[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mimo że siedziałam jakiś metr od niego, odczułam dreszcz, który przebiegł po jego
ciele. Powiedziałam łagodnie:
- Davidzie, to co zrobiliście, podejmując decyzję w sprawie mamy, to była właściwa
rzecz. Tego pragnęła. Ona chce mieć pewność, że to rozumiesz. Wiesz, że postąpiliście
słusznie, prawda?
Jego oczy napełniły się łzami do tego stopnia, że ledwie widziałam ich tęczówki.
Jedna kropla spłynęła po policzku, a zaraz potem druga.
- Przez intelekt - powiedział. - Chyba tak. A - ale...
- Postąpiliście słusznie - powtórzyłam stanowczo. - Musisz w to uwierzyć. Ona
wierzy. Więc przestań się zadręczać. Ona cię ogromnie kocha...
To dopełniło miary. Teraz łzy zaczęły płynąć strumieniem.
- Tak powiedziała? - zapytał drżącym głosem, który uświadomił mi, że mimo
wszystko nadal jest małym dzieckiem, a nie komputerem o nadludzkiej mocy, który czasem
udawał.
- Oczywiście, że tak.
Nie powiedziała tego, naturalnie, ale jestem pewna, że zrobiłaby to, gdyby nie
oburzenie z powodu mojej niekompetencji.
Wtedy Profesor zaszokował mnie kompletnie, zarzucając mi ręce na szyję.
Taka manifestacja uczuć była zupełnie do Profesora niepodobna, nie wiedziałam, jak
się zachować. Siedziałam przez chwilę nieruchomo, bojąc się, że skaleczy sobie twarz o
ćwieki na mojej kurtce. W końcu jednak, ponieważ mnie nie puszczał, podniosłam rękę i
poklepałam go niepewnie po ramieniu.
- W porządku - powiedziałam cicho. - Wszystko będzie dobrze.
Płakał jakieś dwie minuty. Dziwnie się czułam, kiedy tak się przytulał, cały zapłakany.
Bardzo chciałam go pocieszyć. W końcu wyprostował się i wytarł oczy, mocno zmieszany.
- Przepraszam - mruknął. Ja na to:
- Nic takiego - chociaż, oczywiście, to było  coś takiego .
- Suze - odezwał się znowu - czy mogę cię o coś zapytać?
- Pewnie - powiedziałam, spodziewając się więcej pytań na temat matki.
- Dlaczego pachniesz rybą?
Kiedy wróciłam do swojego pokoju, byłam wstrząśnięta nie tylko reakcją Profesora na
moją wiadomość, ale jeszcze czymś.
Czymś, o czym nie powiedziałam Profesorowi i o czym również nie miałam ochoty
wspominać Jesse'owi.
A mianowicie, że kiedy Profesor mnie objął, jego mama zmaterializowała się po
drugiej stronie łóżka i spojrzała na mnie.
- Dziękuję - powiedziała. Płakała tak bardzo, jak syn. Jej łzy, jak ku swojemu
zawstydzeniu zdałam sobie sprawę, były jednak łzami wdzięczności i miłości.
Czy wobec tylu zapłakanych osób może dziwić fakt, że moje oczy także zwilgotniały?
No, dajcie spokój. Jestem tylko człowiekiem.
Ale naprawdę nienawidzę płakać. Już wolałabym krwawić albo wymiotować. Płacz
jest...
Cóż, jest najgorszy.
Widzicie zatem, dlaczego nie mogłam opowiedzieć o tym Jesse'owi. To było po prostu
zbyt... osobiste. To sprawa pomiędzy Profesorem, jego mamą a mną i żadne słodkie duszki,
które przypadkiem mieszkają w moim pokoju, nie wydobędą ze mnie ani słowa.
Gdy oderwałam wzrok od artykułu, którego i tak nie czytałam - CO MOZ
WSKAZYWA NA TO, ZE ON KOCHA CI POTAJEMNIE. Owszem, tak. Ten problem
jest mi obcy - stwierdziłam, że Jesse się do mnie uśmiecha.
- A jednak musisz być zadowolona. Nie każdemu mediatorowi udaje się w pojedynkę
powstrzymać niebezpiecznego mordercę.
- Mogłabym spokojnie obyć się bez tego zaszczytu - mruknęłam, przewracając kolejną
stronę. - I nie zrobiłam tego w pojedynkę. Ty mi pomogłeś. - Pomyślałam, że jednak
panowałam nad sytuacją w momencie, kiedy pojawił się Jesse, w związku z tym dodałam: -
No, w jakimś stopniu.
To brzmiało niewdzięcznie. Powiedziałam więc niechętnie:
- Dzięki, w każdym razie, że się zjawiłeś.
- Jak mogłem nie przyjść? Wezwałaś mnie. - Wynalazł gdzieś kawałek sznurka i teraz
poruszał nim przed Szatanem, który przyglądał mu się z miną  myślisz, że jestem taki głupi?
- Nie wzywałam cię, jasne? Nie wiem, skąd ci się to wzięło.
Spojrzał na mnie oczami ciemniejszymi niż zwykle w promieniach zachodzącego
słońca, które zawsze wieczorem bezlitośnie zalewa mój pokój.
- Wyraznie cię usłyszałem, Susannah.
Zmarszczyłam brwi. To się robiło trochę za dziwaczne jak dla mnie. Najpierw
pojawiła się pani Fiske, w chwili kiedy niej myślałam. A potem to samo z Jesse'em. Tylko że,
o ile pamiętam, żadnego z nich nie wzywałam. Fakt, że o nich myślałam.
Rany. Z tą mediacją to bardziej skomplikowane, niż mi się kiedykolwiek wydawało.
- No, a skoro już jesteśmy przy temacie - powiedziałam - to jak to jest, że nie
powiedziałeś mi, że mama Profesora nazywała go Rudy?
Jesse spojrzał na mnie z niepokojem.
- Skąd mogłem wiedzieć?
Prawda. O tym nie pomyślałam. Andy i mama kupili dom, dom Jesse'a, zaledwie
poprzedniego lata. Jesse nie mógł wiedzieć, kim była Cyntia. A jednak...
A jednak coś o niej wiedział.
Duchy. Czy ja kiedyś dojdę z nimi do ładu?
- Co mówił ksiądz? - Jesse wyraznie usiłował zmienić temat. - To jest, kiedy mu
powiedziałaś o Beaumontach?
- Nie za dużo. Dąsa się na mnie, ponieważ nie powiedziałam mu od razu o Marcusie. -
Uważałam, żeby nie dodać, że sprawa z Jesse'em nadal doprowadzała ojca D do szału. Ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl