryf nie może niczego
udowodnić, jeśli pani Swain nie widziała tego na własne oczy.
Heppy spojrzała na nią, a w jej błękitnych oczach malowało się
zdziwienie.
- Och, wiem, że nie może. Dlatego właśnie przyszedł, żeby mnie wypytać.
Prudencja zamarła z wrażenia. Chyba jej ciotka nie przyznała się?
- Nic nie powiedziałaś, prawda? - spytała, ciężko opadając na krzesło.
Na twarzy Heppy pojawiło się zakłopotanie. Objęła palcami filiżankę,
jakby chciała się ogrzać.
- Musiałam powiedzieć, skarbie. Nie mogę kłamać policji.
115
R S
- Tak, ale...
- Oczywiście wiem, że masa ludzi będzie na mnie wściekła...
- Tak, ale...
- Sally Watson dostanie szału! Ale to bez znaczenia. Musiałam to zrobić.
Nie chciałam nikomu zaszkodzić...
- Ciociu Heppy...
- Sally musi się nauczyć, że nie wolno niszczyć czyjejś własności.
- Sally Watson?
- Tak, skarbie. Nie wspomniałam o tym? To Sally pomazała plakaty
czarną farbą. Widziałam ją tej nocy, kiedy szłam do Dazów. Zamieniła  Swain"
na  Zwinia", ponadto domalowała mu wąsy na każdym plakacie.
Heppy zmarszczyła czoło i dodała w zamyśleniu:
- Prawdę mówiąc, Eddie dobrze wygląda z wąsami - bardziej męsko. Ale
Sally nie może wyrabiać takich rzeczy tylko dlatego, że jest wściekła na matkę
Eddiego.
Prudencja nic nie rozumiała.
- Niby dlaczego jest wściekła na panią Swain?
- Dlaczego? Bo Michael O'Sullivan umizguje siÄ™ do matki Eddiego. A
Sally liczyła, że wybierze ją. Ukrywała swoje uczucia, aż wszystko wyszło na
jaw. Sally zawsze jest niebezpieczna, gdy dorwie pojemnik ze sprayem.
- Och. - Prudencja opadła na oparcie krzesła, przytłoczona sensacyjną
wiadomością i wyrzutami sumienia. Jakże mogła podejrzewać ciotkę o taki
wybryk?
Heppy zachowywała się czasami nieco ekscentrycznie, ale kochała ludzi.
Czy w przeciwnym razie dzieci garnęłyby się do niej, a rodzice powierzaliby jej
opiece swoje pociechy? Heppy była miła dla wszystkich.
Prudencja przypomniała sobie słowa Nicholasa.
- O rany! - powiedziała wolno. - Myliłam się. Nicholas miał rację.
- On często ma rację, złotko - przyznała Heppy. - O co chodzi tym razem?
116
R S
- Powiedział, że się okłamuję... bo mnie nie potrzebujesz. %7łe tylko
wmawiam sobie, że jestem ci potrzebna.
Heppy spojrzała z oburzeniem.
- Jak on może wygadywać takie głupoty! Oczywiście, że cię potrzebuję.
Przecież jesteś moją bratanicą!
- Ale jestem ci potrzebna tylko jako bratanica. Nie muszę być twoją
opiekunką ani pomocą w księgarni.
Wyraznie zaniepokojona strapionym głosem Prudencji, Heppy pochyliła
się nad stołem i chwyciła ją za rękę.
- To tylko po części prawda, skarbie. Może nie jesteś mi już do tego
potrzebna, co nie znaczy, że nie byłaś. Pomogłaś mi stanąć finansowo na nogi. I
może nie potrzebuję opiekunki teraz, ale w przyszłości może być inaczej. Któż
to wie?
Strapienie nie ustąpiło z twarzy Prudencji, toteż Heppy poklepała ją po
ręce i powiedziała łagodnie:
- Ludzie się zmieniają. Okoliczności też. Nie sposób przewidzieć
przyszłości, skarbie. Możesz robić tylko to, co jest słuszne dla ciebie w
obecnym czasie i miejscu.
A gdzie jest moje miejsce? - zastanawiała się Prudencja. Rozejrzała się po
kuchni. Wszystkie dekoracje zniknęły - wesoły kościotrup, czarnoksięska
peleryna i kapelusz Heppy, tekturowe koty i duchy. Na blacie kredensu tkwiło
jedynie banalne pudełko mąki owsianej. Wszystko znowu wyglądało
przerazliwie zwyczajnie. Nawet jej ciotka. Prudencja powinna siÄ™ z tego
cieszyć, a jednak czuła dziwną pustkę. Kusząca obietnica czegoś niezwykłego
nie spełniła się. Atmosfera magii uleciała. I nie miało to nic wspólnego ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl