[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marzi. Kate i Fenny jeszcze smacznie śpią.
- Byliśmy już w ogrodzie, ale krótko. Potem ojciec i Fenny zabiorą go na
długi spacer. - Pani Dysart z dobrodusznym uśmiechem patrzyła na
rozpromienioną córkę. - Widzę, że wieczór się udał.
- O, tak. Nie patrzyłam na zegarek i nie wiem nawet, o której wróciłam.
- Bardzo pózno.
- Przepraszam. Starałam się nie robić hałasu.
- 114 -
S
R
- Nie czuwałam specjalnie, po prostu nie mogłam usnąć. - Na policzki
starszej pani wystąpiły lekkie rumieńce. - Lepiej się przyznam, że myślałam o
tym, jakie wesele planujecie.
- Wszystko mi jedno, jakie będzie, byle prędko. - Rozmarzona zapatrzyła
się w okno. Po chwili zorientowała się, że matka spogląda na nią z
rozbawieniem. - Przepraszam. Mówiłaś coś?
- Owszem. Wcale mnie nie słuchałaś, ale nie szkodzi. Ważniejsze jest
dzisiejsze przyjęcie, a o weselu porozmawiamy kiedy indziej. O której państwo
Savage'owie tu będą?
- Chyba około pierwszej. Mam nadzieję, że Jess zdąży przed nimi. Jonah
przyjdzie wcześniej, bo może się do czegoś przydać.
- Na pewno przyda się tobie. Chcesz go mieć blisko siebie, prawda?
- Jak zwykle zgadłaś.
Leonie obudziła Fenny, pomogła jej się ubrać i przypilnowała, żeby
dziewczynka zjadła śniadanie. Potem z ociąganiem zadzwoniła do Roberto. Nie
zastała go w domu, więc nagrała pozdrowienia. W szkole telefon odebrała żona
dyrektora, z pochodzenia Angielka, która widziała, jak bardzo Leonie
przeżywała zerwanie z Jonahem. Wymówienie przyjęła ze smutkiem, ale i
zrozumieniem. Obiecała, że jeżeli nie uda się zatrudnić nowego nauczyciela,
sama przejmie część uczniów Leonie.
Ledwo Jonah przyszedł, powiedziała mu o wyniku rozmowy.
- Zawiedli się na mnie, bo obiecywałam, że będę pracować na pełnym
etacie przez długie lata.
- U mnie będziesz miała pełen etat do końca życia - oświadczył Jonah. -
Cieszę się, że nie jedziesz do Włoch.
- Ja też. Jak się czujesz?
- Wyśmienicie. Sądząc po twoim wyglądzie, ty też.
- Cudownie. Wbiegła Fenny.
- Jonah, mogę być druhną na waszym ślubie?
- 115 -
S
R
- Oczywiście.
Jess przyjechała wcześnie, czym wszystkich zaskoczyła. Miała elegancki
płócienny kostium i pantofelki na bardzo wysokich obcasach.
- Jak w czymś takim można chodzić? - zdziwiła się Kate.
- Ja nie chodzę, tylko jeżdżę taksówkami. - Jess uściskała siostrę. - Czy
zdążyłam na najważniejszą część? Leo, wyglądasz jak uosobienie szczęścia.
- A twoje sprawy sercowe? - zapytała Leonie półgłosem. - Odezwał się
adorator?
- Nie. Już o nim zapomniałam. - Jess wzruszyła ramionami. - Wciąż
czekam na księcia z bajki.
- Gdy się zjawi, nie pozwól mu odejść - poradziła Leonie. - I pamiętaj o
zaufaniu.
- Takich mężczyzn jak Jonah nie ma na świecie zbyt dużo. Chodzmy, bo
marzÄ™ o kawie.
Wszystko już było gotowe, goście mieli lada chwila nadjechać, gdy Jess
weszła do salonu i oznajmiła:
- Jest telefon.
Pani Dysart zerwała się z miejsca.
- Jonah, może twoi rodzice nie mogą przyjechać?
- Mamo, to do Leonie. Dzwoni mężczyzna o aksamitnym głosie. -
Przelotnie zerknęła na Jonaha. - Przedstawił się jako Roberto Forli.
Leonie wybiegła z pokoju.
- Ciao, Roberto. Prędko się odezwałeś.
- Prędko? Nie żartuj. Cały tydzień cię nie słyszałem. Usiłowałem
skontaktować się z tobą wczoraj, ale telefon nie odpowiadał. Dzisiaj poprosiłem
recepcjonistkę, żeby mi podała numer twoich rodziców i oto dzwonię.
- Przepraszam, ale mamy tutaj spore zamieszanie...
- Ja też jestem tutaj.
- Czyli gdzie?
- 116 -
S
R
- W twoim Pennington. - Roberto roześmiał się. - Mówiłem, że zrobię ci
niespodziankÄ™.
Leonie bezsilnie oparła się o ścianę.
- Faktycznie.
- Zamówiłem pokój w hotelu, ponieważ nie ośmieliłbym się liczyć na
nocleg u was, zanim zostanÄ™ przedstawiony twoim rodzicom.
- Posłuchaj mnie. Akurat jest rodzinne spotkanie, więc teraz nie mogę się
wyrwać. Ale przyjadę do ciebie wieczorem.
- Dobrze. Już zamówiłem stolik w restauracji. Czy twoi rodzice też zechcą
przyjechać? Marzę, by ich poznać.
- Dziś to niemożliwe.
- Rozumiem. Będziemy sam na sam?
- Roberto... ja... musimy porozmawiać... muszę ci coś wyznać.
- Wobec tego do zobaczenia wieczorem.
- Będę około wpół do ósmej.
Powoli odłożyła słuchawkę. Gdy się odwróciła, stanęła twarzą w twarz z
Jonahem. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Gdzie będziesz?
- Roberto zameldował się w hotelu w Pennington. Przyleciał, żeby się ze
mną zobaczyć i...
- Kiedy się z nim umawiałaś?
- Wcale się nie umawiałam. Chciał zrobić mi niespodziankę. Dzwonił
wczoraj wieczorem, ale wyłączyłam telefon przed pójściem do ciebie.
Naprawdę nie wiedziałam, że chce przyjechać, ale skoro już tu jest, mam okazję
porozmawiać z nim w cztery oczy.
- Porozmawiać?
- Tak. Nie chcesz mnie puścić do Florencji, a wypada, żebym osobiście
powiedziała mu, że zostaję w Anglii i wychodzę za mąż.
- 117 -
S
R
- Pojadę z tobą. - Jonah patrzył na nią ponurym wzrokiem. - Może trzeba
go będzie przekonać.
- Nigdzie nie pojedziesz.
- Chyba nie sądzisz, że potulnie się zgodzę, byś spotkała się z niedawnym
kochankiem.
- Roberto nie był moim kochankiem.
- Powtarzam, że sama nie pojedziesz.
- A dokąd to się wybierasz? - spytała Jess, która też wyszła z pokoju.
Jonah odwrócił się do niej, jakby szukał wsparcia.
- Wyobraz sobie, że na spotkanie z tym swoim Włochem. Nie pozwolę na
to.
- O co ci chodzi? - zdenerwowała się Leonie. - Roberto jest dobrym
znajomym...
- Znajomym! - prychnÄ…Å‚ Jonah. - Skoro to tylko dobry znajomy, moja
obecność nie będzie mu przeszkadzać.
Jess stanęła między nimi.
- Nie kłóćcie się. Chcecie wszystkim popsuć humor?
- Zadzwoń do niego - rzucił Jonah rozkazująco - i wyjaśnij sytuację przez
telefon.
- Nie mogÄ™, bo wiem, jakie bolesne sÄ… rozstania...
- Jonah też wie - wtrąciła się Jess. - Nie róbcie scen. Mama się
napracowała, czekamy na gości, przeproście się.
Leonie jej nie słuchała. Przerażona patrzyła przez okno na samochód,
który właśnie stanął koło tarasu.
- Jonah? - szepnęła drżącym głosem.
- Co, kochanie?
- Wiedziałeś, że rodzice nie przyjadą sami?
- Nie. - Wziął ją za rękę. - Opanuj się. Chodzmy się przywitać.
- 118 -
S
R
Gdy podeszli, Helen Savage uśmiechnęła się przepraszająco i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]