[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sama jednak powoli zaczynała w to wątpić.
Miasto trwało w okowach strachu. Policja nie zdołała jeszcze odnalezć starszej damy w
szarym kapeluszu i szarym płaszczu.
Masowe szczepienia ruszyły pełną parą. Zdarzało się, że brakowało szczepionki, ponieważ
także inne miasta i miejscowości południowej Norwegii musiały ją na żądanie mieszkańców
sprowadzać z centralnego magazynu. W Halden wybuchła wtedy histeria, niektórzy uciekali
z miasta do krewnych i znajomych mieszkających gdzieś dalej, by u nich schronić się przed
epidemią. Gazety podtrzymując napięcie nie poprawiały ogólnego nastroju. Poszukiwania
zaginionej kobiety traktowały jak historię kryminalną i do szaleństwa straszyły ludzi, pisząc:
Ona jest wśród nas, może to właśnie kobieta, która idzie obok ciebie ulicą. Miej oczy
otwarte! Lekarze i policja przyjęli dziesiątki zgłoszeń: doniesienia na sąsiadów, którzy
przestali wychodzić z domu, a więc na pewno mają ospę, informacje o dzieciach z dziwną
wysypką na twarzy (okazującą się zwykłą dziecięcą alergią).
Wszyscy widzieli tajemniczą kobietę, lecz wszelkie tropy okazywały się fałszywe.
Halden zostało odcięte od świata. Nikt tu nie przyjeżdżał. Grand Hotel się wyludnił,
odwołano seminaria i zawody, nie urządzano przyjęć, sklepikarze mieli coraz większe straty.
Okropny czas. Ludzie siadywali w oknach, wyglądając na opustoszałe ulice i nasłuchując
sygnałów płynących z głębi własnego ciała. Czy ja przypadkiem nie mam gorączki? A to
swędzenie na karku? Te zaognione plamki przy kołnierzyku, czy to naprawdę zwyczajne
pryszcze? I ból głowy? Od długiego czytania wieczorem przy marnym świetle? A może od
czegoś innego? Silne bóle krzyża to jeden z głównych objawów ospy, a mnie chyba boli
krzyż. Tak, boli, naprawdę!
Tak oto paniczny lęk dopadał ludzi. Kontakty rodzinne tymczasowo zostały przerwane, bo
przecież nigdy nic nie wiadomo!
83
Babcia? Ona jest drobna, ubiera się na szaro. Może zadzwonić i spytać, czy nie wychodziła
w szarym ubraniu?
O, tam, koło latarni przechodzi właśnie nieduża kobieta. Nie widać jej zbyt wyraznie, ale
jasne jest, że ma na sobie piętno moru! To Zmierć we własnej osobie przechadza się po
mieście.
I odsuwano się od okna, by Zmierć przypadkiem nie podniosła wzroku i przez szybę nie
rzuciła przekleństwa.
Tylko najodważniejsi, a może trzeba by powiedzieć: najgłupsi, ośmielali się wychodzić na
miasto. Syreny fabryczne już nie wyły, wiele zakładów zamknęło bramy, bo większość
robotników i tak nie przychodziła do pracy. Nic nie pomagało, że lekarze pisali w gazetach o
przesadnej panice. O tym, że ospa nie rozprzestrzenia się tak szybko, a szczepienia
gwarantujÄ… ochronÄ™.
Nikt im nie wierzył. W Sarpsborg krewni Sommerów i Ingrid Karlsen stali się niemile
widziani, zwolniono ich nawet z pracy tylko dlatego, że byli spokrewnieni z osobami
odizolowanymi i być może nosili w sobie zarazki.
Groza rosła z każdym upływającym dniem, zbliżał się czas, kiedy ujawnić się mogły
pierwsze oznaki choroby. Wszyscy bez wyjątku ludzie w Halden i Sarpsborg zdjęci byli
lękiem. Sprawdzano nadgarstki, czoło, piersi albo też nie oglądano nic ze strachu i unikano
patrzenia na swe odbicie w lustrze, odpędzano myśli o gorączce, bólu głowy i krzyża. Tak
jak wiele kobiet chowa głowę w piasek, nie dopuszczając do siebie myśli o raku narządów
kobiecych czy piersi, tak samo zachowywała się niewielka część mieszkańców obu miast.
Oni na pewno nie zachorują na ospę, o, nie, nie oni. Wmawianie sobie fałszywego poczucia
bezpieczeństwa jest również formą strachu.
Z Halden zniknęło życie. Jakby ludzie całkiem je opuścili.
Strach rządził małym miastem u stóp twierdzy Fredriksten. W Sarpsborg było podobnie.
Strach, rozchodząc się od tych dwu miejscowości jak kręgi po wodzie, docierał też do
okolicznych wiosek, dalej w stronÄ™ Szwecji, do rzadko zaludnionych wiosek Dalslandu.
Jedyna osoba, która mogła uwolnić miasto od paraliżującego lęku, zniknęła bez śladu. Ta,
która nosiła w sobie śmiercionośną zarazę.
Dama w szarym stroju.
Kamma bardzo prędko sprzykrzyła się wszystkim na oddziale izolacyjnym haldeńskiego
szpitala. Dyrygowała pielęgniarkami, bez ustanku wydając im polecenia, zażądała własnego
pokoju - otrzymała go natychmiast jak wszyscy inni pacjenci. Trudno było z nią wytrzymać.
Ze swej separatki dwadzieścia razy dziennie dzwoniła po siostry, jej wysoki, świdrujący głos
słychać było na całym oddziale.
84
To prześcieradło ma wystrzępione brzegi. Tak, tak, ma, proszę tylko przyjrzeć się uważniej!
Nie nawykłam do slumsów, siostro!
Któregoś razu stanęła z triumfalnie podniesionym w górę palcem. Biedna pielęgniarka
zrozumiała w końcu, że powinna chyba bliżej się mu przyjrzeć, oględziny nie przyniosły
jednak żadnego rezultatu.
Kurz! - zawołała Kamma z gniewną radością. - Kurz na ściennej listwie .
W każdym razie jest go bardzo niewiele - odparła siostra. - Sprzątamy często i
regularnie .
Znalazłam kurz tutaj! Tu w kącie. A na suficie są pajęczyny!
Sufit jest tak wysoko, że trzeba by przynieść drabinę, a wtedy zakłóca się spokój
pacjentom.
Wykręty, wszystko to tylko wykręty! To niedopuszczalne niedbalstwo!
Innym znów razem: Proszę zabrać to jedzenie i przynieść coś przyzwoitego, co nadaje się
do przełknięcia! Pielęgniarka w tym momencie rozgniewała się już nie na żarty i
oświadczyła, że nie widzi nic nieprzyzwoitego w porcji puddingu rybnego, a Kamma
usłyszawszy to natychmiast zażądała rozmowy z dyrektorem szpitala, by oskarżyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]