[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyszło w badaniach, i zniknąć stąd jak najszybciej.
Kit poczuł przypływ adrenaliny.
Masz już wyniki?
Większość. Randal przerzucił papiery w teczce. Morfologia
krwi jeszcze nie dotarła z laboratorium, ale mam wyniki rezonansu
i elektromiografii.
Kit odwrócił spojrzenie i wziął głęboki oddech.
Nie chcę wiedzieć powiedział bardzo spokojnie. Jeszcze nie.
Randall podniósł na niego zdziwione spojrzenie.
Wiem, Kit, że trudno ci było stawić temu czoło, ale&
Było trudno. Kit postąpił dwa kroki naprzód i znalazł się przed
szafką na dokumenty. Odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku.
Ale bardzo się cieszę, że to zrobiłem, bo przy okazji mogłem
skonfrontować się też z innymi rzeczami i uświadomić sobie, jaki byłem
głupi. Znów znalazł się przed szafką z dokumentami, oparł o nią łokcie
i ukrył głowę w rękach. Boże, Randall, skopałem wszystko tak, że
bardziej nie można wymamrotał.
Opowiedz mi o tym. Może to ci pomoże.
Zmiech Kita zabrzmiał gorzko.
Dzięki, ale nie mam teraz czasu. Muszę ją znalezć i wszystko
naprawić, zanim będzie za pózno.
Ach! Randall ostrożnie zamknął teczkę i odłożył ją pomiędzy
inne. Tak myślałem, że gdzieś w tym wszystkim musi być kobieta.
No właśnie, gdzieś. Chyba wyjechała z Alnburgh i nie mam
najmniejszego pojęcia, dokąd. A muszę ją znalezć, zanim poznam
wyniki tych badań. Muszę stanąć przed nią i powiedzieć jej uczciwie, że
Lewis miał rację. Wolę spędzić rok życia z nią niż pięćdziesiąt lat bez
niej.
Randall zakołysał się na krześle z nieprzeniknionym wyrazem
twarzy.
Czy ona ma komórkę?
Próbowałem. Nie odpowiada.
Ale komórka jest włączona? W takim razie może szybko
zadzwonisz do chłopaków z łączności? Uśmiechnął się do Kita
konspiracyjnie. Prawdę mówiąc, przypuszczam, że to nie jest kwestia
życia i śmierci, ale&
Dzięki, Randall. Kit wyprostował się i na jego twarzy błysnęła
nadzieja. Dla mnie to jest kwestia życia i śmierci.
Herbata, skarbie.
Sophie otworzyła oczy, tłumiąc jęk irytacji. Nie miała ochoty się
budzić i rozpoczynać pierwszego dnia nowego życia bez Kita, a przede
wszystkim nie miała ochoty na ohydną ziołową herbatę Rainbow.
Dzięki wymamrotała tonem, który wyraznie mówił, że
wolałaby zostać teraz sama.
Jest piękny ranek stwierdziła Rainbow spokojnie, odsuwając
zasłony. Jak się czujesz?
Nie najlepiej jęknęła i zagrzebała twarz w poduszce. Oczy
piekły ją od płaczu, plecy bolały od wielogodzinnej jazdy poprzedniego
dnia, a serce od myśli, że porzuciła jedynego mężczyznę, jakiego
w życiu kochała.
To zrozumiałe powiedziała Rainbow ze współczuciem. Ale
popatrz tylko na ten piękny widok, a poczujesz się o wiele lepiej.
Bardzo wÄ…tpiÄ™.
Naprawdę, sama zobacz. Jest piękny, słoneczny, jesienny
poranek. Słońce już wzeszło, rosa lśni na trawie&
Sophie miała wielką ochotę zakląć, ale ugryzła się w język.
Nieustanny optymizm matki może nie był najwłaściwszy w tej sytuacji,
ale musiała ją za to podziwiać. Tylko ten optymizm pozwolił Rainbow
wyrwać się z beznadziejnej sytuacji i zacząć życie od nowa. Pomyślała,
że powinna się od niej czegoś nauczyć.
Na niebie nie ma ani jednej chmurki.
Sophie podniosła się niechętnie, odsunęła zasłonkę przy łóżku
i skrzywiła się, gdy w oczy uderzył ją oślepiający blask.
No i zobacz, tu niedaleko stoi zaparkowany taki bardzo drogi,
czarny sportowy samochód. Rzadko się takie widuje w tej okolicy.
Przez chwilę Sophie nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Przenosiła wzrok z samochodu na matkę i z powrotem, żeby sprawdzić,
czy tylko jej się nie wydaje. W oczach Rainbow zatańczyły iskierki.
Mówiłam, że musisz poczekać na znak. No i masz swój znak.
Rainbow miała rację, poranek był piękny. Sophie wyskoczyła
z autobusu i w fioletowych gumowcach matki poszła przez pole w stronę
czarnego samochodu. Słońce odbijało się od przedniej szyby. Fotel
kierowcy miał nisko opuszczone oparcie. Kit spał.
Miała ochotę obsypać go pocałunkami i przyznać, że była bardzo
głupia, ale wciąż pamiętała słowa matki, że gdy się kogoś kocha, nie
chodzi o to, czego ty chcesz, tylko o to, co jest najlepsze dla was obojga.
Przez chwilę stała nieruchomo, a potem odwróciła się i powoli ruszyła
z powrotem. Była już przy autobusie, gdy usłyszała trzaśnięcie
drzwiczek.
Sophie!
Kit szedł w jej stronę, osłaniając oczy przed słońcem. Zatrzymali
się kilka kroków od siebie.
Nie chciałam cię budzić powiedziała niepewnie.
Niecierpliwie potrząsnął głową. W porannym słońcu widziała
bladość jego twarzy i cienie wyczerpania pod oczami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]