[ Pobierz całość w formacie PDF ]

popołudnie? Ciekawe.
- Możemy porozmawiać w środku?
O co chodziło? Okład z lodu na bolące ramię będzie musiał poczekać.
- Jasne, wejdz.
Claire zeszła pierwsza, obróciła się na pięcie i obserwowała, jak schodził
na dół.
- Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku. - Na szczęście sprzątnął rano wnętrze łodzi.
Nie wiedział, co go czeka po wizycie u lekarza. Bar z prawej strony był sterylnie
czysty. Na stoliku postawił talerz z truskawkami i czekoladki. Sofę udekorował
nowymi poduszkami.
- Czyżby? - Rzuciła żelki na barek, obok kieliszków do wina, które Vic
zamierzał napełnić mlekiem. - Nie będziesz więc mieć nic przeciwko temu, jeśli
ci zrobię masaż pleców?
- 65 -
S
R
Odskoczył instynktownie.
- Co ci się stało w ramię?
- Wrzód bardzo bolał, więc koń się zestresował, a ja nie uskoczyłem w
porę - wyjaśniał Vic. Potem wzruszył ramionami. Czuł się bardzo
niekomfortowo. - Ale to nic wielkiego. Trooper kopnÄ…Å‚ mnie w ramiÄ™.
- O mój Boże! - Claire podskoczyła do niego. - Jesteś pewien, że nic ci nie
jest? Pokazałeś ramię lekarzowi?
- Ja jestem lekarzem i nic mi nie jest. - Pomyślał, że najchętniej zdjąłby z
niej ubranie. - %7ładnych połamanych kości. Jedynie olbrzymi krwiak.
- Jedynie? - wycedziła z niedowierzaniem Claire. - A teraz uważaj,
zamierzam zdjąć twoją koszulę z ramienia. Zsunę ją z niego lekko, a potem
przełożę przez głowę.
Jej delikatne ręce dotykały jego rozgrzanej skóry. Stała tak blisko, że na
pewno nie mogła nie zauważyć jego podniecenia.
- Kobieto, jeśli chcesz mnie rozebrać, po prostu powiedz.
- 66 -
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
O tak! Pożądała Vica. Nagiego. Na jego łóżku zawiniętego w narzutkę w
niebiesko-zielone paski. Właściwie miała na niego ochotę gdziekolwiek i to
wkrótce. Najpierw jednak musi sprawdzić jego ramię, w które kopnął go koń.
Mocno wysklepiona klatka piersiowa połyskiwała jasnym zarostem i
lekko pachniała męskim potem.
Westchnęła.
- Ten siniak wygląda tragicznie - stwierdziła Claire na widok
fioletowozielonej plamy na ramieniu. - Jutro będzie cię piekielnie bolało.
- Już dzisiaj boli jak diabli - wymamrotał.
Jej żołądek dał jej właśnie o sobie znać. Znacznie mocniej niż podczas
pierwszych porannych mdłości. Mimo dyskomfortu ruszyła do lodówki. Z
zamrażalnika wyjęła mały pojemnik z lodem.
- Czy wziąłeś jakieś środki przeciwbólowe?
Zaczął sprawdzać siłę mięśni ramienia okrężnymi ruchami.
- Kilka tabletek motrinu.
- Powinieneś wziąć coś mocniejszego.
- Mam alergiÄ™.
No tak, oczywiście. Na pewno by jej posłuchał.
- Założę się, że to alergia związana z dużym stężeniem testosteronu w
twojej krwi.
- Dobrze kombinujesz.
Podejrzewała, że maskował ból, bo za wszelką cenę chciał uchodzić za
macho. Sama, i to bez pytania, musiała przejąć kontrolę i zrobiła to dość
sprawnie.
- Czy masz torbę na lód?
- Gdzieś powinna być, ale w takich sytuacjach zazwyczaj używam
ręcznika albo ścierki.
- 67 -
S
R
Otwierała szufladę po szufladzie, aż w końcu znalazła plastikową torbę z
zamkiem. Wrzuciła do niej lód. Owinęła ją ścierką kuchenną i przyłożyła do
jego ramienia. Zacisnął z bólu zęby, ale nie wydał z siebie żadnego dzwięku.
Ale twardziel.
Fale uderzały w łódz z wielkim impetem. Siłę uderzeń potęgowała
przerazliwa cisza, która nagle zapadła we wnętrzu łodzi.
Vic odstawił paczkę z lodem na stolik.
- Czy twoja obecność oznacza, że wybaczyłaś mi samowolne zaproszenie
inspektora?
- Widzę to teraz w inny sposób. Nie zgadzam się co do słuszności twojej
decyzji. Wydaje mi się jednak, że nic mi nie powiedziałeś, ponieważ mogłeś
przypuszczać, że nie będę chętna, aby ten problem przedyskutować.
- Tak? I dokąd zmierzamy? Miała nadzieję, że do jego łóżka.
- Zanim dziecko się urodzi, musimy o pewnym rzeczach porozmawiać. -
Przyłożyła paczkę z lodem do siniaka. - Nie chcę, by żyło ono w świecie
wzlotów i upadków naszych relacji. Musimy zrozumieć, jakie uczucia się w nas
narodziły i odpowiednio nimi pokierować.
Oczy Vica zaświeciły się diabelsko. Przyciągnął ją na swoje kolana.
- Czy ty mi chcesz powiedzieć, że mamy przed sobą kilka miesięcy, w
ciągu których będę cię mógł zdobywać?
- Nie, nie o to mi chodzi. - Pohamowała się z trudem, by go nie uderzyć w
obolałe ramię. Poza tym jego kolana wydawały się świetnym miejscem na
relaks. - Musimy się po prostu lepiej poznać.
- Przyjaznimy się od kilku miesięcy. - Oparł luzno ramiona na jej barkach.
- Gdybyś mnie jednak w tym czasie poznał, wiedziałbyś, jak bardzo mnie
uraziłeś, przejmując kontrolę nad moim życiem i dzwoniąc za moimi plecami po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl