[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Od ostatniej klasy podstawówki nie słyszałam, żeby ktoś używał tego
powiedzenia.
WyjmujÄ™ palec z ust.
- No cóż. Jestem tradycjonalistką.
Po raz pierwszy, odkąd wyszła z kabiny, Jill się uśmiecha.
- Ja też - mówi.
I we dwie stoimy tam, idiotycznie do siebie szczerząc zęby... Aż nagle drzwi
do damskiej łazienki otwierają się, do środka wchodzi Roberta i na nasz widok
zamiera w pół kroku.
- Och, Lizzie - zwraca się do mnie, uśmiechając się do Jill. - Tu jesteś. Tiffany
właśnie prosiła, żebym sprawdziła, co się z tobą dzieje, bo zniknęłaś z recepcji na tak
długo...
- Och, przepraszam. - Zgarniam w objęcia resztkę śmieciowego jedzenia,
które zwinęłam z kuchni. - My tu tylko...
- Mam problemy z poziomem cukru we krwi - oświadcza Jill, łapiąc jeszcze
jedno opakowanie rurek z kremem i colę ze stosiku, który trzymam w ramionach. - A
Lizzie pomogła mi się z tym uporać.
- Och! - Roberta uśmiecha się z jeszcze większym wysiłkiem. A co ma zrobić?
Nawrzeszczeć na mnie, że zaniosłam całą zawartość szafki z przekąskami z kuchni
Pendergast, Loughlin i Flynn do damskiej Å‚azienki dla wygody jednej z
najważniejszych klientek firmy? - Zwietnie. O ile obie dobrze się czujecie.
- Owszem - odpowiadam pogodnie. - Właśnie miałam wracać na swoje
stanowisko...
- A ja na swoje spotkanie o drugiej z panem Pendergastem - dodaje Jill.
- Och, wspaniale! - Robercie uśmiech praktycznie przymarzł do twarzy. -
Znakomicie!
Szybko wychodzÄ™ do holu, a Tiffany szeroko otwiera oczy, widzÄ…c, kto idzie
za mnÄ…. Esther, asystentka pana Pendergasta, czeka przy biurku recepcji. Ma jeszcze
bardziej zdziwioną minę niż Tiffany, kiedy widzi, że Jill Higgins idzie za mną i za
RobertÄ….
- Och! Panno Higgins! - woła, nie odrywając wzroku od okruszków po
słodyczach na swetrze Jill. - Tu pani jest. Zaczynałam się martwić. Dzwonili z
ochrony i mówili, że już dawno wjechała pani na górę...
- Przepraszam. - Jill się uśmiecha. - Zatrzymałam się na małą przekąskę.
- Rozumiem. - Esther rzuca mi szybkie spojrzenie.
- Była głodna - mówię, wskazując naręcze przekąsek i napojów, które
trzymam w ramionach. - Zjesz coÅ›?
- Eee, nie, dziękuję - wymiguje się Esther. - Pójdzie pani teraz ze mną, panno
Higgins?
- Jasne. - Jill rusza za Esther... ale skręcając za róg, rzuca mi wiele mówiące
spojrzenie... Spojrzenie, którego nijak nie umiem zinterpretować, bo szykuję się
właśnie na upomnienie ze strony szefowej.
Ale Roberta mówi tylko:
- Cóż. To, eee... ładnie, że, eee... pomogłaś pannie Higgins.
- Dzięki - odpowiadam. - Mówiła, że robi jej się trochę słabo, więc...
- Szybka reakcja - stwierdza Roberta. - No cóż, jest już po drugiej, więc...
- Jasne. - Wykładam jedzenie zabrane z kuchni na biurko recepcji, na co
Tiffany wydaje słaby okrzyk protestu i rzuca mi wściekłe spojrzenie. - Przepraszam,
Tiff. Ale muszę biec. Już skończyłam zmianę na dziś...
A potem wypadam stamtąd jak goniec rowerowy, który ma niecierpiącą
zwłoki przesyłkę na Szóstą Aleję...
ROZDZIAA 19
Jeśli powierzysz swój sekret wiatrowi, nie powinieneś winić wiatru,
że zwierzy się z niego drzewom.
Kahlil Gibran (1883 - 1931), poeta i pisarz
Tego dnia, gdzieś tak koło piątej czy szóstej, porzuciłam już nadzieję, że Jill
Higgins przyjdzie i zadzwoni do drzwi zakładu monsieur Henriego. Wiem, że
zachowałam się zbyt arogancko. Dlaczego taka Jill Higgins, która wychodzi za mąż
za jednego z najbogatszych mężczyzn na Manhattanie, miałaby wybrać mnie - osobę,
którą zna wyłącznie jako recepcjonistkę w kancelarii prawnej, która negocjuje jej
kontrakt przedślubny - jako swoją specjalistkę od sukni ślubnej?
Zwłaszcza że nawet nie mam żadnego certyfikatu! Na razie.
Nie wspomniałam jeszcze monsieur ani madame Henri, że podałam ich
nazwisko i adres jednej z najsłynniejszych przyszłych panien młodych w tym mieście.
Nie chcę, żeby niepotrzebnie robili sobie nadzieję. Interes idzie słabo i były już
rozmowy (po francusku, oczywiście, żebym nie mogła zrozumieć, co mówią) o
zamknięciu go na dobre, kiedy Maurice wreszcie otworzy swój zakład przy tej samej
ulicy i ukradnie im ostatnie klientki. Państwo Henri wspomnieli o wyjezdzie do
swojego domku w Prowansji.
Gdyby tak się stało, musieliby się liczyć ze znacznym spadkiem dochodów, bo
wzięli drugą pożyczkę hipoteczną pod zastaw kamienicy, żeby zapłacić za studia
synów, a wartość ich domu w New Jersey znacznie spadła podczas ostatniego krachu
cen na rynku nieruchomości. Pozostaje jeszcze ten drobny fakt, że obaj synowie, Jean
- Paul i Jean - Pierre, stanowczo odmawiajÄ… przenosin do Francji ani nawet przepisa-
nia się na uczelnię tańszą niż Uniwersytet Nowojorski, na który dojeżdżają
codziennie na zajęcia (o ile nie zakradają się do mieszkania na górze, żeby się tam
bez zgody rodziców przespać).
Oczywiście nie wątpię, że kiedy decyzja zamknięcia zakładu zapadnie na
dobre, chłopcy zrobią dokładnie to, czego będzie chciała ich matka. W rodzinie
Henrich brakuje pieniędzy, ale nie dyscypliny. Sądzę to ze sposobu, w jaki monsieur
Henri przerzuca na mnie gros zajęć. Jak na kogoś, kto twierdzi, że interes podupada,
monsieur Henri ma dla mnie zadziwiająco dużo szycia, i to dzień w dzień. Kazał mi
zrobić tyle koronkowych kryz - takich samych jak te, które podziwiałam w jego oknie
wystawowym parę miesięcy temu i przysięgłam sobie, że się nauczę robić podobne -
że teraz mogłabym szyć je nawet przez sen. I do perfekcji opanowałam naszywanie
materiału brylancikami, żeby uzyskać efekt ogólnego połysku. I proszę mi nawet nie
wspominać o marszczeniach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl