[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wielką ostrożnością, czyniąc tu i ówdzie pauzy, aby pozwolić Katarzynie na jakiś
gest czy słowo. Katarzyna jednak nie reagowała, tyle tylko że przestała kołysać
się w fotelu i wachlować. Siedziała nieruchomo, milcząc. Było to w zeszły
wtorek opowiadała pani Penniman i cały czas wahałam się, czy ci powiedzieć.
Nie wiedziałam, jak to przyjmiesz. W końcu pomyślałam sobie, iż tamte sprawy
działy się tak dawno temu, że pewnie nie obejdzie cię to jakoś szczególnie.
Widziałam się z nim jeszcze pózniej. Spotkałam go na ulicy i przeszedł się ze
mną parę kroków. Pierwsze, co powiedział, dotyczyło ciebie; zarzucił mnie
pytaniami. Marianna nie chciała, żebym ci mówiła. Nie chciała, byś się
dowiedziała, że on u nich bywa. Powiedziałam mu, że jestem pewna, iż po tylu
latach jest ci wszystko jedno; że nie możesz mu żałować
gościnności domu jego własnego kuzyna. Powiedziałam, że byłaby to wręcz
zawziętość, gdybyś mu tego żałowała. Marianna ma przedziwne wyobrażenie o tym,
co zaszło między wami; myśli, zdaje się, że on jakoś wyjątkowo się zachował.
Pozwoliłam sobie jej przypomnieć nagie fakty i ukazać tę historię we właściwym
świetle. On nie jest zawzięty, Katarzyno, mogę cię zapewnić; choć i to można by
mu wybaczyć, bo nie układało mu się w życiu. Objezdził cały świat i wszędzie
próbował się ustabilizować. Ale jego nielaskawa gwiazda mu w tym przeszkodziła.
Warto posłuchać, co on opowiada o tej swojej niełaskawej gwiez-,dzie. Wszystko
zawiodło; wszystko oprócz... no, wiesz przecież, pamiętasz... oprócz jego
dumnego, wyniosłego ducha. Zdaje się, że ożenił się z pewną damą w Europie.
Wiesz, tam, w Europie, zawiera się takie praktyczne związki; małżeństwa z
rozsądku, tak to nazywają. Umarła wkrótce potem; powiedział, że ledwie
przemknęła mu przez życie. Nie było go w Nowym Jorku dziesięć lał, wrócił przed
kilkoma dniami. Pierwsze, co zrobił, to zapytał mnie o ciebie. Słyszał już, że
nie wyszłaś za mąż, i wyraznie się tym zainteresował. Powiedział, że byłaś
prawdziwą miłością jego życia.
Katarzyna cierpliwie pozwalała swojej towarzyszce ciągnąć tę opowieść od kropki
do kropki i od pauzy do pauzy, nie przerywając; utkwiła wzrok w podłodze i
słuchała. Wszelako po ostatnim zdaniu, które tu zacytowałem, nastąpiła
szczególnie wymowna pauza i wówczas Katarzyna przemówiła. A czytelnik zauważy,
że zanim to uczyniła, pozyskała o Maurycym niemało informacji.
Proszę cię, nie mów już nic więcej. Proszę, nie poruszaj już tego tematu.
Czyżby cię nie interesował? zapytała pani Penni-man figlarnie, acz lękliwie.
Sprawia mi wielką przykrość powiedziała Katarzyna.
Bałam się, że to powiesz. Ale czy nie sądzisz, że mogłabyś się z tym oswoić?
On tak bardzo chce się z tobą spotkać.
Proszę cię, przestań, ciociu rzekła Katarzyna wstając. Przeszła prędko do
drugich, otwartych drzwi balkonu. Stanęła w odrzwiach, zasłonięta przed ciotką
białymi firankami, i długo wpatrywała się w ciepły mrok. Przeżyła silny wstrząs.
Było to tak, jakby nieoczekiwanie otwarła się czeluść przeszłości i wychynęło z
niej jakieś widmo. Wierzyła dotąd, że nad pewnymi rzeczami przeszła do
porządku,, niektóre swe uczucia uważała za wygasłe; tymczasem najwyrazniej
jeszcze gdzieś się tliły i oto pobudziła je do życia ciotka Penniman. To tylko
chwilowe podniecenie tłumaczyła sobie w duchu zaraz przejdzie. Drżała i
serce jej biło tak, że aż je czuła sama, ale przecież i ono powinno się zaraz
uspokoić. I nagle, czekając, by odzyskać spokój, zalała się łzami. Cichuteńko
spływały jej po twarzy, toteż pani Penniman ich nie widziała. Być może jednak
domyślała się tych łez, gdyż tego wieczora nie powiedziała już o Maurycym
Townsendzie ani słowa.
ROZDZIAA 35
[ Pobierz całość w formacie PDF ]