[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapełnienia, niczego by jej nie brakowało.
Początkowo myślała o nim ze złością, po ja
kichś dwóch tygodniach jednak serce jej zaczęło
mięknąć, a kiedy upłynął kolejny tydzień, czuła
już tylko tęsknotę i głuchy żal, że nie może się
z nim spotkać. Zrozumiała, że kocha Kita całym
sercem i że niczego nie pragnie bardziej, niż jego
wzajemności. Co gorsza jednak, cierpiało nie tyl
ko jej serce. Również ciało Dianny odczuwało bo
leśnie i uparcie jego brak, a siła tego uczucia bu
dziła w niej czasem prawdziwy lęk.
Oczywiście, oboje byli co niedziela w kościele.
Kiedy pierwszy raz ujrzała go, siedzącego
w pierwszej ławce, serce zabiło jej mocniej. Gdy
jednak zauważyła, że Kit starannie unika jej wzro
ku, postanowiła nie podchodzić do niego. I ona
miała swoją dumę.
- Chciałabym, żeby dziadek puścił nas do
Plumstead. Założę się, że Kit chętnie by nas zo
baczył - wyznała jej Mercy smętnym tonem. - Na
pewno czuje siÄ™ bez nas samotny.
Dianna mogła jej tylko odpowiedzieć wzrusze
niem ramion. Nie miała pojęcia, co czuje Kit, sama
za to miała wrażenie, że nadspodziewanie wiele
nauczyła się o samotności i tęsknocie.
Powrót do Plumstead zawdzięczały Hester.
- Dawno się nie widziałyśmy - odezwała się
Hester, kiedy spotkały się którejś niedzieli w ko
ściele. - Mamy kotki. Przyjdzcie kiedyś, to Mercy
się z nimi pobawi, a ty nauczysz się zbierać tru
skawki.
Zauważywszy wahanie na twarzy Dianny, po
klepała ją po ręku.
- Jeżeli nie chcesz widzieć się z Kitem, to nic
się nie martw. Nie będzie go w domu. Popłynął
na dwa dni w górę rzeki, do tartaku.
Asa wypuścił je z domu niechętnie i dopiero
wtedy, gdy Dianna obiecała, że wrócą przed za
padnięciem nocy. Z przyjemnością zagłębiły się
w las. Słońce grzało coraz mocniej i na polanie
było już nieznośnie gorąco. Szły razno pośród mi
gocących plam światła, nasłuchując odgłosów la
su. W tak piękny dzień trudno było wyobrazić
sobie, żeby wśród śpiewu ptaków i brzęczenia
owadów mogło się kryć niebezpieczeństwo. Zry
wały kwiaty i plotły wianki. Dianna z prawdzi
wą przyjemnością dowiadywała się od Mercy
nazw nie znanych sobie roślin. Po latach spędzo
nych w sztywnych sukniach, pończochach i trze
wikach, tak przyjemnie szło się w lekkiej sukni,
boso po miękkiej trawie! Rozplotła warkocz i ze
śmiechem rozpuściła włosy na ramiona.
- Szczęście, że nie spotkałyście po drodze wie
lebnego Manninga - powitała je, nieszczególnie
zachwycona ich widokiem, Hester. - WyglÄ…dacie
jak najprawdziwsze poganki.
- Lada dzień będzie noc świętojańska - odpo
wiedziała radośnie Dianna i porwała ze stojącego
na stole koszyka piękną, dojrzałą truskawkę.
- Niedługo królowa elfów będzie tańczyć ze
swoimi służkami na łące.
- Nie chcę słyszeć ani słowa na ten temat! -
burknęła niezadowolona Hester. - Elfy! Wróżki!
Uważaj, co mówisz, dziewczyno. Nikt tu jeszcze
nie palił czarownic, ale to nie znaczy, że nie je
steśmy dobrymi chrześcijanami. Nie trzeba nam
żadnych elfów! Mam nadzieję, że nie nagadałaś
tych wszystkich głupot Mercy! Tego tylko brako
wało, żeby nabijać dziecku głowę pogańskimi wy
mysłami! Chodz Mercy, bierzemy się do roboty
- zakończyła i z pustym koszykiem w ręku ru
szyła w stronę drzwi.
Dianna chwyciła drugi kosz i już chciała udać
się w ich ślady, gdy Hester zamachała ręką.
- ZanieÅ› najpierw te koszule do pokoju Kita,
dobrze? Na górę. Poszłabym sama, ale już mnie
kolana bolÄ… od chodzenia po schodach.
- Ale który to pokój?
- Oj, dziewczyno, dziewczyno, gdzie ty masz
rozum - burczała rozezlona kobieta. - To jedyny
pokój, który jest otwarty!
Na oparciu krzesła wisiały trzy świeżo wypra-
ne koszule. Dianna podniosła jedną z nich do gó
ry i rozpostarła przed sobą. Boże wielki, ten Kit
jest najprawdziwszym wielkoludem, pomyślała
z podziwem. Zebrała pozostałe koszule i pobieg
ła schodami na górę.
Sypialnia Sparhawka znajdowała się w prze
stronnym pomieszczeniu, w południowo-wscho
dnim narożniku domu. W przeciwieństwie do sa
lonu meble były tu proste, sporządzone z lokal
nych gatunków drzew. Szafa, stół, obity skórą fo
tel, kufer, który zapamiętała z Prosperity",
ogromne łóżko. Wyobraziła sobie Kita, siedzące
go za stołem, piszącego coś, a potem odkładają
cego pióro i patrzącego na widoczną przez okno
rzekę. Stół zaścielony był papierami, rachunkami,
notatkami i listami, ale od razu dostrzegła wśród
nich szkice przedstawiajÄ…ce Pioruna, konia Kita.
Nakreślone kilkoma liniami, znakomicie oddawa
ły nie tylko sylwetkę zwierzęcia, lecz także jego
charakter. Była szczerze zdumiona dokonanym
odkryciem. Przyjrzała się uważniej zawartości
biurka. Podniosła leżącą na nim książkę. Arysto
teles. Skądże, u licha, temu mężczyznie, tarzają
cemu się po ziemi z nożem w ręku, przyszło do
głowy czytać filozofów?
Dianna czuła, że powinna powiesić koszule
i czym prędzej zejść na dół, a jednak nie umiała
powstrzymać ciekawości. W szafie wisiał mun
dur, do ściany przypięta była rycina z jakimś pej
zażem, na gzymsie kominka stały szyszki, od naj
mniejszej do największej. Każda z tych rzeczy
mówiła jej coś o mieszkańcu tego pokoju. Powoli
podeszła do łóżka i odsłoniła ciężkie aksamitne
zasłony. Poduszki leżały równo ułożone, kołdra
była starannie wyprostowana, a jednak można
było dostrzec zagłębienie, jakie raz na zawsze
utworzyła w sienniku potężna postać człowieka,
który tu sypiał. Pochyliła się nad poduszką i po
czuła znajomy zapach. Przeciągnęła ręką po po
szewce i zamknęła oczy. Tak dobrze było wyob
razić sobie, że Kit jest obok niej.
- Dianna?
W pierwszej chwili pomyślała, że zwodzi ją
rozgorÄ…czkowana wyobraznia, ale kiedy po raz
drugi usłyszała swoje imię, przerażona, szeroko
otworzyła oczy. Przyłapał ją na przetrząsaniu jego
najbardziej intymnego miejsca! Jak mogła mu to
wyjaśnić? Chciała go przeprosić, ale gdy go zo
baczyła, słowa przeprosin zamarły jej na ustach.
Zmęczony i zgrzany po jezdzie, Kit zdjął
przed domem buty i koszulę i wylał na siebie kil-
ka cebrów wody. Miał mokre włosy, potężne \
mięśnie lśniły w blasku wpadającego przez okno |
słońca. Krople wody migotały wśród ciemnych
włosów, porastających piersi i brzuch Kita, a ni
żej... Niżej zaczynały się bryczesy do konnej jaz
dy, które teraz, przesiąknięte wodą, aż nazbyt
wyraznie ukazywały kształty jego ciała. Dianna
nie miała pojęcia, jak długo mężczyzna patrzył
na niÄ…, stojÄ…c w progu.
Wielki Boże, co on sobie o mnie myśli?!
Kit myślał, że nigdy w życiu nie spotkał ko
biety, tak przypominającej królową elfów, jak
Dianna.
Na podwórzu natknął się na Hester, która na
rzekała, że Dianna psuje Mercy, opowiadając
dziewczynce o wróżkach i elfach. Nie dało mu
to jednak żadnego wyobrażenia o zjawisku, jakie
miał ujrzeć za chwilę we własnym pokoju. Roz
plecione włosy spływały swobodnie na ramiona
dziewczyny, przetykane pojedynczymi kwiatami
z wianka, który ciągle miała na głowie. Cera
Dianny poprawiła się od czasu morskiej podróży,
a jej ciało znów nabrało rozkosznie pełnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]