[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mniejszego wysiłku zdobywa serca kolejnych dam.
Odruchowo dotknęła ust, jakby chciała sprawdzić, czy
odnajdzie na nich ślad tamtego pocałunku, i zbeształa się za-
raz, że chodzą jej po głowie zdrożne myśli. Z drugiej strony
cóż w tym dziwnego, że tak dobrze zapamiętała swój pierw-
szy pocałunek. Prawda, wspomnienie jest tak żywe, tak real-
ne, ale nie oznacza to jeszcze, że się zadurzyła...
Jej rozmyślania przerwało brutalnie wejście Ophelii.
Młodsza panna Kinght ubrana była w nową amazonkę w ko-
lorze ciemnobłękitnym, o modnym kroju, który nie wzbudził
zbytniego aplauzu mamy.
- Jeszcze nie wstałaś? - zdziwiła się Ophelia. - Popatrz
tylko, jaki piękny ranek. - Siostra odsłoniła całkiem zasłony i
wyjrzała przez okno.
S
R
- Rozmyślam - odparła Camilla chłodno. - A ty czemu tak
wcześnie się wystroiłaś? Jesteśmy umówione dopiero na dru-
gą. O ile nie będzie padać.
Ophelia wydęła rozkosznie usteczka, aż Camilla zlękła
się nie na żarty, że smarkata tak udatnie odgrywa rozkapry-
szoną zalotnicę. Niezbyt spodobała się jej myśl, że młodsza
siostra może zainteresować swoją osóbką lorda Lovella, cho-
ciaż nie dalej jak przed chwilą przekonywała samą siebie, że
musi zapomnieć o wszelkich flirtach.
- To najładniejsza suknia, jaką mam - powiedziała Ophe-
lia przekładając drobiazgi na toaletce siostry. - Maria Fro-
gmorton ma nas dziś odwiedzić, a moja amazonka jest o nie-
bo ładniejsza niż ta, którą sobie właśnie uszyła. Jej jest po
prostu okropna.
- A więc to nie dla lorda Lovella tak się wystroiłaś? - za-
żartowała Camilla i poczuła się odrobinę pewniej. Odpo-
wiedz, którą otrzymała, bardzo skądinąd w stylu Ophelii, nie-
co ją uspokoiła.
- Skądże. On jest za stary, chociaż nie miałabym nic
przeciwko temu, gdyby znajome panny zobaczyły mnie w
jego towarzystwie. On ma takÄ…... skandalicznÄ… opiniÄ™. Poza
tym jest bosko przystojny, nie sÄ…dzisz? - Nie czekajÄ…c na od-
powiedz siostry, zakręciła się jak fryga, unosząc w palcach
sznur jasnoróżowych kryształów górskich. -Nigdy ich nie
nosisz, Camillo. Mogę pożyczyć? Będą pasowały do mojej
popołudniowej sukni. Wiesz której, tej ciemnoróżowej. -
Ophelia przyłożyła sznur kryształów do szyi.
S
R
Camilla doskonale wiedziała, co w słowniku siostrzyczki
oznacza słowo  pożyczyć".
- Możesz je sobie wziąć. - W końcu sznur paciorków z
kryształu górskiego nie jest ozdobą pasującą do koniecznie
granatowych i koniecznie skromnych sukien, jakie noszÄ… sta-
teczne stare panny. Tak, byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby
lunął deszcz i nic nie wyszło z popołudniowej przejażdżki.
Ledwie to pomyślała, czarna chmura przysłoniła słońce.
Camilla wyskoczyła z łóżka.
- Och nie! Popatrz tylko, co się dzieje! - krzyknęła prze-
rażona.
- To tylko jedna chmurka - uspokoiła ją Ophelia. - Już
sobie odpływa. Umieram z głodu. Zobaczymy się za chwilę
w śniadaniowym.
Gdy wypadła z pokoju, zaległa dziwna cisza, jakby świat
próbował odzyskać równowagę po zamęcie wprowadzanym
przez jedną postrzeloną pannicę. Camilla westchnęła, popra-
wiła kołdrę i podeszła do miski.
Ranek wlókł się nieznośnie. Camilla kilka razy podcho-
dziła do zegara na kominku w saloniku, chcąc się upewnić,
czy na pewno chodzi. Na szczęście mama i siostra, zajęte
domowymi obowiązkami, nie widziały jej zniecierpliwienia.
Po lekkim lunchu poszła się przebrać do przejażdżki. W
przeciwieństwie do tej, którą niedawno sprawiła sobie Ophe-
lia, jej amazonka nie była ani nowa, ani, co za tym idzie,
szczególnie modna, ale ciemnozielony aksamit ładnie pod-
kreślał karnację, a krój uwydatniał zgrabną sylwet-
S
R
kę. Pokojówka pomagała właśnie umocować jej kapelusz,
kiedy Camilla usłyszała, że drzwi frontowe się otwierają i
lokaj wita gościa.
Zdenerwowana w najwyższym stopniu, położyła dłoń na
piersi, jakby chciała uspokoić rozdygotane serce, i policzyła
do stu. Zawsze tak robiła, walcząc z tremą przed wejściem na
scenę. Pewnym ruchem umocowała spinkami kapelusz na
głowie. Wzięła jeszcze głęboki oddech i zeszła na dół przy-
witać Nicholasa, który powinien ujrzeć młodą, dobrze uro-
dzoną damę, zamierzającą spędzić miłe popołudnie w miłym
towarzystwie.
Pchnęła drzwi i weszła do salonu.
Nicholas Lovell zerwał się z fotela na jej powitanie. Był
ubrany w ciemnoniebieski kaftan, którego kolor ładnie wy-
dobywał błękit oczu, utkwionych teraz w pannie Knight.
Podszedł do niej, w dwóch krokach przemierzywszy dzielący
ich dystans, i skłonił głowę, zmierzywszy pierwej Camillę
pełnym uznania spojrzeniem.
- Dzień dobry, panno Knight. Jak pani widzi, pogoda nam
sprzyja i nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy wybrali się na
przejażdżkę.
- W rzeczy samej, milordzie - odparła chłodno, podając
mu dłoń - choć wcześniej nie było to takie oczywiste.
To rzekłszy, usiadła sztywno na kanapie obok mamy, któ-
ra, z zaróżowionymi z przejęcia policzkami, raptownie od-
młodniała i wypiękniała. Najwyrazniej Lovell zdążył ją ocza-
rować do tego stopnia, że wszelkie zastrzeżenia, jakie zgła-
szała jeszcze poprzedniego popołudnia pod adresem
S
R
wszelkich uwodzicieli, hulaków i nicponi, dzisiaj poszły w
zapomnienie.
Ophelia jeszcze nie zeszła i Camilli przemknęło przez
głowę, czy siostrzyczka przypadkiem celowo nie zwłóczy dla
wywarcia większego efektu. Zawstydzona, że dała się po-
nieść zazdrości i posądza smarkatą o jakieś gry, szybko ode-
gnała paskudne podejrzenia.
- Przepraszam, że Ophelia każe na siebie czekać, mi-
lordzie - sumitowała się pani Knight. - Niestety to częsta
przywara u młodych, co muszę stwierdzić z przykrością.
Szczęśliwie moja starsza córka odznacza się niezwykłą
wprost punktualnością i sumiennością. Sama powiedz, czy
tak nie jest, kochanie?
Mama zachwalała ją Lovellowi niczym chytra i zde-
sperowana przekupka, ale robiła to strasznie nieporadnie. Ta-
ka już była, a z wiekiem nie nabierała ani trochę subtelności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl