[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co się więc pod tym kryje? Sądzę, że coś wrednego.
Zwiatła zamigotały, parada zapowiedzi straciła swój rytm. Birdy
dojrzała za świetlistą kurtyną inny kształt, mały i ciemny. Pełen wątpliwości.
Wątpliwości i lęku przed śmiercią. Nawet na dziesięć kroków wyczułaby odór
tego lęku.
- A jaki jesteś pod spodem? Zrobiła krok w jego kierunku.
- Co ukrywasz? No?
Znalazł w sobie głos. Ludzki i przerażony.
- Nic do mnie nie masz.
- Próbowałeś mnie zabić.
- Chcę żyć.
- Ja również.
Na krańcu korytarza zrobiło się ciemno, pojawił się zastarzały smród
zgnilizny. Znała go, było w nim coś zwierzęcego. Zeszłej wiosny, jak tylko
stopniały śniegi, na podwórzu za swym mieszkaniem znalazła szczątki
zwierzęcia. Pieska lub kota, trudno to było określić. Podczas grudniowych
śnieżyc ziąb przyniósł śmierć jakiemuś udomowionemu zwierzakowi. Szczątki
padły ofiarą robaków, żółtawych, szarych i różowych - pastelowa przynęta dla
much, złożona z tysiąca ruchomych części.
Taki sam smród panował teraz w korytarzu. Może poza tymi urojeniami
kryło się coś cielesnego?
Znalazłszy w sobie dość odwagi, wciąż nękana wizją Dumba, zbliżyła
się do niewyraznej sylwetki. Na wypadek, gdyby stwór próbował zrobić coś
głupiego, uniosła w górę Przypał.
Deski pod jej stopami zatrzeszczały, ale była zbyt zainteresowana
swoim łupem, by słuchać ich ostrzeżeń. Nadszedł czas, by dorwać tego
zabójcę, potrząsnąć nim i wydusić zeń jego sekret.
Przeszli tak przez cały korytarz - on się cofał, ona nacierała. Aż w
końcu nie miał już żadnego wyjścia.
Nagle deski ustąpiły pod jej ciężarem. Runęła na parter w chmurze
kurzu. Puściła Przypał i wyrzuciła ręce, by się czegoś złapać, ale wszystko
było przeżarte przez robaki i kruszyło się jej w palcach.
Zwaliła się niezgrabnie na coś miękkiego. Tu smród zgnilizny był bez
porównania mocniejszy, wpychał jej żołądek do gardła. Wyciągnęła rękę,
wszędzie było ślisko i zimno. Miała wrażenie, że wpadła do wnętrza
częściowo wypatroszonej ryby. Przez deski pierwszego piętra przenikało
niespokojne światło. Rozejrzała się, choć Bóg jeden wie, że tego nie chciała.
Leżała pośród szczątków jakiegoś człowieka; ci, którzy żywili się jego ciałem,
rozwlekli je dokoła. Chciała wyć. Instynkt nakazywał jej zedrzeć spódnicę i
bluzkę, klejącą się już od tej substancji, ale nie mogła zostać naga, nie w
obecności syna celuloidu.
Przyglądał się jej z góry.
- Teraz już wiesz - powiedział, przegrany.
- To ty...
- Tak, to ciało, które kiedyś zajmowałem. Nazywał się Barberio.
Kryminalista, nic efektownego. Nigdy nie dążył do wielkości.
-A ty?
- Jego rak. Jestem tą jego cząstką, która miała aspiracje, która
pragnęła być czymś więcej niż tylko zwyczajną komórką. Jestem chorobą,
która marzy. Nic dziwnego, że kocham kino.
Syn celuloidu, nachylony nad krawędzią rozbitej podłogi, płakał. Teraz,
kiedy nie miał już powodu, by roztaczać filmowe wizje, widać było jego
prawdziwe ciało.
Był obrzydliwy - nowotwór utuczony na zaprzepaszczonych emocjach.
Obły pasożyt o ciele niczym surowa wątroba. Na końcu odwłoku na moment
uformowały się pofałdowane, bezzębne usta, które oznajmiły:
- Zamierzam znalezć nowy sposób na zjedzenie twej duszy.
Zwalił się w dół, spadł tuż obok Birdy. Pozbawiony mieniącego się,
technikolorowego płaszcza, był wielkości małego dziecka. Kiedy wysunął
czułek, by jej dotknąć, odsunęła się, ale niewiele miała szans na unik. Nisza
była wąska i w części zablokowana czymś, co wyglądało na połamane
krzesła i porzucone modlitewniki. Jedynym wyjściem było to, przez które się
tu dostała i które znajdowało się piętnaście stóp wyżej.
Rak ostrożnie dotknął jej stopy. Poczuła mdłości. Nic nie mogła na to
poradzić, choć wstydziła się reagować tak prymitywnie. Skręcało ją jak nigdy
dotÄ…d.
- Idz do diabła! - powiedziała, kopiąc go w łeb. Wciąż się jednak
zbliżał. Obrzydliwa masa więziła jej nogi. Kiedy wpełzał na nią, czuła, jak
przelewają się jego wnętrzności.
Napór jego masy na brzuch i podbrzusze dostarczył jej niemal
seksualnych doznań. Dala się ponieść ciągowi skojarzeń i przemknęło jej
przez myśl odrażające pytanie, czy taki stwór może mieć także ambicje
erotyczne? Coś w natarczywym przekształcaniu się jego macek, dotykających
jej skóry, w delikatnym wnikaniu pod bluzkę, w wyciąganiu się, by sięgnąć do
jej warg, mogło kojarzyć się tylko z pożądaniem. "Niech się zbliży -
pomyślała. - Niech się tylko zbliży, skoro musi."
Pozwoliła mu pełznąć, aż cały ułożył się na jej ciele; zwalczyła
wszelkie pokusy, by go zrzucić - a potem zatrzasnęła pułapkę.
Przetoczyła się.
Kiedy ostatnio sprawdzała swoją wagę, ważyła dwieście dwadzieścia
pięć funtów, a od tego czasu zapewne jeszcze przytyła. Przygniotła potwora.
Zanim zdołał pojąć, co i dlaczego się dzieje, już z porów jego skóry zaczął się
sączyć obrzydliwy płyn.
Rak podjął walkę, ale nawet wijąc się, nie mógł wylezć spod Birdy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl