[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naglił ją.
 Jestem przecież zabójcą i to podwójnym. Nie chcesz,
żebym został przykładnie ukarany?
 Nie jestem tego pewna  powiedziała powoli.  Gdy-
byś był mordercą, nie pomogłabym ci  przerwała, stwierdza-
jąc, że jej słowa nie bardzo mają sens.
 Jesteś trochę dziwna  powiedział.  Kilka dni temu
bez wahania przestrzeliłabyś mi głowę, a teraz o mało nie po-
kaleczyłaś sobie rąk pomagając mi. I co robisz w lesie sama o
tak dziwnej porze? Gdzie jest twój chłopak?
 Przestań o nim mówić w ten sposób  zirytowała się.
 Ale to jest twój chłopak, prawda? Nie odpowiedziała.
 Jak chcesz wiedzieć, byłam w odwiedzinach u pana Con-
waya i właśnie wtedy ktoś próbował go zabić. W pierwszej
chwili sądziłam, że to mogłeś być ty...
 Niech mnie diabli!  zawołał.  Ty rzeczywiście już
mnie zaszufladkowałaś jako mordercę! Dlaczego więc zmieni-
Å‚aÅ› zdanie?
S
R
 Chyba dlatego, że cię tutaj znalazłam... Nie, nie.  na-
gle zmieniła zdanie.  Chyba wiedziałam przez cały czas, że
to nie mogłeś być ty.
 To znaczy miałaś nadzieję, że nie ja  poprawił ją, z
wzrokiem utkwionym w jej twarzy.
Wstała nagle.
 Pomogę ci. Dasz rady skakać nam jednej nodze? 
Słowo wydało jej się tak śmieszne, że nie mogła oprzeć się
uśmiechowi.
 Spróbuję  powiedział z powagą.  Poczekaj chwilę.
Może znalazłabyś mi jakiś kij? Inaczej chyba upadnę i pocią-
gnÄ™ ciÄ™ za sobÄ….
Po chwili przyniosła mu to, o co prosił. Patrzyła z przera-
żeniem, jak skacze po ścieżce, używając kija jak kuli. Choć nie
skarżył się na ból, poraniona łydka musiała mu bardzo doku-
czać.
Gdy doszli do konia, on chwycił się za łęk siodła, żeby nie
stracić równowagi i spojrzał na nią poważnym wzrokiem.
 Posłuchaj  zaczął.  Nic mi teraz nie będzie, dam
sobie radę. Nie chciałbym cię w nic mieszać. Zostaw mnie
tutaj i...
 Ale ja już jestem wmieszana  zaprotestowała dziew-
czyna.  Nie zostawiłabym tu nikogo, nawet chorego konia.
 Gdy usłyszała własne słowa, zorientowała się, że nie są
komplementem w najlepszym gatunku.  Jak sobie pora-
dzisz? Nie masz nic do picia ani do jedzenia. A z takÄ… nogÄ…
daleko nie zajdziesz.
 Co więc proponujesz?  zapytał.  Mam się oddać po-
licji?
Spojrzała na niego zaniepokojona. Jego oczy świeciły nie-
naturalnym blaskiem, a kropelki potu na twarzy wskazywały,
że ma gorączkę.
S
R
 Przemycę cię jakoś do domu  powiedziała.  Pózniej
zdecydujemy, co robić dalej.
 A jak mnie znajdzie twój chłopak?
 Chyba nie przepadasz za nim, prawda?  rzuciła mu
dziwne spojrzenie.  On jest teraz po twojej stronie.
 Czyżby?!  wykrzyknął Sarn.  A od kiedy, jeżeli
wolno spytać?
 Od chwili, kiedy mu powiedziałam o twojej wizycie.
Wtedy, kiedy oddałeś broń. On sądzi, że wuj Howard, znaczy
pan Conway, zabrał i ukrył pieniądze. Myśli też, że zastrzelił
szeryfa Cudlippa. Dlatego tam pojechałam  chciałam się
przekonać, czy znajdę rewolwer.
 Wszystko wydaje się logiczne  zauważył, powoli ce-
dząc słowa.  Ale czy nie za dużo w tym zbiegów okoliczno-
ści? Ilekroć coś się dzieje, Conway jest w pobliżu?
 To samo powiedziałam Royowi, ale stwierdził, że nie
więcej niż twoja obecność na miejscu śmierci mojego ojca. A
ty byłeś w obu miejscach.
 Chyba mu nie wierzysz?!
 Teraz nie. Nie po tym, jak ktoś próbował zabić wuja
Howarda.
Sarn skrzywił się.
 Przynajmniej tym razem mam alibi. Nie założę się z to-
bą, ale wydaje mi się, że i tym razem ja zostanę oskarżony.
 Nie wygłupiaj się!  strofowała go.  Jaki miałbyś
powód, żeby próbować go zabić? Przecież nic nie wiedziałeś o
nim ani o jego pieniądzach, o ile je rzeczywiście ma.
 Więc dopuszczasz i taką możliwość? Zacisnęła pięści.
 Nie wiem sama, w co wierzyć, a w co nie. Mam mętlik
w głowie. Nie wiem kogo podejrzewać, ciebie, czy sierżanta
Jensena.. Tylko on mógł wtedy wyjąć naboje z rewolweru
Roya.
S
R
 Prawda, jest jeszcze rewolwer  powiedział Sarn. 
Bardzo ciekawa sprawa  powiedział z dziwnym tonem w
głosie, lecz ona zbyt była zmartwiona, by spróbować go zin-
terpretować.
 Mam przeczucie, że wszystkie zabójstwa są w jakiś
sposób powiązane z pieniędzmi, rewolwer Roya... Ktoś musiał
się obawiać, że Roy może odkryć prawdę i chciał usunąć go z
drogi.
 Ale opróżnienie magazynka niekoniecznie musiało
oznaczać wyeliminowanie go z gry. Aatwo mógł przecież się
zorientować, że jest pusty. Mnie się to wydaje bardzo głupim
sposobem na...
 Ale jeżeli ta osoba wiedziała, że Roy będzie musiał
użyć go w nagłej sytuacji, na przykład przeciwko tobie? Wtedy
mogło to być uznane za wypadek i nikt nie miałby żadnych
dowodów.
 Ale jak pamiętasz, nic takiego się nie wydarzyło i chyba
w taki sposób nikt go już nie podejdzie. Nie masz się więc o co
martwić  uśmiechnął się, dodając jej tym otuchy.
Podeszła do niego na krok.
 Nie ma po co tu czekać. Dasz radę wsiąść, jak ci pomo-
gÄ™?
 A ty?
 Mogę iść piechotą. Będziemy musieli ukryć się, jeżeli
ktoś się pojawi, chociaż nie sądzę. Nawet na polowania nie-
wielu ludzi zapuszcza siÄ™ w te strony.
Wspiął się na siodło odbijając zdrową stopą od ziemi i
skrzywił się z bólu, przerzucając chorą nogę przez grzbiet ko-
nia. Cathy owinęła sobie lejce wokół dłoni i zaczęła prowa-
dzić. Posuwali się powoli w milczeniu, a gdy Cathy obejrzała
się raz czy dwa za siebie, zauważyła, że Sarn siedzi bezwład-
nie w siodle z głową spuszczoną na piersi. Poczuła niepokój.
S
R
Wydawało się, że upłynęło już dużo czasu, nim dojrzeli za-
budowania farmy. Nie spotkali nikogo po drodze, ale gdy zbli-
żali się do stajni, Cathy zwolniła kroku, by rozejrzeć się za
Willem i Billym. Westchnęła z ulgą, gdy ujrzała obu pracują-
cych po drugiej stronie wybiegu, naprawiających płot. Wyglą-
dało na to, że niesforny zrebak znów próbował ucieczki i obie-
cała sobie dać mu za to dodatkową porcję cukru i marchewki.
Okrążyła stajnie i zabudowania gospodarcze, podchodząc
pod dom od tyłu i poszła sprawdzić, czy przypadkiem nie
przyszedł Roy. Potem uspokojona wróciła do domu, pomogła
Samowi zsiąść z konia i otwarła drzwi do kuchni.
Gdy stąpał na zdrowej riodze zaczął coś mamrotać i spo-
strzegła, że jego oczy szklą się i oddycha małymi, urywanymi
haustami powietrza zza półprzymkniętych ust. Musiała użyć
całej swej siły, by pomóc wejść mu do kuchni, gdzie opadł na
najbliższe krzesło. Widać było, że jest u kresu sił i bierze go
gorÄ…czka.
Szybko kazała mu znowu wstać.
 Nie możesz tu zostać. Musimy szybko pójść na górę 
powiedziała.
Nie spodziewała się nikogo o tej porze, jednak ostrożność
nie zawadzi.
Sama nie wiedziała, jak udało jej się wciągnąć jego prawie
bezwładne ciało na górę. Przez moment zastanawiała się, gdzie
go umieścić, wreszcie zdecydowała, że najlepiej będzie mu w
jej własnym pokoju. Nikt nie odważy się doń wejść nieproszo-
ny, nawet Roy.
Upadł ciężko na łóżko ze stłumionym jękiem i natychmiast
zapadł w sen albo stracił przytomność. Pospieszyła do łazienki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl