[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co za typy! - krzyknÄ…Å‚ z podziwem rosyjski Lejtnant.
- Barcelona! - ryknął Leutnant Ohlsen. Miotacz płomieni rozświetlił teren.
%7ływe pochodnie rozbiegły się wyjąc.
Leutnant Ohlsen dał znak, opuszczając rękę. Nasza broń automatyczna
zaczęła pluć ogniem.
Heide śmiał się jak fanatyk, puszczając serię za serią.
- Mozdzierze, ognia! - ryknął Leutnant Spaet. Pociski wyleciały w niebo
wysokim łukiem i spadły za rosyjskimi okopami.
Wszyscy ludzie w kompanii przygotowywali siÄ™ gorÄ…czkowo. Jakikolwiek
niepokój znikł.
Rozłożyłem nóżki mojego MG, pobiegłem naprzód i zająłem pozycję w leju po
pocisku w samym środku ziemi niczyjej. Cała grupa ludzi wyskoczyła z okopu
przede mną. %7łołnierze ogarnięci paniką. Zaczerpnąłem głęboko powietrza, mocno
przycisnąłem kolbę erkaemu do ramienia, jakbym znajdował się na strzelnicy. Mając
dobrze nastawiony celownik, opróżniałem magazynek, który mój amunicyjny,
człowiek w podeszłym wieku, natychmiast porywał i zastępował nowym.
Odciągałem do tyłu zamek z iglicą, naciskałem na spust.
Nad naszymi głowami zagrzmiał grom. Oślepiające morze ognia zmieniło
niebo w gigantyczny, świetlisty ekran, rozjaśniający teren, jakby to było samo
południe. Góry pękały i zmieniały miejsce.
Porta miał rację. Obudziły się baterie rakietowe. Strzelały bezładnie, salwa
goniła salwę. Ich przerażające rakiety padały z tyłu za nami.
Skoczyłem do tyłu i rzuciłem się na ziemię obok Leutnanta Ohlsena. Od tych
rakiet dostawało się dreszczy.
Rosyjski Lejtnant pobiegł na złamanie karku, jego ludzie za nim.
- Do swidania! - rzucił nam, znikając.
Batalion wrocławskiego dowódcy zrobił dokładnie to, co przepowiedział
Porta. Uciekł. Ale ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu Rosjanie nie zaatakowali.
Pózniej dowiedzieliśmy się, że oni też dali nogę.
Dopiero po godzinie siódmej na odcinku zapanował dawny spokój. Rosjanie
nieustannie okładali nasz teren sporadycznym ogniem artyleryjskim.
Dopiero póznym popołudniem odzyskaliśmy łączność z batalionem. Przegląd
został anulowany. Powrócono na pozycje. Znów położono druty telefoniczne. Nikt
nie wiedział zbyt dobrze, co właściwie się wydarzyło.
Leutnant Ohlsen mógł więc podać, że nastąpiło zaskakujące natarcie piechoty.
Jakiś oddział próbował zająć nasze okopy. Sąsiednia kompania podała takie samo
wyjaśnienie. Relację uznano za wiarygodną.
Zebraliśmy trupy sześciu żołnierzy rosyjskich i powiesiliśmy je na drzewach.
Leutnant Ohlsen złożył meldunek, że likwidacja została dokonana.
Następnego dnia dowódca przysłał nam swego adiutanta, by sprawdził, czy
egzekucja przez powieszenie rzeczywiście nastąpiła. Ten nie życzył sobie oglądać
trupów. Zwrócił się do Leutnanta Ohlsena: - Obaj zgadzamy się stwierdzić, że je
widziałem.
Gdy adiutant odjechał, Ohlsen potrząsnął głową: - Można było sobie darować
całe to mordercze przedstawienie.
Nazajutrz dano nam rozkaz wysłania patrolu rozpoznawczego za linie
rosyjskie. Chciano się dowiedzieć, jaka jest siła ich artylerii i czy mają czołgi-
Oczywiście to miała być nasza drużyna. Posłużyć się dla takiej misji rekrutami
byłoby szaleństwem.
Jeden za drugim wyszliśmy z okopu i bezszelestnie skierowaliśmy się ku
okopom rosyjskim.
Mały biegł, ściskając swą garotę.
- Złotem podzielimy się po połowie - powiedział do niego Porta zanim
wyruszyliśmy.
Dobrze wiedzieliśmy, jakie złoto ma na myśli. Obaj nigdy nie mijali żadnego
trupa, nie przekonawszy się, czy ma złote zęby, a jeśli tak było, to je wyrywali.
- Ta mania kolekcjonerska pewnego dnia będzie was kosztować głowę -
przepowiedział Stary. - Dokonujecie przez to dwóch przestępstw naraz. Pierwsze, to
zbezczeszczenie zwłok. Uznają to wszystkie kraje. Drugie, uznane tylko przez nasz
rząd, to złamanie prawa, że wszystkie złote zęby należą do państwa i w związku z
tym trzeba je oddawać do biur SS. Przestępstwo to karane jest śmiercią.
- Pesymista! - zaśmiał się Porta.
- Ja moich nie oddam - zdecydował Mały. - Mam zamiar z kasy, którą mi to
przyniesie, kupić sobie po wojnie wędliniarnię i burdel. W obozach
koncentracyjnych złote zęby wyrywają żywym. A my jesteśmy ludzcy. Czekamy, aż
ostygnÄ….
- Zamknij gębę - zażądał Stege.
- Ty się tu nie mieszaj, intelektualisto jak mój tyłek - ostrzegł go Porta. - Zajmuj
się swymi książczydłami, a my zajmiemy się interesami. Zobaczymy, kto zajdzie
dalej.
Byliśmy już daleko za pozycjami rosyjskimi, gdy Stary nagle zatrzymał się w
zdumieniu przed wÄ…wozem.
- Tam w dole ktoÅ› jest - szepnÄ…Å‚.
Mały i Legionista cicho przecisnęli się przez krzaki, by przyjrzeć się temu
bliżej.
- Chodzcie wszyscy - zawołał Legionista. - To starzy znajomi.
My także poszliśmy tam.
- Znajomi? - spytał Stary, patrząc na pięć trupów.
- Zlikwidowani - wyjaśnił Porta. - Strzałami z nagana w potylicę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]