[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tony zwrócił się do kuzyna. - Podobno jezdziliście z Alexandra konno. Ona
doskonale jezdzi. Douglas żachnął się.
-Jesteś trochę rozczochrany. Co się stało?
-Spadłem z Gartha, a raczej zepchnęła mnie ta kobieta, z która mnie ożeniłeś.
Najpierw sama upadła i teraz będę jej musiał kupić nowy strój do konnej jazdy.
Widziałeś jej strój? Stary, bez gustu, na pewno jej inne stroje wyglądają podobnie.
Założę się, że to celowe działanie kochającego tatusia. Chce mnie zmusić, żebym
kupił nowe. Tony, ona wygląda jak strach na wróble, niech cię wszyscy diabli.
Tony zmarszczył brwi. - To dziwne. Melisandą ma piękne suknie, jedwabne, hm...
kobiece szmatki.
- Masz siniaka pod lewym okiem i koło ucha - wtrącił szybko Ryder. - To wszystkie
obrażenia?
Douglas bez słowa nalał sobie brandy, napił się i pokazał na Tony'ego. - Zamierzam
zabić drania. Będziesz moim sekundantem, braciszku?
- Masz dziurę w spodniach. Nie, zawsze lubiłem Tony'ego. Douglasie, wydaje mi się,
że krewnemu należy się trochę swobody, zwłaszcza tak bliskiemu jak Tony. Większość
dzieciństwa spędziliśmy razem, nie pamiętasz? Nigdy przedtem cię nie wrobił. Musisz to
przyznać. To tylko jeden raz, jeden jedyny raz nie postąpił tak, jak kuzyn powinien.
Dlatego wybaczenie...
Douglas rzucił szklaneczką w brata, który sprytnie się uchylił. Szklaneczka z hukiem
roztrzaskała się o ścianę. Do drzwi biblioteki ktoś zastukał.
- Wejść! - krzyknął Tony.
Hollis wszedł do środka, niosąc ogromną srebrną tacę z herbem Northcliffe - lew z
pazurami na tarczy, szlachetny i złośliwy zarazem. - Przyniosłem przekąski, milordzie.
-Jaki lordzie?
-Pan, milordzie.
-Przyszedłeś, bo się bałeś, że mogę znowu próbować zabić Tony'ego.
-Strzeżonego pan Bóg strzeże, milordzie. Pani Tanner przysyła z kuchni bułeczki,
pana ulubione, milordzie. A tu dżem truskawkowy dla panicza Rydera. Proszę bardzo.
-A dla mnie? - dopominał się Tony.
-Dla pana grubo pokrojone kruche ciasto.
-Jesteś księciem między kamerdynerami, Hollis.
- Tak, milordzie.
Douglas zaklął pod nosem, Tony wziął kawał ciasta, a Ryder sięgnął po dżem.
Hollis odsunął się z ulgą. Kiedy jednak usłyszał kroki zbliżające się do biblioteki
poczuł, że blednie. To nie była dobra pora na przyjście żon, ale cóż mógł zrobić?
Damy weszły do biblioteki. Lady Melisanda stąpała leciutko, niemal unosząc się w
powietrzu. Lady Alexandra tupała jak koń na paradzie, aż gruby dywan Aubusson stłumił
odgłos jej kroków. Twarz lady Melisandy otaczały cudne czarne loki. Włosy lady Alexandry
miały piękny kolor, ale z koka niedbale zwiniętego na karku wysuwały się kosmyki.
Potrzebowała trochę więcej czasu przed lustrem. Suknia lady Melisandy z delikatnego
jedwabiu w kolorze brzoskwini miękko układała się na ciele, podkreślając kobiece kształty,
jak zawoalowane zaproszenie. Lady Alexandra miała na sobie bladoniebieską sukieneczkę
wysoko pod szyjÄ™.
Widząc je, kiedy tak stały obok siebie, Ryder zrozumiał brata - miał prawo czuć się
zdradzony. W ustach miał pełno bułeczki i dżemu truskawkowego. Zadławił się, próbując jak
najszybciej przełknąć. Alex podeszła do niego jak gdyby nigdy nic i z całej siły grzmotnęła
go w plecy. Siła jej uderzenia niemal go przewróciła. Przestał się dławić. Jeszcze czerwony na
twarzy, spojrzał na młodą damę i wstał. Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, potem skinął
głową.
Wziął jej dłoń i pocałował nadgarstek. - Jestem Ryder, twój szwagier. A ty pewnie
jesteÅ› Alexandra?
-Tak. Nic ci nie jest?
-O mało nie wyplułem płuc, ale już mi przeszło. Bułeczka znalazła drogę do domu.
Witaj w rodzinie Sherbrooke'ow. Naprawdę zepchnęłaś Douglasa z konia?
Alexandra pokręciła głową. - Nie chciałam tego. .
-Ha! Mówiłem o czymś zupełnie nieistotnym, a ty zwaliłaś mnie na ziemię! - Jest duża
i krzepka - powiedział Ryder. Delikatnie ścisnął palcami jej ramię. - Silna jak
amazonka i muskularna niczym byk. Rzeczywiście przerażająca, braciszku.
-Nie mówiłeś o czymś nieistotnym - Alexandra zwróciła się do Douglasa.
- Ja też nie jestem nieistotna - zauważyła Melisanda.
Tony roześmiał się. - Nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwałby cię nieistotną,
kochanie.
- A nazwałbyś mnie soczystą?
Tony lekko zmarszczył brwi. - Ja tak, ale nikt inny nie śmiałby.
- Ach... - Melisanda spojrzała na męża w tak prowokujący sposób, że pod każdym
mężczyzną nogi by się ugięły.
Douglas patrzył w nią jak urzeczony. Ryder zwrócił się do Alexandry, dziwnie
łagodnie i miło. - Przyłączysz się do nas?
- Ja też się przyłączę - obwieściła Melisanda. Patrzyła na siostrę poważnie
zakłopotana. To bardzo dziwne, myślała, zwracając wzrok na Rydera, który uważnie przy-
glądał się Alex. Lustra nie kłamią. Może biedaczek był krótkowidzem, jak jej się zdawało na
początku. Spojrzała na męża, ujrzała znajomy szyderczy wyraz w jego ciemnych oczach.
Zmarszczyła brwi i popatrzyła z kolei na Douglasa. W oczach odbijały się uczucia jego serca,
tak beznadziejnie do niej przywiązanego. To było niczym balsam dla jej duszy.
Uśmiechnęła się do niego słodko i skłoniła śliczną główkę. - Proszę o wybaczenie,
jeżeli wczoraj w nocy stałam się przyczyną jakiejś niewygody.
Douglas pokręcił głową.
-Mellie, podaj mi herbatę! - zawołał Tony.
-Mówiłam ci, że nie podoba mi się to okropne przezwisko.
Powieka prawego oka Douglasa zadrgała nerwowo.
-Mellie! - powtórzył Tony.
-To urocze zdrobnienie - powiedział Ryder, patrząc na tę depczącą serca pięknotkę,
gotową napluć na mężczyznę, który ledwie dwa tygodnie temu został jej mężem.
Kiedy nie zareagowała, dolał troszkę oliwy do ognia. - Podoba mi się. Mellie to brzmi
tak swojsko, miło, jak para starych pantofli, w które mężczyzna może wsunąć stopy i
wyciągnąć się przy kominku.
Alexandra roześmiała się. - Lepsze to niż Alex. Wolałabym, żeby moje imię kojarzyło
się z miłymi pantoflami, niż brzmiało tak po męsku.
-Z pewnością nikt by się nie pomylił - powiedział Ryder. Zarówno Douglas jak i
Melisanda zmarszczyli brwi.
-Masz okropną sukienkę - poinformował żonę Douglas.
- Jest niemodna, i chyba zresztą nigdy nie była modna.
Zacisnęła usta a jej kręgosłup znowu zesztywniał niczym kij od szczotki. - Jest
błękitna, a to bardzo ładny kolor.
- WyglÄ…dasz jak uczennica.
- To może kupisz mi nową? A może od razu cały tuzin?
WystarczajÄ…co siÄ™ przymilam, milordzie?
Douglas zdał sobie sprawę, że to nie czas i miejsce na okazywanie złego humoru.
Opanował się i postanowił, że będzie się kontrolował. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny
temu nie sprawiało mu to żadnej trudności. Ale ta mała pozbawiła go samokontroli. Czuł się
nagi jak pozbawiony skorupki ślimak. Zatopił zęby w bułeczce.
-Jezdziłaś na Fanny? - zapytał Ryder. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl