[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tu niczym złowieszcze zjawy.
Andrew był przekonany, że Oktin Hasz się przestraszy, musi się przestraszyć. To sta-
nowiło clou jego planu.
Ale Oktin Hasz opuścił spokojnie głowę i uśmiechnął się cienkimi wargami, gruby
czarownik zaś chichotał, jakby dostał napadu kaszlu.
Czarne wiedzmy zatrzymały się.
 Jesteśmy niezadowolone z ciebie, Oktinie Haszu  powiedziała jedna z nich.
Oktin Hasz patrzył na jej bose, pokrwawione nogi. Szaman dławił się ze śmiechu.
 Wiedzmy nigdy tu nie przychodzą  powiedział wódz.  My chodzimy do nich.
Ale jeśli ktoś ubrał się w czarny strój wiedzm, to będzie naszym gościem.
 Co on mówi?  zapytał Andrew.
 Domyślił się, że nie jesteśmy wiedzmami.
 Patrzyliśmy, jak szliście brzegiem jeziora  oświadczył Oktin Hasz.  Zabiliście
wiedzmy? Nie żałuję ich. Wiedzmy już od dawna niczego nie dają. Dobrze zrobiliście,
żeście je zabili. Siadajcie. Będziemy razem pić i mówić.
Roześmiał się z zadowoleniem  przyjemnie być mądrzejszym od przeciwnika,
a Oktin Hasz był mądrzejszy od przybyszów.
Andrew odrzucił kaptur. Jean tłumaczył słowa Oktina Hasza:
 Kiedy złapali Białkę, on od razu zrozumiał, że jesteś gdzieś blisko. Jesteś prawdzi-
wym wodzem, a wódz nie siedzi w krzakach. Myślał, że napadniesz na niego, ale ty po-
szedłeś do wiedzm, i to jest słuszne, bo cóż znaczy życie kobiety, kiedy trzeba ratować
mężczyznę ze swojej hordy?
91
Andrew nie wiedział czy Oktin Hasz kpi, czy mówi serio. Oskarża go o zdradę czy
podziwia mądrość.
 Patrzyliśmy  słyszał beznamiętny głos Jeana  i wiedzieliśmy, że wódz niebiań-
skiej hordy poszedł do wiedzm. %7łeby uwolnić Jeana, który mówi naszym językiem,
i czekaliśmy czy wrócisz, czy też cię zabiją.
 Wiedzm już nie ma  powiedział Andrew.
 Ich słudzy, starzy ludzie, dawali nam broń  powiedział Oktin Hasz.  Dawali
nam mnóstwo grotów do strzał i włóczni, dawali nam noże.  Oktin Hasz zaginał pal-
ce niczym kapitalista wyliczający swoje fabryki.  Dawali nam kawały dobrego żelaza,
uczyli nas strzelać z łuku. Ale dawali za mało. A my musieliśmy przygotowywać się do
wielkiej wojny. Poszliśmy, żeby wziąć wszystko.
Wódz zamilkł i podrapał się w nos. Potem powiedział:
 Mogę zawołać swoich wojowników, a oni złożą was w ofierze wielkiej rybie jezio-
ra...
 Niech powie, czego od nas chce  przerwał Jeanowi Andrew.
 Iahh!  ucieszył się Oktin Hasz. Zerwał się ze sterty skór i zaczął niczym kogut
przechadzać się wzdłuż ścianki namiotu.  Nie chciałem nikogo zabijać. Nie chcia-
łem zabijać twoich ludzi. Ale mnie jest potrzebne żelazo. Jest potrzebna broń. Ukarałem
hordę starych ludzi. Myślałem, że wiedzmy dadzą broń. Ale nie dawały. Ukarałem two-
ją hordę i wziąłem żelazo. Ale za mało! Puszczę was wolno, żebyście przynieśli mi żela-
zo. Mnóstwo żelaza. Dam wam miejsce do polowania i będę was bronił. Nie chciałem
cię zabijać i Jeana nie chciałem zabijać! Wcale bym was nie rzucił rybie! Trochę bym tyl-
ko postraszył. A potem bym powiedział: idzcie do siebie i przynieście mnóstwo żelaza
wielkiemu wodzowi Oktinowi Haszowi.
Szaman gwałtownie kiwał głową, podziwiając każde słowo mądrego wodza.
 Powiedz mu  powiedział Andrew  że się zastanowimy.
 Ten bandyta i tak ma już dość broni  burknął Jean.
 Twoja mądrość mnie powala  powiedział Andrew.  Chcesz, żeby rekin schru-
pał cię na śniadanie? Ja nie. Mamy całkowitą swobodę wyboru.
 Rozumiem  powiedział Jean  ale i tak to jest paskudne.
 Skoro rozumiesz, to przetłumacz mu, że się zastanowimy. Jeśli zrobi nam coś złe-
go, to nic nie dostanie.
Oktin Hasz nie ukrywał triumfalnej radości.
 Jesteś moim przyjacielem  powiedział do Andrewa.  Będziemy razem galo-
pować po stepie.
 Musi nam dać konie i Białkę  powiedział Andrew.
Oktin Hasz klepnÄ…Å‚ siÄ™ z zadowoleniem po biodrach.
 On mówi, że sam nam będzie rozkazywał, ile mamy dać żelaza, i mamy mu też dać
92
Å‚uki strzelajÄ…ce ogniem.
 Obiecaj mu bombę atomową  powiedział Andrew.  A co on mówi o Białce?
 Powiedział, żebyś sam jej szukał. On jej nie potrzebuje.
 Gdzie ona jest?  niemal krzyknÄ…Å‚ Andrew.
 Kutaradż  rozłożył ręce Oktin Hasz. Andrew pamiętał to słowo.
 Nie zabili jej?
Odezwał się szaman. Jean wysłuchał go i, po nieznośnej dla Andrewa pauzie, prze-
tłumaczył:
 Białki tu nie ma. Uciekła. Jest dzika jak zwierzę. Nie potrzebują jej. Wygląda na to,
że nie kłamią.
Oktin Hasz klasnął w dłonie. Wszedł wartownik, któremu wódz wydał jakieś rozka-
zy.
Andrew czuł w sobie wielką, bezdenną pustkę.
 On mówi, żebyśmy się nie spieszyli. Ma zupę. Chce nas nakarmić, bo wie, że je-
steśmy głodni.
 Możesz się pożywić  ożył nagle Andrew  a ja muszę jeszcze coś zrobić, i nie
odwracając się wyszedł z namiotu.
 Sądzisz, że nie zatrują zupy?  zdążył go jeszcze zapytać Jean.  Głodny jestem
jak wilk.
 Nie zatrują. On potrzebuje żelaza. Jest bardzo z siebie dumny, a zwycięzcy nie tru-
ją zwyciężonych, tylko po prostu tańczą na ich kościach.
Na dworze było już widno. Obozowisko tętniło życiem.
 Daleko idziesz?  Jean wyjrzał z namiotu.
 Kiedy zjesz, czekaj na mnie z końmi na wschód od obozowiska. Za kozią zagro-
dÄ….
 Gdzie tu jest wschód?
 Wschód wszędzie jest tam, gdzie wschodzi słońce.
* * *
Andrew szybko wydostał się na skraj obozowiska, gdzie zaczynało się podejście na
urwisko. Krzaki były mokre od rosy. Zaaferowany ostatnimi wydarzeniami jakoś zapo-
mniał o dziwactwach planety i kiedy zapikował na niego niewielki pterozaur, przewró- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl