[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I trudno zgadnąć: czy w ogóle pojedzie z nami?...
Ale wszystko to, wszystko kręciło się jak wiry na powierzchni wody,
nawet z Inessą  a wydarzenia najwa\niejsze, jak wielkie, tłuste,
ciemne ryby bezgłośnie przepływały przy samym dnie.
Hanecki potwierdził krótko: będziel Ale oczekiwanie to prawdziwa
tortura. Z rachunku wynikało, \e w Berlinie mógł ju\ być przygotowany
i przesłany tutaj jego paszport  a ciągle go nie było.
I wszechmocny Parvus milczał.
A nie bez podstaw, mógł czuć się obra\onym. I nie wykluczone, \e
wystawiał nerwy Lenina na próbę, wzmacniał swą pozycję wyczekiwaniem.
Ale jeden bez drugiego nie mogli się obejść: wydarzenia ich
jednoczyły.
Skoro dawali mu miliony na mira\e  to właśnie teraz mają na co
płacić.
I  będzie na co brać. I teraz właśnie trzeba, nie wtedy.
A tymczasem w hałaśliwych  Komitetach powrotu", mimo większości
zimmerwaldczyków, wszyscy nagle zapragnęli działać legalnie, czekali
a\ wyrazi swą zgodę sprzedajny rząd Guczkowa, który ju\ wysłał 180
tysięcy franków z prywatnych składek  na powrót dla drogich rodaków,
ale oczywiście przez państwa sojusznicze (gdzie te\ niemieckie łodzie
podwodne zatapiają transporty głupcówf  i ju\ wokół tych pieniędzy
zaczęły się intrygi, przy podziale mogli pominąć bolszewików, na
zebraniach dochodziło niemal do bójek.
Iljicz oczywiście na te zebrania nie chodził, ale relacjonowano mu je
ze szczegółami. I im bardziej się te wszystkie spory zaostrzały  a
nastroje wśród szwajcarskiej emigracji stanowiły zaledwie słabe
odbicie tego, co zaczyna wyrabiać się w Rosji  Lenin zrozumiał, \e
się zanadto pospieszył, niepotrzebnie: nie wolno mu brać \adne-
166
go indywidualnego paszportu, sam jechać nie mo\e.
I 10-go, równo tydzień po fotografii, wysłał do Haneckiego odwołujący
telegram:  Droga oficjalna dla pojedynczych osób nie do przyjęcia".
Koniec, zrezygnowali.
Za to Ciwin-Weiss ciągle chodził do Romberga. Ten zapewniał, \e toczy
się intensywna korespondencja z Berlinem, nawet przy pomocy kurierów.
I powoli  z mroku, z przyszłości, z niebytu, wynurzały się kontury
wielkiej idei  jak wielki parowóz z mgły  tyle tylko, \e koła tego
parowozu obracały się niezwykle wolno, albo nawet nie obracały się
wcale.
A za nim  wagon.
Wynurzał się z mroku  wagon.
Niezle. Na to mo\na się zgodzić.
Ale na razie, ci ględziarze, ten cały Komitet powrotu, mam
nadzieję...? nie dostrzegli jeszcze tych mo\liwości...?
Nie, nie. Nie-nie. Tamto odbywa siÄ™ oficjalnie, a tu 
konfidencjonalnie.
Dobrze, dobrze. I tak, powoli, przy pomocy kilku myślących osób,
wspólnym wysiłkiem  do czegoś jednak dochodzimy, coś znajdujemy. Na
czymś stoimy. (Ale  jak\e się to ciągnęło! Ale  a\ to do Niemców
niepodobne, jak! Przecie\ powinno ich jeszcze mocniej przypiec, gdy
Tymczasowy oświadczył, \e kontynuuje wojnę.)
Zaczęli układać listę wyje\d\ających. Zbierali swoich po całej
Szwajcarii, ale  dyskretnie, to wa\ne, \eby nie włączyć nikogo
obcego. A jednocześnie (to tak\e wa\ne!) na głos mówili wszystkim coś
zupełnie odwrotnego: i Anglia nas nie przepuści i przez Niemcy się
nie uda. I hałaśliwie analizowali próby anegdotyczne: Wala Safaro-wa
podjęła starania przez konsulat angielski, ktoś wysłał telegram
protestacyjny do Milukowa, a Sarra Rawicz wpadła na pomysł fikcyjnego
mał\eństwa ze Szwajcarem  by w ten sposób zdobyć prawo do przejazdu
bezpośredniego. Lenin śmiał się i radził jej, zęby wyszła za
staruszka ,,w odpowiednim wieku"  starego Akselro-da, który w \aden
inny sposób nie mógł ju\ przydać się rewolucji.
U Niemców, z jednej strony  przeciągało się, z drugiej  kręciło się
a\ nazbyt mocno, wyraznie  jedna maszyna pracowała niezale\nie od
drugiej. 14 rnarca wieczorem, wracajÄ…c z Domu Ludowego, gdzie przez
dwie i pół godziny wygłaszał Szwajcarom odczyt na temat przebiegu
rewolucji rosyjskiej  \e autentyczna, druga rewolucja jeszcze siÄ™
nie dokonała, i istnieje ju\ dla niej odpowiednia forma  Rady
Delegatów, i \e ju\ dziś nale\y przygotowywać powstanie przeciw
bur\uazji  doskonale go ten referat odprę\ył, pozwolił oderwać się
od tych dręczących beznadziejnych planów wy-
167
jazdu, z przyjemnością wracał piechotą w pogodny wieczór, wszedł do
siebie na górę  i stanął zaskoczony: malutki, chudy, siwiejący, z
ro\kiem chusteczki wystającym z butonierki, siedział i uśmiechał się,
jakby oczekując na powitalny wybuch radości i wyniośle nie spieszył
się, by wstać i podać rękę.
Sklarc!!!
Nie zganił, ale nie chwalił, nie powiedział ani  zle" ani  dobrze" 
tylko ruszył Lenin na Sklarca ze swym przeszywającym, kosym
spojrzeniem (ten wzrok zawsze wywoływał strach)  ten wstał, tracąc
całą pewność siebie i Lenin uścisnął mu rękę, jakby chciał ją urwać:
 No, z czym przyjechaliście?
Bez wra\eń z podró\y, bez wstępów, bez sentymentalizmów: z czym
przyjechaliście?
Kupiec, coraz bardziej zaanga\owany w wielkÄ… politykÄ™ wielkich
Niemiec, przyjmowany z szacunkiem przez co znaczniejszych generałów i
w ministerstwach, na dodatek przeświadczony o szczodrości swej
dzisiejszej misji  speszył się tym ostrym spojrzeniem przymru\onych
oczu i nie wró\ącym nic dobrego wygięciem brwi, wąsów, a cała reszta
 jakby futbolową piłką dostał prosto w twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl