[ Pobierz całość w formacie PDF ]

umywało się do tego, które urządzała Margot.
- To bardzo miło z twojej strony. Nigdy wcześniej mi tego nie powiedziałeś. -
Zabrzmiało to jednak jakoś smutno. Gdyby wtedy wiedziała, co czuł, może sprawy
potoczyłyby się całkiem inaczej. Próbowała stworzyć mu dom z prawdziwego zdarzenia. -
Nadal tam mieszkasz? - zapytała cicho. Kochała to miejsce. Tylko tam czuła się jak u siebie.
Raud zaprzeczył ruchem głowy.
- Mieszkam teraz w dzielnicy artystów, z widokiem na rzekę.
- No jasne, to bardziej pasuje do twojego nowego stylu. - Kolejny dowód na to, jak
ogromny sukces osiÄ…gnÄ…Å‚, jak wysoko wspiÄ…Å‚ siÄ™ po szczeblach kariery. Przez chwilÄ™
zastanawiała się, jak wygląda jego nowe mieszkanie. Pewnie jest chłodne i nowoczesne.
Czernie, szarości i chromy.
Spojrzała na ostatnie opróżnione pudełko. Ostatnie. Przerzucili dokumenty z tylu lat, i nic.
%7ładnej wzmianki o matce ani o ojcu. - No cóż, klapa - powiedziała, patrząc na warstwę kurzu
pokrywajÄ…cÄ… jej szorty.
- W takim razie musimy przejrzeć także wcześniejsze roczniki - podsumował Raud. -
A kiedy właściwie odszedł twój ojciec?
- Nie wiem dokładnie. Byłam jeszcze mała. Chyba na krótko przed narodzinami
Georgii.
Przytaszczyli kolejną partię zakurzonych pudeł.
- Gdzie teraz mieszkasz? - zapytał nagle Raud. Miał oczywiście jej adres. Zdobył go
dla niego prywatny detektyw. Chciał jednak usłyszeć to od niej.
- Niedaleko centrum.
- To dobra wizytówka twojej firmy, prawda?
- Urządzałam je, zanim założyłam firmę. Większość rzeczy pochodzi z wyprzedaży
używanych rzeczy. Nic specjalnego.
Uniósł ze zdziwienia brwi. Z pewnością nie to spodziewał się usłyszeć.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego kupiłaś używane rzeczy?
- Nie miałam zbyt dużo pieniędzy, kiedy zaczynałam. A potrzebny mi był każdy
grosz. Ostatnio nawet zastanawiałam się, czy czegoś tam nie zmienić, ale właściwie po co.
Tylko dlatego, że lepiej mi się powodzi? W sumie dobrze się czuję w tym mieszkaniu.
- I babcia nie protestowała? Margot zaśmiała się i kiwnęła głową.
- Jeszcze jak! Sam wiesz, jak bardzo zależało jej na dobrej opinii.
Trudno byłoby mu to zapomnieć. Harriet nigdy go nie zaakceptowała. Nie pasował do jej
wyobrażenia o przyszłym mężu Margot. Dawniej okropnie go to irytowało, ale dziś był
starszy i rozważniejszy.
- Czasami zastanawiałem się, dlaczego bogactwo miało dla niej takie duże znaczenie.
Czyżby pochodziła z biednej rodziny?
- A czy to powód, dla którego te sprawy są aż tak ważne dla ciebie?
Spojrzał jej prosto w oczy.
- Chciałem zdobyć coś więcej, coś osiągnąć. Przecież to normalne. Jestem mężczyzną.
- Ale to nie powód, żeby zaniedbywać swoją rodzinę - dodała z wyrzutem. - Po co w
ogóle ożeniłeś się ze mną? - zapytała, wstrzymując oddech w oczekiwaniu na odpowiedz.
Ponieważ kochałem cię nad życie, pomyślał, zaskakując samego siebie. Była jego ideałem. I
odwróciła się od niego, odeszła, kiedy pojawiły się problemy.
- Bo... wydawało mi się to słuszne - odpowiedział, wytrzymując jej spojrzenie. Nie
rozumiał jednak, dlaczego ona za niego wyszła. Zawsze sądził, że chciała wyrwać się z domu
rodzinnego.
- A co z miłością? - zapytała drżącym głosem. Przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić
z siebie ani jednego słowa.
- Miłość to mrzonka dobra dla nastolatków i poetów. Zaskoczył ją. Poczuła, jak łzy
napływają jej do oczu.
W jednej chwili wypełniła ją pustka i bezgraniczny smutek. Odwróciła wzrok.
- Powinnam się była domyślić. To dlatego nigdy nie mogłeś znalezć dla mnie czasu -
udało jej się w końcu wykrztusić.
- Harowałem jak wół, żeby zarobić na coś lepszego niż ta nora na trzecim piętrze bez
windy.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie udało jej się znalezć odpowiednich słów. Poczucie
straty było zbyt bolesne, wręcz pustoszące.
- Panienko Margot, panienko Margot! - Caroline pojawiła się w drzwiach. - Przyszedł
ten pan od mebli.
- Już idę - Podniosła się i otrzepała z kurzu. Caroline znowu ją uratowała. Raz jeszcze
spojrzała na Rauda, ale natychmiast się odwróciła. Dostrzegła bowiem, że pożera ją
wzrokiem. Poczuła się bardzo nieswojo i czym prędzej pospieszyła na dół.
Trudno było mu skoncentrować się na sortowaniu tych cholernych papierzysk. Margot
wydała mu się jeszcze piękniejsza. Stała się przecudowną, dojrzałą kobietą. I jeszcze ten
tajemniczy smutek w oczach... Pociągała go bardziej niż przed laty. Tego nie przewidział.
Jednak dręczyło go zbyt dużo pytań, na które nie znał odpowiedzi. Zmęczony, otworzył
kolejne pudło. Był przekonany, że niczego interesującego tu nie znajdą, lecz postanowił
wesprzeć Margot w poszukiwaniach jeszcze dzień lub dwa. Do niedzieli zdobędzie jej podpis
na papierach rozwodowych i wróci do Nowego Orleanu.
Minął zaledwie kwadrans, gdy w drzwiach stanęła Margot.
- Powiedział, że to zajmie kilka tygodni. - Na jej twarzy malowało się ogromne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl