[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piersi potężne ramiona, a jego długie czarne włosy
powiewały na wietrze. Nigdy nie stała na kapitańskim
mostku postać dziksza i bardziej barbarzyńska, i niewielu
z Aquilońskich dworzan rozpoznałoby swojego króla w tym
srogim korsarzu.
W ładowniach jest żarcie! zagrzmiał. I broni pod
dostatkiem, wiezionej dla nadmorskich Shemitów. Dość nas
na załogę tego statku, a tak, i dość nas do walki!
Wiosłowaliście w kajdanach dla argosseńskich psów czy
wolni będziecie wiosłować dla Amry?
Ahoj! ryknęli. Dziećmi twymi jesteśmy! Wiedz
nas, gdzie chcesz!
To do roboty i oczyścić ławy rozkazał. Wolni
ludzie nie pracujÄ… w takim gnoju. Trzech z was za mnÄ…, po
strawę. Na Croma, podfutruję wam żebra, zanim rejs się
skończy!
Odpowiedzią był następny pochwalny ryk i wygłodniali
czarni pobiegli ochoczo wypełnić rozkaz. %7łagiel
wybrzuszył się, gdy wiatr przebiegł nad morzem z nową
siłą, zapraszając do tańca grzywiaste fale. Conan
rozstawił stopy na rozkołysanym pokładzie i wyprężył
potężne ramiona. Może i nie miał już aquilońskiej korony,
Strona 118
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
ale wciąż był królem błękitnych oceanów.
16. KHEMI O CZARNYCH MURACH
Zmiałek , którego wiosła wprawiane były teraz w ruch
przez ręce wolne i ochocze, sunął ku południowi jak żywe
stworzenie. Przemieniono go z niewinnego kupieckiego
statku w wojennÄ… galerÄ™ w takim stopniu, w jakim
przemiana owa była możliwa. Ludzie zasiadali teraz na
ławkach z mieczami u boków i ze złoconymi hełmami na
kędzierzawych głowach. Wzdłuż relingów wisiały tarcze, a
wiązki włóczni, łuków i strzał zdobiły maszt. Nawet
żywioły zdawały się teraz pracować dla Conana; dzień po
dniu krzepka bryza wypełniała żagiel i prawie nie trzeba
było korzystać z wioseł.
Choć jednak dzień i noc obserwator siedział w bocianim
gniezdzie, nie dostrzegł mknącej ku południowi długiej
czarnej galery. Dzień po dniu w polu widzenia przetaczały
się tylko błękitne fale, rozcinane niekiedy przez łódz
zmykającą jak spłoszony ptak na widok zawieszonych na
okrężnicy tarcz. Tegoroczny sezon handlowy dobiegł
właściwie końca i nikt poza rybakami nie wypływał w
morze.
Oko wypatrzył wreszcie żagiel nie na południu
jednak, a na północy. Pod samą linią horyzontu pojawiła
się sunąca na pełnych żaglach galera. Czarni namawiali
Conana, by zawrócił i zdobył statek, on jednak pokręcił
głowę Gdzieś na południu smukły czarny korab mknął ku
portom Stygii. Tego wieczoru, przed zapadnięciem zmroku,
obserwator wciąż widział galerę i dostrzegł ją również
rankiem, maleńką w oddaleniu, ale wciąż zdążającą śladem
Zmiałka . Conan rozważał, czy ich przypadkiem nie ściga,
ale jakiż mogłaby mieć powód? Lecz nie przejmował się za
bardzo. Każdy dzień przybliżający ich do Stygii potęgował
jego szaleńczą niecierpliwość. Nigdy nie opadały go
wątpliwości. W to, iż Serce Arymana skradł kapłan Seta,
wierzył równie mocno, jak we wschody i zachody słońca. A
dokąd poza Stygią mógł kapłan Seta podążyć ze swym łupem?
Czarni wyczuwali jego rozgorÄ…czkowanie i, jakkolwiek
nieświadomi zamiarów dowódcy, starali się bardziej niż
pod grozbą bicza. Oczekiwali krwawych uciech grabieży i
niszczenia, i byli zadowoleni. Ludzie wysp południowych
nie znali innej pracy; nawet kushyccy członkowie załogi,
z właściwą swej nacji bezwzględnością, całym sercem
radowali się perspektywą łupienia własnych rodaków. Więzy
krwi znaczyły dla nich niewiele; zwycięski kacyk i
osobista korzyść wszystko.
Wkrótce charakter linii brzegowej uległ zmianie. Nie
Strona 119
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
żeglowali już wzdłuż stromych klifów, za którymi
rozciągały się pasma błękitnych wzgórz. Niskie wybrzeże
stanowiło teraz granicę rozległych równinnych łąk
ginących w mgiełce oddalenia. Było tu niewiele zatok i
jeszcze mniej portów, ale widziało się połyskujące bielą
w blasku słońca rozrzucone po całej równinie zikkuraty
shemickich miast.
Na trawiastym stepie pasły się stada bydła, wędrowały
oddziałki krępych, pleczystych jezdzców. Uzbrojeni w
haki, mieli kręcone błękitnoczarne brody i cylindryczne
hełmy. Takie było wybrzeże Shem, gdzie każde z miast
państw stanowiło swe własne prawo. Dalej ku wschodowi
stepy, jak wiedział Conan, ustępowały miejsca pustyniom
zamieszkałym tylko przez plemiona nomadów.
W miarę żeglugi na południe monotonna dotąd panorama
upstrzonej miastami równiny poczęła się pod koniec
zmieniać. Pojawiły się kępy tamarynd, a gaje palmowe były
gęstsze. Za bardziej urozmaiconym teraz brzegiem piętrzył
się zielony szaniec drzew i krzewów, dalej zaś pięły się
ku górze nagie piaszczyste wydmy. Do morza wpadały
strumienie, których wilgotne brzegi porastała bujna
roślinność wielu gatunków.
Minęli w końcu ujście wielkiej rzeki i na południowym
horyzoncie dostrzegli ogromne czarne mury i wieżyce
miasta.
Rzeką był Styx, rzeczywista granica Stygii, miastem
zaś Khemi, największy port Stygii i jej w owym czasie
najważniejszy gród. Król zamieszkiwał w starszym Luxurze;
Khemi było stolicą kapłanów, choć mówiono, iż prawdziwym
centrum ich mrocznej religii jest położone w głębi kraju
na brzegu Styxu tajemnicze opuszczone miasto. Rzeka Styx,
mająca swe zródło gdzieś w nieznanych krainach na
południe od Stygii, przez tysiąc mil biegła na pomoc, by
dopiero wtedy zawrócić swój nurt ku zachodowi i po
następnych kilku setkach mil wlać swe wody do oceanu.
Zaciemniony Zmiałek przemknął nocą mimo portu i nim
świt go zdradził, stanął na kotwicy w niewielkiej
zatoczce parę mil na południe od miasta. Zatoczkę
otaczały bagna, zielona plątanina mangrowców, palm i lian
rojąca się od krokodyli i węży. Odkrycie statku było
prawie niemożliwe. Conan znał to miejsce z dawnych
czasów, szukał tu bowiem ukrycia jeszcze za swych
korsarskich dni.
Gdy w ciszy przemykali obok miasta, którego potężne
czarne bastiony piętrzyły się na cyplach zamykających
port, widzieli jaskrawe płomienie żagwi i słyszeli niskie
dudnienie bębnów. Port nie był tak wypełniony statkami
jak porty Argos. Siły swej i chwały Stygijczycy nie
Strona 120
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
budowali na flocie. Mieli, rzecz jasna, statki kupieckie
i wojenne galery, w ilości jednak nieproporcjonalnej do
lądowej potęgi państwa. Wiele z ich okrętów żeglowało po
rzece, nie zaś wzdłuż wybrzeży morskich.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]