[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rę. Powiedziałem pani Enoch, że to piękny świecznik i że przypomina mi ten, który
Liberace ustawił sobie na fortepianie w telewizji. Pózniej, tego samego dnia, próbowała
mi wyjaśnić, czym jest święto Chanuka, ale pojąłem jedynie, że to Boże Narodzenie do
dwunastej potęgi.
21
Dorastałem w małym amerykańskim miasteczku w latach pięćdziesiątych. Nie mia-
łem zbyt dużo do opowiadania o moim dzieciństwie, być może dlatego, że niewiele się
wtedy działo. Nikt nie zapuszczał długich włosów, a jedyną rzeczą, przeciwko której się
buntowaliśmy, była konieczność zjedzenia pieczeni na obiad. O narkotykach szeptano
tylko sobie na ucho, a każdy gość, który nie zachowywał się tak jak wszyscy, otrzymy-
wał etykietkę pedała. Uprawialiśmy różne sporty, bez względu na to, czy byliśmy w nich
dobrzy, czy też nie. Większość moich kolegów miała na imię Joe, Anthony albo John.
Dziewczyny, które nas podniecały i o których marzyliśmy, w większości osiągały szczyt
fizycznego rozwoju w wieku siedemnastu lat, a potem  po przedwczesnym wyjściu za
mąż  szybko zaczynały przypominać swoje matki.
Przejeżdżając przez centrum miasteczka, minąłem posterunek i kusiło mnie wręcz,
żeby wstąpić i zapytać o Franniego McCabe a, ale stwierdziłem, że można z tym pocze-
kać. Jeżeli wszystko ułoży się tak, jak chciałem, to wkrótce wrócę do Crane s View i będę
tu spędzał sporo czasu.
Tam, gdzie kończy się niewielkie centrum handlowe, Main Street opada łagodnym
łukiem stromo w dół i dochodzi do stacji kolejowej i rzeki. Gdy zdejmowałem nogę
z pedału gazu i pozwalałem samochodowi staczać się bezwładnie drogą, przypomniały
mi się chwile, kiedy szedłem na piechotę z domu na stację, wystrojony i podniecony
dniem, który miałem spędzić w Nowym Jorku. Już wiele tygodni wcześniej odkładałem
całe kieszonkowe i opracowywałem dokładny plan działania. Albo pokaz samochodów
w Colosseum, albo mecz zapaśniczy w Madison Square Garden, albo wydawanie pie-
niędzy na gry w Broadway Sports Palace. Na lunch hot dog i szampan Coconut albo ży-
lasty stek za dwa dolary w Tad s Steaks. Wtedy Nowy Jork nie był przerażającym mia-
stem. Dwunastoletni mądrala przechadzał się samotnie po Times Square i najgorsze,
co mogło mu się przytrafić, było spotkanie z żebrakiem proszącym o dziesiątkę. Nigdy
się tam nie bałem i traktowałem Nowy Jork jak coś w rodzaju wystrojonego kolorowo
przyjaciela z wykałaczką w zębach.
Przejechałem przez most nad torami i skręciłem ostro w prawo, w kierunku sta-
cji. Jakaś przedsiębiorcza dusza zbudowała na brzegu rzeki luksusową restaurację.
Z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że przez te wszystkie lata życie tutaj płynęło sobie
beze mnie. A kim niby oni wszyscy są, że tak zmieniają krajobraz, który kiedyś był mój?
Jakaś część nas sądzi, że jest właścicielem obszaru swoich wspomnień; powinno istnieć
prawo nakazujące zachować wszystko w nie zmienionym kształcie.
Zaparkowałem samochód przed stacją i wysiadłem. W chwilę potem przez sta-
cję przemknął ekspres z Chicago. Gdy tak pędził w gwałtownym podmuchu, z me-
talicznym stukotem, powiało od niego znajomą wonią romantyzmu i nieograniczo-
nych możliwości. Z Crane s View do Nowego Jorku zawsze jezdziliśmy pociągiem.
Podczas tej swojej nieśpiesznej przejażdżki zatrzymywał się dwanaście razy, zanim wje-
22
chał na Grand Central Station. Korzystali z niego ludzie dojeżdżający do pracy, starsze
panie udające się na poranne przedstawienie Hello Dolly, trzynastolatki w przykrótkich
spodniach, fioletowych swetrach z dekoltem i z taką ilością brylantyny we włosach, że
mogliby bez większego problemu naoliwić rodzinny samochód.
Spojrzałem z westchnieniem w kierunku wody i zobaczyłem dwójkę młodych ludzi
rzucających kolorowy dysk oraz ganiającego między nimi psa. Widać było, że szaleje
do upadłego. Co jakiś czas pozwalali mu złapać krążek. Zanim wyrwali mu go z py-
ska i znów posłali w powietrze, pies biegał tam i z powrotem w szaleńczo-tryumfalnym
tańcu. To ciekawe, jak często zdarzają się w życiu bardzo smutne chwile, po których
zaraz dowiadujemy się, że wszystko jest w porządku. Nie odrywałem wzroku od tych
ludzi  radość bijąca od nich była tak silna, że czułem ją z daleka. Dziewczyna zro-
biła pełny obrót i wyrzuciła krążek najdalej jak mogła. Poleciał w moją stronę i upadł
w odległości kilku stóp ode mnie. Chciałem podejść, ale pojawił się pies, więc stanąłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl