[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żakiet w przedpokoju. - Wpadł jej do głowy pomysł. - Nie ma potrzeby, żebyś
116
R S
coś gotował, bo umówiłam się na kolację. Sprawdzę, czy ten ktoś już jest
gotowy. Muszę zadzwonić... - Ruszyła w stronę telefonu.
- Mówisz o mężczyznie, który zaprzecza, że jest twoim chłopakiem,
chociaż sama twierdzisz inaczej? - Na twarzy Steve'a malowała się złość.
- Nie wiem, o kogo ci chodzi.
Nie spuszczała z niego wzroku. Sięgnęła po słuchawkę, ale Steve, o
dziwo, nie próbował jej powstrzymać. Natychmiast zrozumiała dlaczego. Nie
było sygnału, a przewód od aparatu został przecięty. Ogarnął ją paniczny strach,
bo zrozumiała, że znalazła się w pułapce.
Powoli odłożyła słuchawkę.
- Co się stało? - spytał Steve triumfalnie.
- Telefon nie działa.
- Szkoda. Może naprawić? Kiedyś pracowałem w tej branży, a poza tym
jestem złotą rączką.
- Nie, nie trzeba. - Dzięki adrenalinie nabrała odwagi i postanowiła mu się
przeciwstawić. - Jak wszedłeś do mojego mieszkania? Jesteś także
włamywaczem?
Zaśmiał się w ten sam osobliwy sposób, jak podczas ich spotkania w
szpitalu.
- A jak sądzisz? - zapytał. - Pewnie uznałaś, że zapomniałaś zamknąć
drzwi, kiedy o siódmej trzydzieści osiem wychodziłaś do pracy.
Zna dokładny czas mojego wyjścia z domu, pomyślała. Obserwuje mnie,
śledzi każdy mój krok, wszedł do mieszkania, kiedy byłam w szpitalu, i
uszkodził telefon!
- Rozumiem.
Rzuciła się do drzwi, przekręciła klucz, ale Steve był tuż za nią. Chwycił
jÄ… i zaciÄ…gnÄ…Å‚ do salonu.
- Nic nie rozumiesz - powiedział. - Okłamałaś mnie, prawda?
117
R S
Potrząsnął nią i przycisnął do siebie, aż ją zabolało gardło przygniecione
jego przedramieniem.
- Nie kłamałam!
- Powiedziałaś, że ten brutal, który rzucił się na mnie na parkingu, jest
twoim chłopakiem.
Potrząsnął nią jak szmacianą lalką. Z trudem łapała oddech i nie mogła
wydobyć słowa.
- On mówił coś innego - ciągnął. - Twierdził, że nie chodzicie ze sobą. I
co mam o tym myśleć? - Znowu nią potrząsnął.
Przeraziła się, że straci przytomność. Przypomniała sobie, że szaleńcy
bywajÄ… niezwykle silni.
- Mogłaś mnie okłamać z dwóch powodów. - Przysunął usta tak blisko do
jej ucha, że czułą jego palący oddech. - Albo tak bardzo się mną brzydzisz, że
nie możesz znieść mojej obecności, albo ogromnie ci się podobam i tylko
udajesz trudną do zdobycia. - Zaśmiał się po swojemu i nieco rozluznił uścisk.
Anna pomyślała, że jej opór wywołał w nim silną reakcję i przestała się bronić. -
BudzÄ™ twoje obrzydzenie?
- Nie - odparła, żeby go nie rozzłościć.
- Dobrze. A więc chcesz być zdobywana.
Spróbowała się wyrwać, bo dopiero teraz zdała sobie sprawę ze skutków
zaprzeczenia.
- Nie chcę! - usiłowała krzyknąć, ale zakrył jej usta dłonią.
- Lubię ogniste kobiety - stwierdził, ciągnąc ją w stronę kanapy. - Dzięki
temu seks jest o wiele przyjemniejszy, nie sÄ…dzisz? Ale nie szarp siÄ™, bo mam
nóż i w razie czego go użyję.
W tym momencie rozległo się łomotanie do drzwi.
- Anno, wszystko w porządku? - zapytał Jack. Nadludzkim wysiłkiem
oderwała od ust dłoń Steve'a i wrzasnęła na całe gardło:
- Ratunku!
118
R S
Jack wpadł do środka i rzucił się na Steve'a, przygniatając go do podłogi.
- On ma nóż! - krzyknęła Anna, widząc błysk metalu.
Jack chwycił Steve'a za przegub i zmusił do upuszczenia noża, ale
szaleniec zdążył zadać mu dwa ciosy. Z ran popłynęła krew. Walczyli, tarzając
się po dywanie. To jeden, to drugi zyskiwał przewagę. W pewnej chwili, gdy
Steve uniósł pięść, by zadać Jackowi cios, Anna chwyciła go za rękę i osłabiła
uderzenie. Steve się odwinął i uderzył Annę, rozcinając jej wargę. Ale jej in-
terwencja dała Jackowi chwilową przewagę i zdołał przycisnąć Steve'a do ziemi.
- Wez nóż! - zawołał Jack do Anny, widząc, jak Steve sięga po broń.
Nie zdążyła - Steve zadał Jackowi cios w ramię. Walczyli dalej. Jack
znowu zdołał przygwozdzić napastnika i wybić mu nóż ręki. Anna chwyciła
nóż, ale kiedy zobaczyła krew na ostrzu, z obrzydzeniem odrzuciła go w kąt
pokoju. Musi za wszelką cenę przerwać walkę, nim zakończy ją śmierć jednego
z przeciwników. Steve złapał Jacka za gardło. Na ten widok Anna krzyknęła:
- Przestań!
Zrozpaczona wodziła wzrokiem po pokoju, szukając jakiejkolwiek broni.
Nagle dostrzegła lampę na marmurowej podstawie. Chwyciła ją, wyrywając
przewód, i stanęła nad mężczyznami, którzy spleceni tarzali się po podłodze.
Czekała na okazję, by uderzyć Steve'a. Jack nadludzkim wysiłkiem oderwał
dłonie Steve'a od swego gardła i odepchnął go na tyle, że Anna zdołała zadać
cios. Za pierwszym razem tylko go drasnęła i dopiero kiedy zamierzyła się
ponownie, trafiła napastnika w głowę. Osunął się nieprzytomny, obok zupełnie
wykończonego Jacka.
- Jak się czujesz? - spytała, dysząc. - Wezwę karetkę...
- Najpierw go zwiąż - wyszeptał Jack.
- Co? A, rozumiem. - Pobiegła do kuchni i zaczęła gorączkowo
przeszukiwać szuflady. - Nie mam sznura!
- Przewód! - zawołał Jack.
- Racja.
119
R S
Wróciła do salonu i chwyciła przewód. Podbiegła do mężczyzn leżących [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl