[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do siebie podobni, niż nam się wydawało.
- Może. - Lord Heggan sztywno skłonił głowę, a
w jego wyblakłych oczach pojawił się nikły ślad uśmie-
chu. Uwaga Jacka chyba nieco go ułagodziła. - Nie po-
winniśmy się kłócić, Denning. Czy mogę jakoś zmienić
twojÄ… decyzjÄ™?
- W tej chwili? Nie.
- Wobec tego wracam do Stanhope. Służba nie zaj-
muje się twoim ojcem jak należy, jeśli nie ma mnie
w pobliżu, żebym przypomniał im o obowiązkach. Tam
chyba nie ma ani jednego człowieka, który by go lubił.
- Masz do nich o to pretensje?
- Nie, ale nie pozwolę go zaniedbać. Umrze w spo-
koju w swoim własnym łóżku, nawet jeśli nie pojedna
się ze stwórcą. - Na chwilę oczy earla zapłonęły uczu-
ciem. - Błagam cię, Jack, znajdz sobie żonę... nie tylko
ze względu na mnie, nie tylko z obowiązku, lecz rów-
nież dla swojego dobra. %7łyć i umrzeć samotnie to los,
którego nie życzyłbym najgorszemu wrogowi.
Jack odwrócił się i podszedł do okna popatrzyć na
49
niebo. Nadciągały chmury. Z trudnego do wyjaśnienia
powodu zobaczył nagle przed oczami twarz niewinnej
panny.
- Jeśli znajdę pannę szlachetnie urodzoną, kobietę,
która mogłaby mnie znieść, wiedząc, co czuję, wiedząc,
że mam wielką plamę na honorze, a w dodatku nigdy jej
nie pokocham, to może nawet usłucham cię, dziadku.
- Modlę się, żebyś znalazł taką kobietę. Zresztą czę-
sto modlę się za ciebie, Jack. Szczerze ufam, że wkrótce
odnajdziesz spokój ducha.
- Gdybym tylko mógł! - mruknął Jack. Nie odwró-
cił się, bo wiedział że w tej chwili musi mieć wypisane
na twarzy cierpienie. - Gdybym tylko mógł...
ROZDZIAA TRZECI
- To doprawdy szczęśliwe zrządzenie losu, że się
spotkałyśmy - powiedziała Olivia, ujmując przyjaciół-
kę pod ramię. - Beatrice nie najlepiej się czuła z rana,
ale bardzo mnie prosiła, żebym wzięła służącą i jednak
poszła na spacer, zamiast siedzieć w domu w taki pięk-
ny dzień.
- Lady Exmouth też była rano niedysponowana -
odrzekła ze śmiechem Robina. - Trudno jej się dziwić.
Przez kilka ostatnich wieczorów wracałyśmy do domu
po północy, ale wy przyjechałyście do Brighton zale-
dwie przed dwoma dniami. Mam nadzieję, że lady Ra-
vensden nic nie dolega.
- Och, nie - odparła Olivia. - Wygląda kwitnąco.
Właściwie nigdy nie widziałam, żeby była tak radosna.
Dziś rano po prostu ogarnęła ją senność, ale zapewniła
mnie, że na wieczorny bal u lady Clements pójdziemy
razem. O ile wiem, ma to być wielkie wydarzenie.
- O, tak. Lady Exmouth dobrze zna lady Clements.
- Robina lekko się zarumieniła. - Ona jest dla mnie bar-
dzo miła... mam na myśli lady Exmouth.
Olivia zerknęła na przyjaciółkę. Z ciemnymi włosa-
mi i niebieskimi oczami Robina była na swój sposób
urodziwa. Dawniej zawsze zachowywała się bardzo
skromnie i ubierała tak, by nie zwracać uwagi, ale teraz
sprawiała wrażenie panny nadążającej za modą. Było
nie było, zawróciła w głowie kilku dżentelmenom.
- Napisałaś mi, że bardzo ci się udał sezon w Lon-
dynie. Nie znalazłaś narzeczonego, prawda?
- Nie... - Robina jakby się zawahała, zaraz jednak
pokręciła głową. - Narzeczonego nie znalazłam. -
Westchnęła. - Kilku dżentelmenów odnosiło się do
mnie bardzo miło, ale ja tęsknię za czymś... no, za
czymś innym. %7łeby było coś podniecającego... szczyp-
ta romantycznej miłości.
- To zupełnie tak jak ja! - zawołała Olivia i wybu-
chnęła śmiechem. - Mogłam wyjść za mąż... - Zaczer-
wieniła się. - Och, nie myślę teraz o tym nieszczęsnym
epizodzie z lordem Ravensdenem.
- Czy naprawdę zerwałaś z nim zaręczyny, Olivio?
Ludzie mówią, że było w tym tyle samo twojej winy,
co i jego.
- W pewnym sensie mają rację. Sądziłam, że zarę-
czamy się z miłości. Myślałam, że on mnie kocha i że
z czasem również ja go pokocham. Kiedy zrozumiałam,
że lord Ravensden zdecydował się mnie poślubić na ży-
czenie lorda Burtona, natychmiast zerwałam zaręczyny.
Potem lord Burton odesłał mnie na wieś, a lord Ravens-
ien przyjechał do Abbot Giles prosić, żebym jeszcze się
zastanowiła. Poznał Beatrice i wtedy się pokochali.
- Podobno zapisał ci pieniądze.
- Tak, był bardzo szczodry. Mam do wyłącznej dys-
pozycji dziesięć tysięcy funtów, zapisane na moje na-
zwisko - powiedziała Olivia. - Poza tym Ravensden
rozpowiedział, że rozstaliśmy się za obopólną zgodą, co
zresztą w końcu okazało się prawdą. Kiedy już poznał
moją siostrę, żadne z nas nie chciało tego małżeństwa.
- Szczęśliwie się złożyło. - Robina obdarzyła przy-
jaciółkę uśmiechem. - Teraz możesz poszukać człowie-
ka, którego pokochasz.
- Tak... - Olivia westchnęła. - Chciałabym, ale po-
dobnie jak ty tęsknię za romantyczną miłością. Jesteśmy
niemądre i czytamy zbyt wiele powieści pani Burney. Po-
dejrzewam, że małżeństwo z bohaterskim mężczyzną by-
łoby wyjątkowo niepraktyczne. On ciągle jezdziłby tępić
smoki i inne potwory, zostawiając na głowie biednej żony
prowadzenie domu i wychowywanie jego dzieci.
Robina skinęła głową, ale minę wciąż miała rozma-
rzonÄ….
- Pewnie masz rację, ale dla prawdziwej miłości go-
towa byłabym poświęcić nawet praktyczny punkt wi-
dzenia, przynajmniej do pewnego stopnia. A ty nie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl