[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twierdzy pietropawłowskiej w Sankt Petersburgu. Cztery kroki szerokości, osiem kroków
długości. Pełna izolacja od innych skazanych, pełna izolacja od wszystkiego.
%7ładnych gazet lub książek, żadnych odwiedzin, listów lub paczek żywnościowych od
rodziny. Zwiatło tylko dzienne, wystarczająco jasne od sześciu do dziesięciu godzin na dobę.
Regularne pory posiłków i snu. Jednostajne kroki warty na korytarzu.
Staś Kalinowski ruszał w drogę zaraz po śniadaniu.
- Litera B. Z miasta Breslau w Niemczech w do miasta Białystok w Rosji. Wiorst
czterysta osiemdziesiÄ…t...
Albo:
- Syberia. Z miasta Irkucka do miasta Jakucka wiorst dwa tysiące pięćset
sześćdziesiąt. Kierować się na miasto Kireńsk, wiorst grubo ponad tysiąc...
O wszystkim tym mówiła mapa. Wielka mapa, wyrysowana węglami na ścianie.
Obejmowała spory kawał Europy - Niemcy, Francję, a także Anglię, Austro-Węgry i
Włochy. Najdokładniejsza była w części przedstawiającej Królestwo Polskie oraz zachodnie
gubernie Rosji, schematycznie pokazywała Chiny, Japonię a także wybrzeża Ameryk i
Afryki. Schematycznie, na więcej nie starczyło miejsca. Na mapie zaznaczono przebieg
głównych rzek, góry oraz najważniejsze szlaki kolejowe. Miasta podpisano nazwami, a
odległości pomiędzy nimi podano w wiorstach.
- Pierwszy dłuższy postój robimy w mieście Kaczuga, o wiorst dwieście czterdzieści
po wyjściu z Irkucka...
CIOTKA JANINA
Czerwiec 1912, Kalinówka
Kapelusz panny Janiny Wiklińskiej wyszedł z mody przed piętnastu laty Sukienka
była nowsza, liczyła najwyżej dziesięć lat. Ona sama dobiegała czterdziestki, ale nikt tego nie
wiedział, robiła wrażenie znacznie starszej. Sucha, kostyczna, zmarszczona, patrząca kosym
okiem, wypowiadająca się spomiędzy zwykle skrzywionych warg, prezentowała się jako
chora, zagniewana, cierpiąca. Nie odezwała się do nikogo zwyczajnie, jedynie chyba po to,
by zgłosić uwagi lub pretensje.
Przykre na co dzień zachowanie panny Janiny nie zjednywało jej przyjaciół. W
Częstochowie, gdzie mieszkała od dziecka, prawie nie widywała nikogo, nie utrzymywała
także więzi z jedyną siostrą. Przed laty, gdy pan Rafał Sidorowicz oświadczył się o jej siostrę
Annę, próbowała zablokować jej zamążpójście. Była o kilka lat starsza i uważała nie bez
racji, że rodzice powinni wydawać córki za mąż według uświęconej tradycją kolejności, a nie
zupełnie dowolnie. Kiedy pojawił się pan Sidorowicz, ziemianin, niezbyt może bogaty, ale
dość by zapewnić żonie spokojne życie, panna Janina zmusiła ojca do rozmowy z
konkurentem, której zadaniem było wysondowanie, czy koniecznie musi się on żenić z Anną,
może raczej powinien wziąć starszą siostrę. Starszej ojciec przeznaczył większy posag, bo
wiadomo, że starszą wydać trudniej. Ale pan Rafał nie dał się skusić i pozostał przy swoim
wyborze. W kilkanaście miesięcy pózniej Anna wyszła za mąż i wyjechała na Podlasie.
Siostry odbyły wcześniej kilka poważnych rozmów, z których jasno wynikało, że choć Anna
rozumie sytuację starszej siostry, nie zamierza jej ustąpić.
Ten stan upierania się przy dziwnych wyborach, jak o tym mówiła Janina, stał się
przyczyną głębokiego konfliktu. Według starszej panny Wildińskiej, pan Sidorowicz może
by i ustąpił, to Anna uparła się iść za mąż za niego, co w końcu zaakceptował. Janina
uważała, że siostra złośliwie postąpiła wbrew jej interesom i nigdy nie zapomniała do-
znanego upokorzenia. Po ślubie Anny nie pojechała do niej na wieś ani razu, nigdy nawet nie
napisała do siostry, jeśli nie liczyć zdawkowych życzeń, wysyłanych na święta, zwykle
zresztą po terminie. Anna Sidorowicz przypisywała zły stan rzeczy upartemu charakterowi
siostry i jej przekonaniu, że młodsza prezentuje godny potępienia lekki stosunek do życia.
Anna, szczęśliwa, że udało się jej pokonać przeszkody, wyjechała z domu w radosnym
nastroju i choć czasem tęskniła za nim, nigdy nawet nie pomyślała, że mogłaby wracać.
Pisała do rodziców, chwaląc się dobrym mężem i dostatnim życiem w dzierżawionej przez
niego Rafałówce.
Janina Wiklińska, od dzieciństwa uważana za nieładną i bez większych szans na
powodzenie, utwierdziła się w przekonaniu, że świat sprzysiągł się przeciw niej, skoro nawet
od własnej rodziny nie może oczekiwać pomocy i zrozumienia.
Miesiące bezpośrednio po ślubie i wyjezdzie siostry były dla niej bardzo przykre i
tylko dzięki obecności pani Rucińskiej, dalekiej krewnej Sidorowicza, poznanej podczas
zaślubin siostry, a zamieszkującej także w Częstochowie, udało się jej to jakoś przetrzymać.
Rucińska, rzutka niewiasta, z ręką do handlu i niewielkich interesów, w pewnym sensie
zaprzyjazniła się ze starszą panną Wiklińską, jej dom był też jedynym, gdzie bywała kilka
razy w roku.
Panna Janina pracowała w zakładzie krawieckim, gdzie na co dzień szyła bieliznę, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]