[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ran!
Jej oczy, zamglone emocjami, odzwierciedlały pożądanie
przeszywające jej ciało. W tej fali kryło się dużo, dużo więcej
niż tylko fizyczna żądza. Wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi
Sylvie wiedziała, że to, co się między nimi dziś w nocy stanie
to coś niemal świętego. Wiedziała, że dziecko, którego tak
bardzo pragnęła, będzie wyjątkowe i kochane, bardzo, bardzo
kochane.
Dziwne, jakimi ścieżkami chadza przeznaczenie. Ocza
mi wyobrazni zobaczyła opakowanie tabletek antykoncepcyj
nych, zawierające te, które powinna dziś wziąć, ale zapomniała
o nich. Nie zrobiła tego celowo, podobnie jak nie zaplanowała
lunatykowania.
- Jesteś piękna. Wiesz o tym? - Usłyszała Rana, który nadal
trzymał ją za ręce, a teraz pochylił się w jej stronę i wolno,
niemal z czcią obsypał pocałunkami jej twarz, powieki, usta.
Potem przesunął się na szyję i piersi. Wreszcie puścił jej ręce
i wziął ją w ramiona, jakby chciał mieć kontakt z jej całym
ciałem. Wsunął dłonie w jej włosy i pocałował ją z ogromną
intensywnością i namiętnością.
Jak długo tak stali? Nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, że
gdy w końcu rozłączyli swoje usta, kręciło się jej w głowie. Całe
jej ciało, od stóp do głów wołało Rana.
Ale Ran ignorował język jej ciała, jej milczące błaganie.
Zamiast tego wziął ją na ręce i delikatnie położył na łóżku.
128
- Już dobrze - powiedział cicho. - Wszystko w porządku.
Ujął jej stopy w dłonie i zaczął je masować. Musnął palce
jej stóp wargami. Było to tak nieoczekiwane i szokująco intym
ne, że Sylvie aż się zachłysnęła. Ran pieścił językiem szczupłe
kostki, wrażliwe miejsca pod kolonami, a potem miękką skórę
ud.
- Ran...
Ran nie wypuszczał jej z objęć, bawił się jej włosami, mu
skał wargami jej czoło. A ona wdychała z satysfakcją jego
zapach.
- Minęło dużo czasu - powiedział drżącym głosem.
- Tak - odparła cicho.
Nie było sensu udawać, kłamać; nawet na pewien czas. Ba
riera, jaka między nimi wzrosła, legła teraz w gruzach pod wpły
wem tego, czego właśnie doświadczyli. Sylvie czuła się niemal
dumna z tego, że kocha Rana tak bardzo, że nigdy z nikim nie
była tak blisko.
- Seks dla samego seksu to coÅ› nie dla mnie.
Sylvie uniosła głowę i spojrzała niepewnie na Rana.
- Chciałem powiedzieć, że dla mnie minęło dużo czasu,
Sylvie... że ja nie... że nie mogłem... Próbowałem wyjaśnić...
wytłumaczyć fakt, że... że nie kontrolowałem się tak jak powi
nienem. .. - Ran coś próbował tłumaczyć.
- Byłeś... Uważam, że byłeś dobry - powiedziała prosto
i szczerze.
- Nie kontrolowałem się ani za pierwszym, ani za drugim
razem - stwierdził.
Nagle zesztywniał, a gdy się poruszył, zobaczyła w jego
oczach coś, od czego sama zadrżała.
129
- I chyba zaraz zademonstruję ci po raz kolejny, jak słabo
siÄ™ kontrolujÄ™ przy tobie...
Był już dzień, gdy Sylvie w końcu się obudziła. Zarumieniła
się, gdy po otwarciu oczu stwierdziła, że Ran leży oparty na
Å‚okciu i siÄ™ jej przyglÄ…da.
- Jak długo nie śpisz? - zapytała, nerwowo otulając się koł
drą i rumieniąc jeszcze mocniej, gdy przypomniała sobie wyda
rzenia zeszłej nocy.
- Wystarczająco długo by wiedzieć, że chrapiesz - po
wiedział.
- Chrapię? Na pewno nie! - zaprotestowała z oburzeniem,
puszczając w gniewie kołdrę.
- Nie? W takim razie warczysz... - droczył się z nią Ran.
- Nie warczę! W ogóle nie wydaję z siebie żadnych
dzwięków.
- Ależ owszem, wydajesz - odparował błyskawicznie, a
w miejsce rozbawienia w jego oczach pojawiło się coś bardzo
intensywnego.
Pochylił się nad nią i wyszeptał, muskając jednocześnie opu
szkiem palca jej pierÅ›.
- Gdy dotykam cię tutaj, z głębi twojego gardła dobywa się
taki cichy dzwięk i...
- Nie! Nie! Nie chcę tego słuchać! - wrzasnęła gorączkowo,
gdy dotarły do niej, co się stało.
Ostatniej nocy ona i Ran siÄ™ kochali... Ostatniej nocy zigno
rowała wszelkie zasady i zdrowy rozsądek, zapomniała o in
stynkcie samozachowawczym. A miała przy nich trwać i...
Ostatniej nocy, zanurzona w niezgłębionych przestworzach
miłości i tęsknoty, modliła się o poczęcie dziecka Rana, modliła
130
się o to i pragnęła tego. Rozum podpowiadał jej, że jest zdecy
dowanie za wcześnie, by cokolwiek powiedzieć, a jednak wie
działa, czuła, że rośnie w niej już nowe życie.
Natychmiast w jej oczach stanęły łzy, łzy miłości do dziecka,
które będzie całym jej światem, i które nigdy nie pozna miłości
swojego ojca. Bo już postanowiła, że to będzie tylko jej dziecko,
konsekwencja jej decyzji. Ran nigdy nie może się dowiedzieć
o jego istnieniu, jej dziecko nie może mieć ojca, który przyznaje
się do ojcostwa tylko z poczucia obowiązku. Ono nie może
wiedzieć, że jego matka nigdy nie była i nie będzie przez ojca
kochana.
- Płaczesz? - W głosie Rana usłyszała zarzut. Spróbowała
stłumić łzy. - Przepraszam cię za wczorajszą noc - ciągnął nie
zgrabnie. - Rozumiem... Musi ci być ciężko kochać mężczy
znę, który nie...
- Który nie odwzajemnia mojego uczucia - podpowiedziała
zduszonym głosem. Kiedyś wydawało się jej, że jego gniew
i pogarda są niemal nie do zniesienia. Teraz widziała, że jeszcze
gorsze jest współczucie i litość. - Tak, to prawda - zgodziła się.
- Ale jestem teraz kobietą, a nie dzieckiem, Ran. Jeśli wybieram
sobie niewłaściwy obiekt uczuć, to jest to mój wybór i mam do
tego prawo. Twoja litość jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję.
Uniosła dumnie głowę.
- Ostatnia noc nie powinna była się wydarzyć - powiedział
cicho Ran. - Ale ja...
- Nie mogłeś się powstrzymać - dokończyła za niego wypo
wiedz. - Tak. To właśnie wtedy powiedziałeś. Najwyrazniej
oboje powinniśmy o tym... zapomnieć.
Sylvie odwróciła wzrok, bo doskonale wiedziała, że kłamie,
że ma istotny powód, by nigdy nie zapomnieć, że nigdy nie
131
będzie mogła zapomnieć. Lecz tą informacją nie zamierzała
dzielić się z Ranem.
- Ja... chyba wrócę do swojego pokoju i ubiorę się, nim
przyjdzie pani Elliott - stwierdziła z godnością, po czy dodała,
gdy nie spuszczał z niej wzroku: - Odwróć się, Ran, żebym
mogła wstać z łóżka...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]