[ Pobierz całość w formacie PDF ]

porządnym, zapierającym dech w piersiach uczuciem. To, co czuł do Michaliny, w sensie
zarówno fizycznym, jak i psychicznym - owszem, dech mu zapierało. Gdyby nie ten
nieszczęsny rozsądek wieku dojrzałego, najchętniej rzuciłby się na nią nieobyczajnie i
niechby mu dała w pysk... a może by nie dała? Miał nadzieję, że nie dałaby, niemniej nie
zaryzykował rzucania się. Przeciwnie, był doskonale spokojny (nikt nie wie, ile go to
kosztowało), z leciuteńką nutką autoironii. Ostatecznie, choć Michalina dawno już przestała
być podlotkiem, on był od niej jakieś piętnaście lat starszy. Przeszło mu przez myśl coś
takiego, że gdyby nawet zdołał ją uwieść, to cały czas dręczyłoby go pytanie, czy nie był jej
potrzebny w charakterze zastępczego tatusia. Zwłaszcza że, do diabła, był rudy, tak samo jak
ten jej irlandzki ojczulek - romantyk od wróżek i ballad.
Inna rzecz, że rudość rudości nierówna. Jego własna, odziedziczona po kądzieli, była
raczej jasna, cera na szczęście nie prosiaczkowata, nie zdradzał też skłonności do
czerwoniutkich rumieńców i nie miał piegów. Michalina miała piękne włosy w kolorze
ciemnorudym i złocistą skórę usianą piegami. Od pierwszego spotkania na cmentarzu
Grzegorz wyobrażał sobie jej ciało - nie była, chwalić Boga, chudą tyczką, miała to ciało i
Grzegorz był przekonany, iż jest ono cudowne. On sam, owszem, był dość tyczkowaty, poza
tym raczej brzydki. Miał nadzieję, że Michalinie ta brzydota wyda się sympatyczna -
wszystkie znajome panie twierdziły, że jest sympatyczny...
Do diabła ze znajomymi paniami. Grzegorz Wroński chciał Michaliny!
A ona właśnie myślała intensywnie, jechać z nim do tego Warpna, czy nie jechać.
- Myślisz o mamie?
- SkÄ…d wiesz? %7Å‚al mi jej, sama siedzi.
- A nie ma w pobliżu jakiej kumosi, żeby się z nią przyjaznić i do niej latać na ploty?
- Nawet jest, pani Zuzia, mieszka obok, ale mama lubi, kiedy wieczorami jestem w
domu.
Grzegorz też by lubił, żeby Michalina wieczorami była w domu. Jego domu.
- W ten sposób chyba nie masz za wiele własnego życia?
- TrochÄ™ mam... ale masz racjÄ™, niewiele. I to jest zawsze
tak trochę na siłę wyrwane, rozumiesz.
- Rozumiem. W dodatku, nawet jeśli już wyrwiesz coś dla siebie,
to męczą cię wyrzuty sumienia, prawda? Mama pewnie choruje na wiele chorób,
cierpi...
- Skąd wiesz? Kurczę, Grzesiu, stale cię pytam, skąd wiesz, zauważyłeś?
- Zauważyłem. To mi pochlebia. A co do tych chorób twojej mamy, to uwierz mi,
mama nie jest w tym osamotniona. Tak bywa dosyć często, że starsi ludzie wręcz hodują w
sobie choroby, w możliwie największych ilościach. Albo je udają. Albo nawet są przekonani,
że je mają, a tak naprawdę cieszą się niezłym zdrowiem. Wszystko po to... Nie obraz się,
Misiu, proszę. Wszystko po to, żeby terroryzować bliskich. Przepraszam, że tak brutalnie ci to
mówię.
- Nie, nie. Nie przepraszaj. Ja wiem, że chyba masz rację, sama to podejrzewałam od
dawna. Tylko zrozum, to moja mama. I ona naprawdÄ™ jest samotna. I zle siÄ™ czuje, kiedy mnie
nie ma. Kiedyś mi mówiła, że boi się, że coś jej się może stać.
- To też stary sposób, niestety. Mama się czymś interesuje czy niespecjalnie?
- Niespecjalnie. Pewno się domyśliłeś, co?
- Tak, bo to też typowe. Misiu, ja już pomijam moją egoistyczną zachciankę, żeby
pojechać z tobą do Nowego Warpna, ale przecież w ten sposób ty jesteś regularnie
ubezwłasnowolniona. Nie masz takiego wrażenia?
- Myślisz?
- Popatrz, nawet teraz, zamiast radośnie wskakiwać ze mną do samochodu i jechać
gdzie oczy poniosą, siedzisz tu i pozwalasz, żeby narastało w tobie poczucie winy. Tego
chciała twoja mama i to jej się udało osiągnąć.
- Trudno mi uwierzyć, że w ogóle nie obchodziło jej, co ja czuję...
- Może działała podświadomie, ale nie sądzę. Chciała cię mieć przy sobie i tyle.
Powiedz mi, jeśli idziesz gdzieś w sprawach swojej przyjaciółki Marceliny, to nie masz
wyrzutów sumienia w stosunku do mamy, prawda?
- Prawda, doktorku.
- A jeśli idziesz gdzieś dla przyjemności, to je masz, prawda? - Prawda. Ale
pomaganie Marceli też mi sprawia przyjemność. - Ale ma ten altruistyczny podtekst. Mamie
udało się wpoić
ci przekonanie, że ty jako ty nie masz żadnych praw. A ty je
przecież masz.
- Mówisz?
- Mówię, mówię. Jedzmy do tego Warpna, to po drodze zrobię ci regularny wykład z
psychologii. Będziesz mogła dorobić sobie motywację, rozumiesz: nie jedziesz dla
przyjemności, tylko dla podniesienia poziomu wiedzy. A ja cię będę agitował celem
podniesienia w tobie poziomu zdrowego egoizmu. Twoja mama wyprała cię z niego totalnie.
Przez co skrzywiła ci osobowość.
W tym momencie doktor Wroński usłyszał, co powiedział i ogarnęło go przerażenie.
Nie zamierzał Michalinie urządzać prania mózgu, zamierzał ją uwodzić! Tymczasem cóż on
jej mówi? %7łe ma felerną osobowość! To on sam ma zboczenie zawodowe, wszystko musi
wytłumaczyć, a po co? PO CO?
Michalina nie wyglądała jednak na obrażoną i nie zamierzała dać mu w pysk, na co
był absolutnie przygotowany i co by go wcale nie zdziwiło. Przeciwnie, chyba była
zainteresowana.
- Dobrze - powiedziała z namysłem. - Jedzmy do Warpna. Masz chyba rację z tym
egoizmem. Jeżeli uważasz, że mam prawo do jednego zachodziku i do jednego obiadu w
jakimś podejrzanym barze, to ja chętnie to prawo wykorzystam.
Grzegorz miał ochotę ją ucałować za te słowa, ale bał się, że ona uzna całą jego gadkę
za pretekst do taniej podrywki. Oczywiście, nie uprawiał żadnej taniej podrywki, ale czy
Michalina o tym wiedziała?
Jak widzimy, słynny z przytomności umysłu doktor Wroński zaczynał się właśnie na
dobre zapętlać.
Pojechali. Mniej więcej do Tanowa Grzegorz tłumaczył Michalinie różne zjawiska
psychologiczne, zachowania ludzi i tym podobne, ale kiedy wjechali do Puszczy
Wkrzańskiej, otoczenie popsuło im wenę do tematów naukowych. Było po prostu bajkowo
pięknie, liście na drzewach wciąż jeszcze zielone, słońce prześwietlało drzewa, wrześniowe
niebo zdobiły potężne, malarskie kumulusy - cała psychologia musiała poczekać. Dojechali
na sam skraj Polski, powałęsali się nad jeziorem, którego wody przybrały barwę ołowiu,
potem przeszli nad Zalew, do niewielkiego portu rybackiego. Byli właściwie sami, bo letnicy
już wyjechali, a weekendowi turyści czekali na weekend, pogardzając środowym
popołudniem. Słońce było jeszcze dość wysoko, więc Grzegorz zaprowadził Michalinę do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl