[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrzebowali twoich usług.
Vanessa osłupiała. Miała wrażenie, że znów jest biedną wiejską sierotą.
Nagle w ten koszmar wdarł się głos Mitcha:
- Skończyłyście już rozliczenia, moje panie?
- Tak sądzę - oświadczyła z satysfakcją jego matka.
- Chcesz pożegnać się ze szczeniakami? - zwrócił się do Vanessy.
- Nie - wydusiła. - Z pewnością będzie im tu doskonale.
W drodze powrotnej zaproponował, żeby zatrzymali się na lunch w barze Manly Beach. Zamówił
hamburgery z frytkami i colę, po czym usiedli przy stoliku na skraju plaży. Mitch zajadał ze smakiem,
lecz Vanessa straciła apetyt i większość swojej porcji ofiarowała mewom.
122 ROBYN GRADY
Przypomniała sobie ulubione powiedzenie ciotki McKenzie: Wierz w siebie i otaczaj się ludzmi,
którzy również w ciebie wierzą".
Po wczorajszej nocy skłonna była zaufać Mitchowi i uznać, że ma poważniejsze zamiary, a nie tylko
ochotę na przelotną przygodę, jednak wstrętne słowa pani Stuart w olbrzymim stopniu nadwątliły to
przekonanie. Była pewna tylko jednego: bez względu na to, jak długo jeszcze będzie spotykać się z
Mitchem, nie chce więcej widzieć jego matki. To nie był przejaw tchórzostwa ani uporu, lecz zdrowy
odruch samoobrony. Nie życzyła sobie, by ta kobieta zatruwała jej życie zarzutami i uprzedzeniami.
Lecz wewnętrzny głos szeptał jej uparcie, że przynajmniej niektóre argumenty pani Stuart są
sensowne. Vanessie zależało na dobru Mitcha. Zastanawiała się, czy związek z nią naprawdę może
złamać mu karierę.
Nie zdecydowała się jednak opowiedzieć mu
o rozmowie z jego matką, w obawie by nie uznał, że się skarży. Poza tym nie chciała denerwować
jego... ani siebie. Zamierzała cieszyć się pięknym wiosennym dniem spędzonym w towarzystwie
uroczego kochanka.
Rzuciła ostatnią frytkę piszczącej mewie
i głęboko wciągnęła w płuca rześkie słone powietrze.
NOC W REZYDENCJI
123
- Ocean wygląda cudownie. Mitch dopił colę.
- Chcesz popływać?
- Nie mamy kostiumów kąpielowych.
- Rano nas to nie powstrzymało.
- Ale terasz jesteśmy w miejscu publicznym.
- W takim razie wróćmy do mnie. Nauczę cię nurkować. Jak długo potrafisz wstrzymać oddech?
- A jak szybko ty potrafisz biec? - Zerwała się na nogi, czując przypływ radosnej energii. - Zcigamy się
do brzegu!
Gdy zaczął zdejmować mokasyny, Vanessa kopnięciem zrzuciła sandały i pognała po miękkim
ciepłym piasku.
- Hej, zaczekaj na mnie! - wrzasnął. Popędził za nią, lecz gdy już ją doganiał,
skręciła gwałtownie i wbiegła do wody.
- Myślałam, że jesteś w formie - rzekła z kpiącym śmiechem, gdy już złapała oddech.
- Hej, mała, chyba chcesz być mokra!
- Mitch, nie! - panikowała. - Nie mamy ubrań na zmianę, a woda jest zimna.
- Nie szkodzi.-Ruszył ku niej z wyzywającym błyskiem w oczach. - To będzie ożywcza kąpiel.
- Poddaję się. - Uniosła ręce.
124
ROBYN GRADY
- Za pózno.
W tym momencie zwaliła się na nich olbrzymia fala. Vanessa nie miała pojęcia, jak pośród potoków
spienionej wody Mitch zdołał odnalezć jej usta. Wiedziała jedynie, że miał rację. To rzeczywiście
było ożywcze.
A ona była zakochana.
Mokrzy i rozradowani wrócili do samochodu. Szczęśliwie Vanessa miała w bagażniku ręcznik,
którym się wytarli. Wciąż tryskała energią i optymizmem. Nie chciała myśleć o okropnym
zachowaniu matki Mitcha. Pragnęła skupić się na nadchodzących minutach, godzinach i dniach, które
spędzi z ukochanym mężczyzną.
Zastanawiała się nawet, czy mógłby też się w niej zakochać.
Pojechali do jej sklepu. Gdy weszli do środka, rozpromieniona sprzedawczyni oznajmiła:
- Panno Craig, sprzedałam ostatniego z rot-tweilerów!
Vanessa znieruchomiała w pół drogi do kontuaru.
- Lucy, zapomniałaś? Masz mi mówić po imieniu. - Zerknęła na Mitcha, który przystanął przy klatce
ze szczeniakiem, potem
NOC W REZYDENCJI
125
znów spojrzała na ekspedientkę z kolczykiem w nosie i zniżyła głos. - Przecież nadal tu jest.
Lucy wychyliła się przez ladę i odrzekła konspiracyjnym szeptem:
- Klient zostawił zaliczkę i powiedział, że wróci po szczeniaka za dwa tygodnie, w urodziny swego
synka.
Mitch podszedł i położył Vanessie dłoń na ramieniu.
- Co się stało? - zapytał.
Już miała odpowiedzieć, że nic takiego, ale Lucy ją uprzedziła i wyjaśniła skwapliwie:
- Właśnie mówiłam, że klient kupił ostatniego rottweilera. Szczeniak był zachwycony, łasił się do
niego i najchętniej od razu by za nim poszedł.
Vanessa przymknęła oczy. Poczuła, że Mitch cofnął rękę, i usłyszała, jak powiedział:
- Cóż, malec znajdzie tam troskliwą opiekę.
Odwróciła się szybko, by zobaczyć jego minę. Czy miała prawo oczekiwać, że w ciągu zaledwie kilku
dni zmienił się na tyle, by zaakceptować kłopoty, zamęt i hałas, nieodłącznie związane z posiadaniem
szczeniaka?
I że być może dojrzał nawet do jeszcze innego zaangażowania...
Współczująco ścisnęła mu rękę.
126
ROBYN GRADY
- Przykro mi, Mitch.
- Nic nie szkodzi. - Lekceważąco wzruszył ramionami, lecz uśmiech był wymuszony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]