[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miejsca, przyszła do szkoły dużo wcześniej. Zwłaszcza dziewczynki, kandydatki na wzorowe
uczennice, chciały koniecznie siedzieć w pierwszych ławkach. Rozkrzyczana gromada
pierwszoklasistów szybko podzieliła się na małe grupki, osobno chłopcy, którzy od razu
rozpoczęli bójki, przepychania się i gonitwy na piaszczystym dziedzińcu, osobno dziewczęta,
poważne i spokojne  ale za to rozgadane i zerkające w kierunku hasających po dziedzińcu
kolegów, z którymi miały się uczyć przez kilka najbliższych lat.
Przy parkanie, oddzielającym szkolny dziedziniec od warsztatów kolejowych, rosły
jesiony o szeroko rozłożonych grubych konarach, gęsto pokrytych liśćmi. Idealnie nadawały
się do zabawy w leśnych ludzi. Czterech z nas, znudzonych przedłużającym się
oczekiwaniem na rozpoczęcie lekcji, wykorzystując parkanowe belki, szybko znalazło się na
sąsiadujących ze sobą drzewach. Nie pamiętam, kto z nas wymyślił taką zabawę, ale jedno
jest pewne, że w ten nieprzewidziany sposób, jeszcze przed rozpoczęciem nauki, zawiązała
się nasza wieloletnia przyjazń. Najwyższy z nas Mietek mieszkał obok parku  Sokoła", w
dużym dwupiętrowym domu, w którym była poczta. Maniek  nie wiem dlaczego nazywany
 Dziunią"  jedyny z nas ładnie uczesany i w krawacie, mieszkał po drugiej stronie
%7łbikowskiego przejazdu, na pierwszym piętrze narożnego domu, tuż obok torów. Genek i ja
przyjazniliśmy się od dość dawna. Kołysząc się na gałęziach, szybko zapomnieliśmy, po co
właściwie tu przyszliśmy. Wysoko nad ziemią, zajęci zabawą, nie zwróciliśmy uWagi na
dzwięk dzwonka. Chodził z nim po podwórku pan wozny  starszy, szczupły i nieduży
mężczyzna z długimi wąsami. Dopiero znacznie pózniej zdałem sobie sprawę z tego, że
przegapiłem tak bardzo oczekiwany  pierwszy dzwonek". Podwórko opustoszało, a my, pełni
dziecięcej naiwności, myśleliśmy, że wszyscy zapomną o nas i w ten sposób na rozłożystych
gałęziach jesionów zleci nam pierwszy dzień pobytu w szkole. Stało się jednak inaczej. Pod
drzewa przybiegły dwie koleżanki, aby nam
4S
4
~ Ozfeinica milionerów
49
Ipowiedzieć, że nasza pani nie chce bez nas rozpoczynać lekcji. Zd/U wionę i trochę
zdenerwowane naszym zachowaniem mówiły:  Chłop* cy! Czy nie słyszeliście dzwonka?
Zobaczycie, co będziecie mieli!" Nadal kołysaliśmy się na gałęziach, udając, te ich słowa nic
nas nie obchodzą. Gdy wróciły do klasy, chcieliśmy już schodzić z drzew, nie bardzo
wiedząc, czym to wszystko może się skończyć, gdy nie*! spodziewanie zobaczyliśmy, że
nasza pani wyszła na podwórko i ruszyła w naszym kierunku. Na jej twarzy nie było
uśmiechu. Szybko zsunęliśmy się na ziemię i pokornie stanęliśmy przed nią, Najwięcej
dostało się Mietkowi, był z nas najwyższy i być może dlatego został potraktowany jako
inicjator. Usłyszeliśmy surowe zapewnienie, że to powinno być pierwszy i ostatni raz, jeśli
chcemy chodzić do szkoły, gdyż na nasze miejsca czeka bardzo dużo dzieci, które chcą się
uczyć.
Bez jednego słowa poszliśmy do naszej klasy na piętrze. Szybko zajęliśmy cztery wolne
miejsca, od razu zapominając o niedawnym postanowieniu, że koniecznie musimy siedzieć
razem, obok siebie. Ten nasz nie bardzo poważny postępek wywołał podziw kia* sowych
dryblasów z ostatnich ławek. Jeden z nich zdobył się nawet na duże poświęcenie, oddając mi
lepsze miejsce w ławce przy oknie, przez które widać było ulicę 3 Maja i porosłe olchami
Å‚Ä…ki nad UtratÄ….
Nasza pani nigdy nie powracała do tego wydarzenia i gdy po trzech latach nauki w czasie
pożegnania wspominaliśmy te pierwsze minuty pobytu w szkole, udawała, uśmiechając się,
że nic nic pamięta.
Gdy na tej pierwszej, niezapomnianej lekcji, po dłuższej chwili cichych rozmów i
szeptów klasa nareszcie uspokoiła się, nasza pani najpierw nam się przedstawiła, a pózniej
mówiła o tym, jakie zadania musi wykonać, czego nas nauczyć i czego będzie od nas wy*
magała. Mówiąc o naszych obowiązkach i o tym, jak mamy zachowywać się w szkole,
podkreśliła, że jesteśmy pierwszym pokoleniem od przeszło stu lat, któremu los pozwolił
uczyć się w polskiej szkole, że jeszcze tego nie rozumiemy i nie zdajemy sobie z tego
sprawy, ale na pewno kiedyś będziemy wiedzieć, ilu naszych roda- ków oddało swoje życie,
abyśmy mogli swobodnie mówić i myśleć po polsku. Nasza pani szybko ustaliła, gdzie kto
ma siedzieć  mali na początku, wysocy w ostatnich ławkach  a pózniej dowi
dzieliśmy się, jak powinniśmy zachowywać się i co mamy przynosić z domu na lekcje.
Pierwszy dzień naszego pobytu w szkole, tak niefortunnie rozpoczęty, był słoneczny i ciepły.
Zapamiętałem na długo jesienne widoki za oknem, wielkie kępy jeszcze zielonych olch nad
Utratą i wędrujące nad rzeką słońce. Na miejscu zajętym w pierwszym dniu siedziałem przez
trzy lata mojej nauki na %7łbi- kowie. Patrząc w okno widziałem tor kolejowy i przejeżdżające
pociągi, robotników pracujących przy budowie elektrowni i wysokie drzewa parku Bersohna.
Tego dnia nie było dzwonka na koniec lekcji. Dość długo siedzieliśmy w klasie, słuchając
jakiejś bajki, którą czytała nam pani z dużej książki z kolorowymi obrazkami.
Niewiele zostało w mojej pamięci z trzech lat nauki w szkole na %7łbikowie.
W pierwszym oddziale był nadmierny tłok. W niektórych ławkach tłoczyło się po trzech
uczniów. Kilku starszych wyrośniętych chłopaków, stale okazujących nam swoje
lekceważenie, trzymało się razem, siedząc w ostatnich rzędach. Nie ukrywali niezadowole-
nia, gdy pani czytała nam bajki. Wychodzili z klasy, mówiąc, ze to już ich nie interesuje, lub
udawali, że śpią, składając głowy na rękach położonych na ławce. '
Przez trzy lata nauki poginęły gdzieś po drodze te wyrośnięte dryblasy z ostatnich ławek.
Może przenieśli się do innych szkół? Albo my zaczęliśmy szybciej rosnąć i dogoniliśmy ich,
wyrównując różnicę wzrostu i podciągając się do ich poziomu umysłowego.
Początkowo używaliśmy do nauki pisania czarnych ceramicznych tabliczek, formatu
kartki z zeszytu, osadzonych w drewnianych ramkach, a pisaliśmy specjalnym szyferkiem,
ścierając niepotrzebny zapis szmatką.
Dopiero w połowie roku szkolnego kupiłem zeszyty, przybory do pisania i kwadratowy
szklany kałamarz, w którym zawsze brakowało atramentu. Dzieci z naszej dzielnicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl