[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nóż saperski został przez niego odrzucony z pogardą. Tylko wyciągnięty wcześniej
nagan był wartościowym łupem. Potem poklepał przyjacielsko jeńca po plecach i
powiedział:
* W porządku. To wszystko, możesz wstać.
Stali przez chwilę obok siebie, nasłuchując odgłosów toczącej się bitwy. Rosjanin był
wyraznie zaskoczony postawą Małego. Jakiś T*34 przejechał tak blisko nich, że
prawie ich przewrócił. Musieli znowu schować się w okopie. Ukazali się ponownie
parę minut pózniej. Rosjanin stał i śmiał się, żywiołowo gestykulując, a Mały opuścił
do ziemi pistolet maszynowy. Po chwili z rosyjskiej torby wychynął kawałek chleba i
połeć słoniny wsparte butelką wódki. Obaj stali w okopie i wymieniali uprzejmości.
Usta miałem pełne paskudnej bagiennej wody, więc zacząłem czołgać się w ich
kierunku. Jednak za dużo się działo na kawałku ziemi oddzielającym mnie od nich,
więc musiałem wycofać się do swojego dołka i przygryzałem z głodu własne
paznokcie.
Kilka minut pózniej skończyli biesiadę i zaczęli oglądać zdjęcia. Rosjanin pokazywał
prawdopodobnie zdjęcia matki albo narzeczonej, natomiast fotki Małego były prawie
na pewno obsceniczne.
Zmęczony przedłużającym się siedzeniem w przymusowym ukryciu ostrożnie
wyszedłem na powierzchnię terenu. Granaty latały nadal we wszystkich kierunkach.
Nasza artyleria wreszcie wstrzelała się w cele i postawiła zabójczą barierę ogniową.
Zobaczyłem załogę trafionego radzieckiego czołgu, która wyskakiwała z wozu jak
płonące
pochodnie. Spadali na ziemię z okropnym krzykiem. Niedaleko mnie leżał radziecki
pułkownik z urwanymi w kolanach nogami. Co chwila wzywał rozpaczliwie
sanitariuszy z noszami. Po minucie po jego ciele przejechał czołg i zamienił je w
krwawą papkę. Pozostała po nim mieszanina mięsa i połamanych kości. Ten sam
czołg zmierzał dokładnie w to miejsce, gdzie schowali się Mały i Rosjanin.
Krzyknąłem do nich, aby zwiewali. Mały podniósł pistolet maszynowy i skierował go
w stronę nadjeżdżającego potwora. Rosjanin zamarł z przerażenia. Mały darł się, aby
uciekał z drogi czołgu, jednak jego kompan pokręcił tylko głową i skulił się na dnie
okopu. Przypuszczam, że pierwszy raz widział czołg z tej perspektywy i to go
przeraziło. Popełnił elementarny błąd, sądząc, że na dnie okopu będzie
bezpieczniejszy niż na zewnątrz. Mały wyraznie nie chciał pozostawić go losowi,
więc złapał czołgistę za ramię i próbował go odciągnąć. Zbliżający się czołg był
dosłownie nad nimi, więc Mały odskoczył na bok, kolos minął go o centymetry.
Rosjanin wreszcie zdał sobie sprawę, że grozi mu zmiażdżenie, gdy znajdzie się pod
pojazdem. Było już jednak za pózno, choć próbował w ostatniej chwili wdrapać się
na przedpiersie okopu. Stracił skórzany hełmofon, a jego jasne włosy rozwiał wiatr. Z
przerażenia szeroko otworzył oczy i rozłożył ręce w niemym proteście. Jego rodacy
w czołgu chyba go nie zauważyli. A nawet gdyby tak było, wątpię, aby zmienili
kierunek jazdy. Jecha*li prosto na szczyt niewielkiego pagórka, za którym stało nasze
działko przeciwpancerne. Kazano im nacierać bez względu na straty, więc nie mogli
tracić
czasu na omijanie zabitych i rannych leżących na ich drodze.
Mały stanął wyprostowany pośród fruwających w powietrzu ludzkich szczątków i
wymachiwał groznie pięścią odjeżdżającemu czołgowi. Krzyczałem do niego z
odległości czterdziestu metrów, jakie nas dzieliły. Wreszcie odwrócił się w moją
stronę. Nawet z daleka widziałem, że jest nielicho rozsierdzony. Nie zważając na
własne bezpieczeństwo, rzucał, czym popadnie, w stronę Rosjan. Stał wyzywająco
wyprostowany wśród wybuchających pocisków. Postawił przypadkowo nogę na
wyciągniętym ramieniu leżącego na ziemi niemieckiego kapitana, który miał w
brzuchu dziurę wielkości grejpfruta. Ranny chwycił lekko Małego za łydkę, a ten,
myśląc, że ma do czynienia z wrogiem, wpakował mu pół magazynku w głowę. Za
pózno zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Stał przez moment nieruchomo, potem
wzruszył z rezygnacją ramionami i podążył w moją stronę. Oficer i tak by
prawdopodobnie zmarł albo, co gorsza, dostałby się w ręce Rosjan. Jakby nie patrzeć,
to była wojna i nie było czasu na sentymenty.
Mały wylądował obok mnie, wzniecając fontannę błotnistej wody.
* Co się stało z twoimi butami? * spytał.
Po raz pierwszy spojrzałem na moje nogi i zobaczyłem, że prawy but jest w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl