[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jago odpowiedział na powitanie jedynie skinieniem głowy i trzymał się z dala. Sophie
wyjątkowo piła szampana, ponieważ łudziła się, że alkohol przytłumi ból serca. Po
opróżnieniu dwóch kieliszków istotnie poczuła się lepiej i z ożywieniem przyłączyła do
rozmowy.
 Smithy, jesteś wyjątkowo milczący  zauważył sędzia.  Jeszcze masz kaca?
 Chyba tak.
 Nic dziwnego.  Jasper zrobił tajemniczą minę.  Nie zdradzę, ile wczoraj
obciągnęliśmy, ale rano okazało się, że stanowczo za dużo. Mnie też trochę boli głowa.
 W każdej sytuacji można znalezć plusy. Przynajmniej namówiliśmy naszego gościa,
żeby został do jutra. Nie może prowadzić po wypiciu alkoholu.
 Trzeba pić sok pomarańczowy, jak ja  wesoło powiedziała Tamsin.  Proszę,
częstujcie się orzeszkami, bo ja wszystkie zjem. Ostatnio wciąż coś przegryzam.
Rozmowa toczyła się wartko i w innej sytuacji Sophie, jak dawniej, z przyjemnością
przekomarzałaby się z sędzią i flirtowała z Jasperem. Niestety, przeszkadzała jej obecność
Jagona. Przed ósmą wstała.
 Jest mi bardzo miło, ale niestety muszę już iść. Mama chyba wróciła i...
 Ojej!  Tamsin chwyciła się za głowę.  Twoja mama dzwoniła i prosiła, żeby cię
uprzedzić, że idzie do Bena i pózno wróci. Przepraszam, zupełnie o tym zapomniałam.
 Wobec tego nie musisz się spieszyć  orzekł pan domu.  Moja droga, siadaj i jeszcze
coÅ› wypij.
 A potem idziecie do mnie na kolację  zarządziła Tamsin.  David wróci po północy...
 Przykro mi, ale muszę się spakować.
 Lucy, a ty dasz się zaprosić?  spytała rozczarowana Tamsin.
 Oczywiście. Mam nadzieję, że ktoś odprowadzi Sophie.
Jasper otworzył usta, ale Lucy spojrzała na niego znacząco, więc się nie odezwał. Po
chwili kłopotliwego milczenia z ociąganiem wstał Jago.
 Ja odprowadzę. Spacer dobrze mi zrobi. Uprzejmie podał Sophie kurtkę.
Pożegnanie było głośne, lecz gdy tylko wyszli z domu, zapadło kłopotliwe milczenie.
Cisza jeszcze się pogłębiła, gdy znalezli się poza wsią. Powiał chłodny wiatr, Sophie mocniej
zawiązała czarny wełniany szal. Sytuacja tak jej ciążyła, że w końcu postanowiła zrobić
pierwszy krok.
 Przepraszam  mruknęła.
 Za co?
 %7łe wczoraj tak się awanturowałam. Mama była zgorszona moim zachowaniem.
 Czyli przepraszasz za brak manier?
 Nie tylko  odparła, niezadowolona, że rozmowa toczy się nie po jej myśli.  Twój
niespodziewany przyjazd wytrącił mnie z równowagi do tego stopnia, że powiedziałam
rzeczy... których pózniej... żałowałam.
 Powiedziałaś, że więcej nie chcesz mnie widzieć  przypomniał Jago beznamiętnie.
 Bo tak myślałam.
 Wiem.
Znowu zapadło przykre milczenie.
 Zaskoczył mnie twój natychmiastowy wyjazd.
 Zdążyłem powiedzieć twojej matce i bratu wszystko, co chciałem.  Po krótkim
namyśle dodał z ironią:
 A ty powiedziałaś stanowczo za dużo, dlatego wolałem czmychnąć.
 Pojechałam za tobą do  Red Lion , ale Ian poinformował mnie, że odjechałeś.
 Kto to taki?
 Syn właściciela, kolega ze szkoły.
 Jeszcze jeden?
 Myślałam, że wróciłeś do Londynu.
 Miałem szczery zamiar, ale wpadłem na Jaspera, który postanowił mnie ugościć. Po
powitaniu, jakie ty mi zgotowałaś, jego serdeczność była tym milej widziana. Podziałała jak
balsam. Towarzystwo przyjaciela i butelka whisky to najlepsze lekarstwo na smutki.
 Już mówiłam, że mi przykro.
 Istotnie.
Doszli do Ty Mawr. Sophie zerknęła na Jagona, lecz nic nie wyczytała z jego mrocznej
twarzy.
 Wstąpisz?  spytała zakłopotana.
 Dobrze.  Wzruszył ramionami.  Na chwilę.
 Nie musisz się poświęcać  syknęła.
 Przestań!  Schwycił ją za rękę i mocno zacisnął palce.  Nie wiedziałem, że jesteś taką
choleryczkÄ….
Próbowała się wyrwać, ale bez słowa podprowadził ją do windy i nacisnął przycisk.
Ledwo drzwi się zamknęły, objął Sophie i zaczął gwałtownie całować. Na ostatnim piętrze,
przed windą stała elegancka kobieta.
Sophie, czerwona jak burak, rozciągnęła usta w sztucznym uśmiechu.
 Dobry wieczór, pani Howells.
 Dobry wieczór.  Sąsiadka pani Marlow spojrzała na Jagona.  Wczoraj minęliśmy się
w korytarzu, prawda?
 Tak. Pani pozwoli, że się przedstawię. Jago Langham Smith.  Wyciągnął rękę. 
Jestem znajomym Sophie.
 Chyba bardzo bliskim... Roześmiana sąsiadka wsiadła do windy.
Nie oglądając się, Sophie podeszła do drzwi mieszkania, lecz była tak roztrzęsiona, że
długo nie mogła trafić kluczem do zamka. W pokoju zapaliła wszystkie lampy, odwróciła się i
spojrzała na Jagona.
 Muszę ci coś powiedzieć.
 SÅ‚ucham.
 To będzie cytat.
 Z ulubionego poety?
 Nie. Zacytuję ciebie.  Odchrząknęła.   Błagam cię, powiedz, że twoja propozycja jest
aktualna. Bo ja zmieniłam zdanie. 
 Wyjaśnij dokładniej  rzekł głucho.
 Czy ożenisz się ze mną? Proszę cię.
Jago jednym susem znalazł się przy niej. Oczy triumfalnie mu błyszczały.
 Tak ładnie prosisz, że nie mogę odmówić'.  Pocałował ją delikatnie.  Ale przecież
wczoraj ze mną zerwałaś.
 Zmieniłam zdanie  mruknęła gniewnie.
 Kiedy?
 Ledwo to powiedziałam.  Zerknęła na niego zawstydzona.  Przepraszam, że jestem
taką jędzą. Wczoraj zalała mnie krew... Naprawdę rzadko mi się to zdarza, ale na wszelki
wypadek ustalmy zasady...
 Zanim to zrobisz  przerwał Jago  ja postawię pewien warunek.
 O?  Popatrzyła podejrzliwie.  Jaki?
 %7łe odtąd nie będzie żadnych zasad.  Uśmiechnął się czarująco.  Dzięki temu nie
będziemy ich łamać.
 Zgoda. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl