[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Vaandt i jestem jak najbardziej za. Skontaktujcie się z jej agentem najszybciej jak to możliwe.
Najlepiej by było, gdyby zgodziła się lecieć na dwie, może trzy planety. A jedną z nich... - urwał i
nabrał tchu - ...jedną z tych planet musi być Vinsoth.
Członkowie zespołu wymienili między sobą spojrzenia. Vinsoth był ojczystym światem
Needma. Od tysięcy lat jego lud, Chevinowie, niewolili humanoidalną rasę Chevów. Trzeba
przyznać, że Chevowie nie byli traktowani ze szczególnym okrucieństwem, a niektórzy twierdzili
nawet, że nie mają na co narzekać. Ich kultura kwitła, mieli pełne wsparcie, jeśli chcieli się
zajmować sztuką. Przemoc fizyczna wobec nich była zabroniona i karana wysoką grzywną, a
czasem nawet więzieniem.
Needmo patrzył po zgromadzonych, mrużąc dobrotliwie oczy.
- No, co? - spytał łagodnie. - Co w tym złego? Nie możemy robić w dobrej wierze reportażu
o niewolnictwie na innych światach, zapominając o tym, że osoba, od której bierze nazwę cały
program, pochodzi z jednego z takich światów. Gdybyśmy postąpili inaczej, bylibyśmy
hipokrytami; stracilibyśmy zaufanie widzów i wiarę, jaką w nas pokładają. Poza tym... to po prostu
byłoby nie w porządku.
- Perre - odchrząknął Jorm - zasłużyłeś na swoją reputację tym, jaki jesteś i co robisz. To,
skąd pochodzisz, nie ma żadnego znaczenia.
- I to samo powinno dotyczyć wszystkich istot - zauważył Needmo. - Nikt nie może być
sądzony według swego pochodzenia ani oceniany przez pryzmat świata, na którym się urodził.
Liczy się to, jacy jesteśmy. Możecie mi wierzyć, wiem coś o tym. Staram się zachować neutralność
podczas przedstawiania informacji, ale przymykanie oka na sytuację na Vinsoth nie byłoby
neutralne. Nie będę sam relacjonował sytuacji ani jej komentował, chociaż moja opinia jest
wszystkim dobrze znana. Madhi się tym zajmie. Nie ma napiętych terminów, a ja nie zamierzam jej
cenzurować - dodał, patrząc wymownie na Simę. - Widzowie wyciągną własne wnioski. Tak będzie
najlepiej dla naszego programu i dla nich. Czy nie o to zawsze walczyliśmy?
Needmo wiedział, że jego zespół zdaje sobie sprawę z tego, iż nie ma sensu z nim
dyskutować. Instynkt jeszcze nigdy go nie zawiódł. Zdecydowanie przedkładał solidne, spokojne i
wyważone relacjonowanie faktów nad modną ostatnio histeryczną formę  dziennikarstwa opartego
na skandalach, które zdecydowanie bardziej nadawałyby się do holoszmatławca. Zatrudnienie
Madhi było co prawda czymś nowym, ale Needmo nie miał wątpliwości, że to właściwy krok.
Madhi Vaandt miała reputację osoby, która nazywa rzeczy po imieniu. Była żywą, impulsywną
osobą i nie bała się wyciągać na światło dzienne historii, które niekoniecznie były piękne i nie
zawsze miały szczęśliwe zakończenie. Nie obawiała się wyprawić do Podmiasta jedynie w
towarzystwie holoekipy, a jeśli przedstawi sytuację na Vinsoth z taką samą rzetelnością, i to w
programie prowadzonym przez Cheva, nikt nie ośmieli się podważyć jej wiarygodności.
Wszyscy zgromadzeni wiedzieli, że Needmo zdecydowanie potępia sytuację na jego
rodzinnym świecie. Postanowił nie mieszać się do polityki, ale sprzeciw wobec praktykowania na
jego ojczystej planecie niewolnictwa był jednym z powodów, dla których opuścił Coruscant.
Wyznawał zasadę, że pewne rzeczy powinny zniknąć z galaktyki raz na zawsze.
Producentka wzruszyła ramionami.
- To show Perrego Needma, szefie. Jeśli tak ma być, to będzie. Poza tym mogę się założyć,
że program przebije oglądalność Jedi wśród nas Javisa Tyrra.
Wybuch śmiechu rozładował napięcie.
- No, skoro tak - podjÄ…Å‚ Needmo, wymachujÄ…c z rozbawienia trÄ…bkÄ… - to chyba
wystarczający powód, który powinien nas przekonać, że warto się tym zająć, nie sądzicie? - Znów
śmiechy. Needmo wiedział, że jego ekipa wspiera go całym sercem, i był z nich dumny... z każdego
z nich. W ciągu lat pracy zgromadził zespół wspaniałych fachowców i każdego wieczoru kładł się
spać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Ciężko pracowali, żeby informować i
uświadamiać widzów, i udawało im się to. W głębi duszy miał cichą nadzieję, że dzięki temu
galaktyka stanie siÄ™ odrobinÄ™ lepszym miejscem.
ROZDZIAA 11
Sala rozpraw numer dziewięć, Coruscant
Eramuth Bwua tu prowadził Tahiri Veilę przez tłum reporterów, których odgradzał tylko
czerwony sznur i kilku naburmuszonych strażników. Jedną rękę trzymał na jej plecach, a w drugiej
miał kunsztownie zdobioną laseczkę, którą stukał ostentacyjnie o marmurową podłogę w rytm ich
kroków.
Holoreporterzy, obwieszeni mnóstwem symboli najróżniejszych stacji, gazet i rozgłośni
walczyli zaciekle o ich uwagę. Każdy z nich był zdecydowany za wszelką cenę zdobyć ujęcie albo
linijkę, która stanie się hitem dzisiejszych wiadomości.
- Panienko Veilo? Tutaj!
- Tahiri! Jak siÄ™ pani czuje w dniu rozprawy?
- Była Jedi Veilo, jak pani sądzi, w którym punkcie zaczęła się pani zwracać przeciwko
swoim? - Ostatnie pytanie zadał oczywiście nie kto inny jak największy sleemo reporterskiego
światka, Javis Tyrr. Tahiri trzymała głowę wysoko i patrzyła spokojnie przed siebie.
- Zwietnie, moja droga, tak trzymać! - mruknął do niej łagodnie Eramuth. - Prasa to banda
szubrawców, ale wolne społeczeństwo nie może bez nich funkcjonować. Czy jesteś na to gotowa,
moja droga?
- Tak - odparła Tahiri ledwie słyszalnym szeptem, który mogło wyłapać tylko czułe ucho
Bothanina. Była gotowa. Od momentu, w którym przedstawiono jej nakaz aresztowania, wiedziała,
że ta chwila nadejdzie i nie miała złudzeń co do tego, jak trudna będzie droga do uniewinnienia, o
ile w ogóle było to możliwe.
Ale Eramuth, wytworny, staroświecki i szarmancki Eramuth Bwua tu przywrócił jej
nadzieję. Kiedy mu opowiadała całą historię, jak została uczennicą Jacena, słuchał jej uważnie i
robił dokładne notatki. A ona nie pominęła żadnego szczegółu i nie była dla siebie pobłażliwa.
Wyznała wszystko, czego się dopuściła, ale nie brała na siebie odpowiedzialności za czyny innych.
Eramuth co prawda lekko na nią naciskał, jednak nie musiał uciekać się do perswazji. Kiedy
skończyli, Tahiri z lekkim rozbawieniem stwierdziła, że wie o niej więcej niż jej najbliżsi
przyjaciele. Po namyśle uświadomiła sobie ze smutkiem, że nie miała właściwie żadnych przyjaciół
- od czasu kiedy została adiutantką Caedusa.
Główne wejście prowadziło przez ciąg dwuskrzydłowych, automatycznie rozsuwanych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl