[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na to nalegając, gdyż dotąd zawsze zapraszał J.T. W dodatku podczas
każdej wycieczki zaskakiwał ją, kupując jej jakiś drobny prezent czy
pamiątkę z danego miejsca, chciała więc choć raz się zrewanżować.
Wrócili do La Playa de la Pisada bardzo pózno i pożegnali się pod jej
drzwiami, zmęczeni kolejnym dniem zwiedzania oraz panującym między
nimi napięciem erotycznym, które zdawało się już sięgać zenitu.
Rano Marnie pojechała do osady, by kupić coś na deser po kolacji i
wieczorem zrobić J.T. niespodziankę. Miała ochotę świętować, choć nie
umiałaby powiedzieć, co świętuje. Zadzwoniła też do rodziców.
- Bardzo długo cię nie ma - zauważyła mama.
Nie zabrzmiało to jak wymówka, raczej stanowiło wyraz troski, co
Marnie, która w końcu sama była matką, rozpoznała od razu i dlatego
też z miejsca przeprosiła.
- Poznałam kogoś - dodała wyjaśniająco.
- Kogoś stamtąd? - zaniepokoiła się natychmiast Edith, jakby córka w
następnym zdaniu miała oznajmić, że zostaje w Meksyku, i zażądać
101
RS
przysłania swoich rzeczy.
- Nie, on ma tutaj tylko letni dom. To Amerykanin. Bardzo. .. miły.
- Marnie, posłuchaj...
- Mamo, nie zamierzam z nim wyjechać nie wiadomo dokąd ani nic w
tym stylu. To zwykły wakacyjny flirt, nic poważnego.
Przez chwilę niemal żałowała, że tak nie jest. O ile łatwiej przyszłoby
jej się pożegnać z J.T. na zawsze tego ostatniego dnia!
Edith milczała przez moment, zastanawiając się nad tym, co usłyszała,
po czym rozsądnie zmieniła temat i zaczęła rozmawiać o Noahu.
Dopiero na sam koniec przestrzegła córkę:
- Uważaj na siebie i nie zrób niczego, czego mogłabyś żałować.
Marnie siedziała więc na plaży, przesypując piasek między palcami i
powtarzając sobie w myślach rozmowę z mamą. Cóż, ostrzeżenie
przyszło za pózno. Już żałowała wielu rzeczy w związku z J.T.
Sęk w tym, że żałowała właśnie tego wszystkiego, czego nie zrobiła,..
Nie żałowała zaś niczego, co zrobiła, a zwłaszcza opowiedzenia mu w
szczegółach o swojej wymarzonej Szafie Przyjaciółki. Miało to miejsce
tydzień wcześniej, gdy wracali z oglądania wielorybów. Przez całą drogę
dyskutowali o jej projekcie, J.T. podpowiedział wiele cennych pomysłów
i rozwiązań, strategie marketingowe oraz inwestycyjne, zaś Marnie
coraz bardziej go podziwiała za tak rozległą wiedzę. Języki obce, szachy,
komputery, a do tego jeszcze głowa do interesów. W dodatku ta
fascynująca zawartość została bardzo atrakcyjnie zapakowana...
Marnie zapatrzyła się w dal. Znów zbierało się na burzę, znad
horyzontu nadciągały ciemne chmury, niedługo zasłonią słońce. I
pewnie znowu wysiądzie światło w jej domku, naprawione ledwie przed
dwoma dniami. Ale właściwie to już nieważne, bo i tak większość czasu
spędzała z J.T. na wycieczkach lub u niego w domu.
Naraz usłyszała dzwięk silnika, a gdy się odwróciła, ujrzała
nadjeżdżający luksusowy ciemny samochód, z którego po chwili wysiadł
mężczyzna w trzyczęściowym garniturze w kolorze marengo i lśniących
pantoflach.
A to kto?
102
RS
Podczas jej pobytu w La Playa de la Pisada J.T. nie odwiedzali żadni
goście, w dodatku ten człowiek nie wyglądał jak ktoś, kto wpada do
letniego domu przyjaciela, żeby miło spędzić trochę czasu. Nieznajomy
miał jasną skórę, która zapewne w ogóle nie oglądała słońca i robił
wrażenie amerykańskiego biznesmena, który nie zna żadnego życia poza
firmą. Plaża? Wakacje? Po co? Szkoda czasu.
Podszedł do drzwi domu J.T., ale nie zawracał sobie głowy pukaniem,
tylko bezceremonialnie wszedł do środka, co jeszcze bardziej
zaintrygowało Marnie, więc bez namysłu wstała, wytrzepała piasek z
ręcznika, owinęła go wokół bioder, gdyż miała na sobie tylko kostium
kąpielowy, i tak ubrana ruszyła z wizytą do J.T. pod pretekstem
ustalenia, o której jedzą kolację.
Uszła ledwie kilkanaście kroków, gdy dobiegł ją podniesiony głos
gościa.
- Do diabła, J.T.! Nie możesz się tu ukrywać w nieskończoność.
Departament Sprawiedliwości pracuje pełną parą, więc wszyscy mamy
roboty potąd, a ty co? Myślisz, że kłopoty znikną tak samo, jak ty?
Kimkolwiek był ten facet, naprawdę miał tupet. I o co mu chodziło z
tym Departamentem Sprawiedliwości? Czy J.T. dla nich pracował?
- Nie potrzebujÄ™ twojego pozwolenia, Rick, na zrobienie sobie
wakacji.
J.T. odezwał się ciszej niż nieznajomy, lecz w jego głosie czaiła się
grozba. Marnie nigdy nie słyszała u niego podobnego tonu, nawet
pierwszego dnia ich znajomości, gdy był na nią zły i urządził jej regularne
przesłuchanie.
- Nie twierdzę, że potrzebujesz, ale ignorowanie e-maili i faksów nie
jest w twoim stylu.
Podeszła bliżej i zerknęła przez okno. Nieznajomy zrobił się pąsowy
na twarzy, więc Marnie pomyślała przez chwilę, jakie jest
prawdopodobieństwo doznania udaru przez trzydziestoletniego
mężczyznę. Ten człowiek aż się prosił o kłopoty zdrowotne, bo
stanowczo brał życie zbyt poważnie. Zwiadczyła o tym jego ściągnięta,
pełna napięcia twarz, zbyt gładko zaczesane kasztanowe włosy oraz
103
RS
nienaganne ubranie. Sądząc po numerach rejestracyjnych, przyjechał z
Kalifornii, a mimo to przez całą drogę ani nie poluzował krawata, ani nie
rozpiął górnego guzika śnieżnobiałej koszuli.
Ewidentnie brakuje mu kobiety, oceniła Marnie. Kobiety, która
przede wszystkim trochę potargałaby mu włosy. Wtedy zrobiłby się
nawet całkiem do rzeczy.
- Byłem zajęty - warknął J.T.
- Akurat w obecnej sytuacji nie możesz sobie pozwolić na bycie
zajętym. - Mężczyzna imieniem Rick odwrócił się i zauważył stojącą za
oknem Marnie. - Chyba masz gościa - oznajmił, podszedł do drzwi i
otworzył je, by mogła wejść. Przysięgłaby, że J.T. pobladł na jej widok,
lecz już po chwili uśmiechnął się, wziął ją za lewą rękę i przyciągnął do
siebie, by stanęła u jego boku, jakby byli parą.
- Cześć. Nie zauważyłem cię.
Przeniosła spojrzenie z jednego mężczyzny na drugiego.
- Chciałam spytać, co z kolacją, ale chyba przyjdę pózniej, bo wygląda
na to, że w czymś przeszkodziłam.
- Nie przeszkodziłaś w niczym, co nie może poczekać - skwitował J.T.,
na co Rick spochmurniał jeszcze bardziej.
Zapadła niezręczna cisza, podczas której Marnie zrozumiała, że
gospodarz nie zamierza ich sobie przedstawić, więc wyciągnęła dłoń.
- Jestem Marnie LaRue, wynajmujÄ™ sÄ…siedni dom.
- Richard Danton. PracujÄ™...
- Rick właśnie wychodził - przerwał mu J.T.
Przez chwilę mierzyli się obaj wzrokiem, potem gość gwałtownym
gestem zabrał ze stołu swoją aktówkę.
- Przynajmniej przejrzyj papiery i skontaktuj się ze mną do końca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]