[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzwo nił cztery razy, ale ledwie go słyszała. Wyczuwała tylko z głosu, jak bardzo musiał być
wyczerpany bezustannym napięciem. Lauren jeszcze nigdy w \yciu nie czuła się tak bezsilna i
zarazem tak straszliwie samotna.
W ciągu dwóch tygodni stworzyła potę\ną rzezbę z metalu i drewna, zupełnie inną od jej
kameralnych prac. Po ukończeniu, jak zwykle wypalona wewnętrznie i wyczerpana, zapragnęła
odpoczynku i pociechy. Telefoniczne rozmowy z Charlie nie spełniały swojej roli, więc umówiła
- 78 -
się z Samem. Szczęśliwym trafem realizował projekt w Nowym Jorku i z radością przyjął
zaproszenie.
Zjedli obiad w małym bistro przy Greenwich Village, a potem, gdy pili kawę. Sam zaczął
opowiadać o Clei, malując obraz inteligentnej, uczuciowej dziewczyny, którą kochał i która
kochała swojego brata.
Reece załamał się po jej śmierci mówił. Podejrzewam, \e do dziś się z tego nie
otrząsnął. Nigdy nie widziałem, \eby był zakochany w którejkolwiek z kobiet, z którymi spotykał
się potem. Sprawiał wra\enie, jakby był zrobiony z lodu. Sam na moment zapatrzył się w dal
nieobecnym spojrzeniem. Jakaś cząstka mnie będzie zawsze kochać Cleę. Wiem, \e
bylibyśmy szczęśliwi, ale ona nie \yje ju\ od pięciu lat, Lauren& a ja spotykam się z kimś w
Bostonie.
Z kimś miłym? zapytała z uśmiechem. Zrobił łobuzerską minę.
Miłym, ślicznym i w dodatku mistrzowsko grającym w tenisa. Nagle spowa\niał.
Nie ośmieliłem się powiedzieć o tym Reece owi, aby nie pomyślał, \e zdradziłem pamięć Clei.
Nigdy jej nie zdradzę. Ale \ycie toczy się dalej, Lauren, a ja chcę zało\yć rodzinę i zbudować
dom za miastem. No wiesz, typowe marzenia w moim wieku. A propos domu, czy opowiadałem
ci o wiejskiej rezydencji Reece a w Prowansji?
Lauren słuchała z przyjemnością. Uwielbiała opowieści o nim z czasów, gdy go jeszcze
nie znała, kiedy był młodszy i szczęśliwszy. Powoli powstawał jego nowy portret. Portret
człowieka pełnego rodzinnych uczuć, który nie był opętany przez ponure demony. Pózniej, idąc
spać, usiłowała rozwikłać jeszcze jedną zagadkę, a mianowicie dlaczego odesłał jej czek z suma
uzyskaną za sprzeda\ domu Wallace a, oraz dlaczego nie opublikował ani słowa na temat jej
ojczyma.
Nazajutrz poszła do biblioteki i przejrzała stare numery gazet, w których pisano o śmierci
Clei. Fotografie wstrząsnęły Lauren, zwłaszcza jedna, na której Reece stał samotny wśród tłumu
z tragicznÄ… twarzÄ…, patrzÄ…c niewidzÄ…cym wzrokiem.
Podczas kolejnych dziesięciu dni znów pracowała jak w transie. Kiedy skończyła rzezbę,
zajęła się sprawą czeku, odrzuconego przez Reece a. Wyszukała organizację w Chicago,
zajmującą się dziećmi ulicy, sprawdził ją i posłała tam całą sumę.
Lecz jej dni stawały się coraz bardziej puste, podobnie jak łó\ko, w którym przewracała
się, nie mogąc zasnąć. Schudła i wyglądała tak mizernie, \e przyjaciele zaczęli prześcigać się w
- 79 -
dobrych radach, od kuracji witaminowej po wyjazd na tropikalne wyspy. Pewnego grudniowego
dnia, gdy szał świątecznych zakupów rozkręcił się na dobre, a podły nastrój Lauren sięgnął
ostatecznego dna, zadzwonił telefon.
Lauren, jestem w Londynie.
Ten głos! Serce zabiło jej jak szalone.
Reece? Czy wszystko w porządku? wyjąkała.
Tak, tak. Hej, czemu płaczesz? Jego głos równie\ się łamał.
To nic, zaraz mi przejdzie łkała, ocierając mokre policzki.
Przyleciałem parę godzin temu. Rodziny porwanych czekały na nas na lotnisku&
ZajmujÄ… siÄ™ nimi psycholodzy, ale ja ju\ nie jestem im potrzebny.
Wszyscy zostali zwolnieni?
Krótko opisał jej całą akcję, lecz niewiele z tego zapamiętała. Reece wrócił i jest
Londynie, tylko to było wa\ne.
Lauren, jesteś tam? upewnił się. Tak? Posłuchaj, resztę opowiem ci pózniej, a
teraz mam propozycję& Mo\e przyjechałabyś do mnie na święta, do Surrey? Jest tam miejsce,
które na pewno ci się spodoba.
Ale& nie wiem, czy uda mi się kupić bilet na samolot w przedświątecznym szczycie.
Załatwię ci, mam swoje chody. Więc jak, przylecisz?
Tak, Reece.
W takim razie organizujÄ™ ci bilet na dwudziestego trzeciego.
Jak ja wytrzymam te dziesięć dni, pomyślała z niecierpliwością.
Muszę jednak postawić warunek zaznaczyła.
Jaki? momentalnie stał się czujny.
Damy sobie tylko po jednym prezencie, ręcznie robionym, który nie będzie kosztować
więcej ni\ dwadzieścia pięć dolarów.
W słuchawce rozległ się śmiech.
Kupuję ten pomysł! Och, Lauren, nie masz pojęcia, jak marzę, \eby cię wreszcie
przytulić.
Powiedział to takim głosem, \e całe jej ciało ogarnął płomień.
Chyba czeka nas szczęśliwe Bo\e Narodzenie westchnęła, przymykając oczy.
Musimy jakoś wytrzymać te dziesięć dni. Uwa\aj na siebie, dobrze?
- 80 -
Ty te\. Do zobaczenia.
Lauren odło\yła słuchawkę, włączyła radio na cały regulator i zaczęła pląsać po domu w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]