[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za prawo...
- Nie masz żadnych praw - przerwała mu ostro.
- %7Å‚adnych!
- Ależ mam! - zapewnił z pozorną łagodnością. -I mam zamiar z nich skorzystać.
- Ale ja tego nie chcę - krzyknęła. Ogarnęła ją panika. Jak zdołał odzyskać
przewagę? - Nie ośmielisz się!
- Przecież wiesz...! - powiedział leniwie. Nie było jednak nic leniwego w nim, gdy
się poruszył. Przypominał drapieżnego kota. Patrzyła szeroko otwartymi oczami, jak się
zbliża do niej.
- Dość długo byłem cierpliwy. Chcę teraz tego, za co zapłaciłem.
- Nie! - zrobiła krok do tyłu i znalazła się w pułapce między jego wielkim ciałem a
łóżkiem. - Nie pozwalam ci!
- Nie masz wyboru, kochanie! - Czy ojciec zapomniał ci powiedzieć, że nie opatrzył
kontraktu żadnymi ograniczeniami? Należysz do mnie, Sereno, i całe twoje piękno też.
Doprowadzona do ostateczności rzuciła się na niego, ale John złapał ją za ramię.
Walczyła ze wszystkich sił, daremnie odpychając wolną ręką jego pierś. Ostatnim
wysiłkiem wykręciła się, lecz przygnieciona ciężarem jego ciała padła na łóżko.
- Nie wolno ci! Nie chcÄ™!
- Chcesz! Cóż innego znaczył twój striptizik? - obserwował jej twarz, gdy szukał jej
ciała ukrytego pod satyną i koronkami. Ach, te jego dłonie! Coraz śmielsze... Lekko
przemknęły przez piersi, lecz nie zatrzymały się.
-To nie był...
- Był! - przekonywał ją. Wrócił dłońmi na jej piersi.
- Nie! - Traciła oddech. %7łeby uciec jakoś od tych pieszczot! - Nie miałam zamiaru...
- Miałaś! - stwierdził krótko. Przesunął się i uwolnił ją od swego ciężaru. Leżał teraz
obok niej, oparty na ramieniu, aby lepiej widzieć jej twarz, tak pewny swej przewagi, że
ledwo jej dotykał. - Miałaś, wiesz o tym - szepnął. Tylko pieszczotą trzymał ją w
niewoli. - Oboje od samego poczÄ…tku chcemy tego.
Próbowała zaprzeczyć, lecz słodkie omdlenie już ogarniało jej ciało, rozpraszało
myśli. Traciła głowę. Ach, te dłonie...! To na piersi, to gdzieś indziej... Nie dające
odetchnąć, ciągle czegoś szukające i znajdujące, zachęcające do odpowiedzi... Poddała
się. Jej ciało wygięło się w poszukiwaniu jego dotyku.
- Tak. Teraz dobrze... Teraz lepiej, prawda? - Powoli, zbyt powoli pieścił każdy
centymetr jej ciała, od delikatnego wygięcia stopy po miękkość ud. Potem dowiódł jej,
jak cudowne może być samo odpinanie podwiązek i zdejmowanie jedwabnych
pończoch. Resztki jej wstydu ulatniały się.
- To nie jest uczciwe - zaprotestowała słabo i wyciągnęła do niego ręce. Zmarszczyła
brwi niezadowolana, gdy napotkała nakrochmalony materiał. - To mi przeszkadza.
Z niecierpliwością odpinała spinki, aby w końcu rozchylić koszulę. Westchnął
głęboko, gdy zerwała ją z niego.
- Dobrze ci teraz? - zapytał z czułością.
Dobrze? To słowo nie oddawało niczego, co poczuła, gdy uwolnił ją od koronek i
satyny.  Dobrze" było tylko chłodem w porównaniu z tym, czego doznała, gdy położyli
się razem, niczym już nie dzieleni, aby wspólnie przeżywać ogrom podniecenia,
prawdziwy płomień ich dotykających się ciał. Czy była to miłość, zastanowiła się. Czy
miłość może zapłonąć tam, gdzie było tyle złości i nieporozumień? Niech będzie to
miłość, prosiła.
- Och, tak! - wyszeptała ogarnięta przemożnym pragnieniem dotknięcia go,
zwrócenia mu choć części tych pieszczot, którymi ją obdarował. - John, ja nigdy...
- %7ładnych słów... Nie teraz - nakazał jej. Jego usta cudownie rozchylały jej wargi,
brały ją w posiadanie. - Nie myśl o niczym. Niech pozostanie tak, jak jest.
%7ładnych słów - zgodziła się chętnie. Nie potrzebowali słów, nie teraz, kiedy każdy
pocałunek i każda pieszczota mówiły wszystko. Stała się nagle wyczulona na
najmniejsze drgnienie jego i własnego ciała, ośmielała się pobudzać i kusić go, a jego
dłonie i usta rozpalały jeszcze bardziej jej pożądanie. W końcu, gdy świat stał się
jednym wielkim doznaniem, zawładnęło nią jedno wielkie pragnienie. Było silniejsze,
głębsze niż mogła to sobie wyobrazić. Ogarnęło całe jej ciało, złamało do końca jej opór,
zaniosło na samą krawędz rozsądku.
- Proszę - powiedziała przerywanym głosem i przylgnęła do niego. - John, proszę...
Znieruchomiał nad nią, z napięciem zajrzał w jej oczy.
- Sereno! - jego głos był zdławiony, napięty. - Jesteś pewna?
-Tak! - Jej ręce przyciągały go mocno, ciało prężyło się. Niech już wypełni tę bolesną
pustkę, pomyślała. - Tak, John. Wez mnie.
Wziął ją, zaniósł gdzieś na skraj... I jeszcze dalej, w szaleństwo, w opętańczy wir
namiętności. Jak przez mgłę, w ostatniej eksplodującej sekundzie usłyszała jego oddech,
tak samo zdyszany jak jej, poczuła jak jej odpowiada całym ciałem w nie kończącej się
chwili, gdy dawał jej spełnienie, którego tak łaknęła.
- Zadowolona? - zapytał, gdy burza ucichła. -Mhmm... - uśmiechnęła się leniwie. Co
to za słowo? Zadowolona... Jeszcze jeden pusty dzwięk niezdolny do oddania pełni jej
uczuć. - Oczywiście. Bardziej niż zadowolona - wyznała i spojrzała na Johna. Po raz
pierwszy widziała go odprężonego, wolnego od najwyższej czujności i nerwowego
napięcia.
- To dobrze. - Położył się obok niej, oparł na łokciu i obserwował jej twarz. - To
przeszło moje najśmielsze oczekiwania - odezwał się rozleniwionym, zadowolonym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl