[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wkrótce sobie uświadomił, że nie ma racji. Leia odwróciła się do niego, położyła dłoń na
jego ramieniu i pochyliła się, żeby szepnąć mu parę słów do ucha. Han spodziewał się, że mu
powie, jak bardzo się cieszy na ponowne spotkanie z Shysą. Zamiast tego księżniczka szepnęła
pełnym napięcia tonem:
- Hanie, Luke wpadł w tarapaty.
Han oparł z cichym stukiem przednie nogi fotela na podłodze.
- Słucham? - zapytał.
Leia ledwo zauważalnie pokręciła głową w sposób, który Han znał aż nazbyt dobrze. Mogło
to oznaczać: Nie mam pojęcia, dlaczego, ale wcale mi się to nie podoba .
- To tylko... przeczucie - powiedziała. - Luke mógł...
- Hej, mnie też obchodzi jego los, ale... - Han położył dłoń na jej ramieniu. - Luke umie
zatroszczyć się o siebie, wiesz? Potrafi wyprawiać takie rzeczy...
Urwał, bo poczuł, że jej ręka zesztywniała, i domyślił się, że zamiast ją pocieszać, wprawił
ją w jeszcze większe przerażenie.
W kąciku ust Leii pojawił się dołek. Najwyrazniej księżniczka przygryzła wewnętrzną
powierzchniÄ™ policzka.
- Nie chodzi tylko o tę wyprawę na Mindora - szepnęła. - Wydaje mi się, że... czeka tam na
niego... coś strasznego. Coś bardzo złego.
- Coś, z czym Luke sobie nie poradzi? - domyślił się Solo. - Mówimy przecież o Luku,
Luku-Muszę-Sam-Stawić-Czoło-Vaderowi-i-Palpatine owi Skywalkerze, pamiętasz? - Zabrzmiało
to głupio nawet w jego uszach. Mimo to postanowił kuć żelazo, póki gorące. - W jak poważne mógł
wpaść tarapaty? - zapytał.
- Ja... nie mam pojęcia, Hanie! - Niepewność w jej oczach zmroziła jego serce. - Gdybym
wiedziała, nawet bym ci o tym nie wspomniała... bo już dawno bylibyśmy w drodze.
- Bardzo przepraszam... Błagam o wybaczenie, księżniczko. - C-3PO pochylił się, aż jego
głowa znalazła się między nimi. - Filtr mojego wokabulatora i podprogram analizujący poziom
napięcia w głosie sugerują wprawdzie, że to prywatna rozmowa, ale przywódca mandaloriańskich
najemników coraz bardziej się niecierpliwi. %7łąda, żebym przetłumaczył jego słowa. Nie okazuje w
nich specjalnego szacunku, jeżeli wolno dodać.
- Zapytaj go, czy chce, żebyś przetłumaczył mu to... - zaczął Han, ale nie wykonał
zamierzonego gestu, powstrzymany zaciśnięciem palców Leii na ramieniu.
- Hanie, czy mógłbyś się dowiedzieć, co się tam stało? - poprosiła księżniczka. - Spróbuj
zacząć od ośrodka łączności. Siły Szybkiego Reagowania powinny utrzymywać kontakt przez
podprzestrzeń. Po prostu... upewnij się, czy wszystko jest w porządku, i powiedz mu, żeby był
ostrożny. - Jej pełen napięcia szept stał się ledwie słyszalny. - Powiedz mu, że jestem pełna
najgorszych przeczuć.
Han biegł truchtem po lądowisku wydrążonego w litej skale ogromnego hangaru, zapinając
w biegu pas z blasterem i przywiązując do nogi kaburę. Przedarł się przez grupy techników
personelu naziemnego, zajętych parkowaniem gwiezdnych myśliwców i wahadłowców, i skrzywił
się, czując cierpki odór petrochemicznych gazów wydechowych z rur przeciążonych naziemnych
holowników. Kiedy znalazł się blisko Sokoła , zauważył, że w cieniu jego sterburtowej żuchwy
leży stosik wymontowanych elementów i rozebranych na części podzespołów, z których większość
- na jego aż nazbyt doświadczone oko - stanowiła część panelu kontrolnego sterburtowego
generatora pól deflektorów. Osoba odpowiedzialna za to bezmyślne niszczenie jego własności stała
w najbliższym dolnym włazie. Han widział tylko porośnięte rdzawobrązową sierścią ogromne
stopy, oparte na sporym pudle w kształcie trumny, czyli na skrzynce z narzędziami. Trumna
spoczywała na pomoście zardzewiałego i powyginanego fragmentu rusztowania, które wyglądało,
jakby służyło kiedyś za stół piknikowy. Reszta kosmatego ciała kryła się głęboko we
wnętrznościach statku Hana.
- Chewie... hej, Chewie! - ryknÄ…Å‚ Solo.
Stopy nie zareagowały, co nie było niczym niezwykłym. Warkot silników naziemnych
holowników i elektronicznie wzmacniane rozkazy dyspozytorów techników powodowały taki hałas,
że Han z trudem słyszał sam siebie. Sięgnął po leżący w pobliżu magnetyczny klucz i wyrżnął nim
w kadłub Sokoła tak mocno, że pojawiła się na nim nowa błyszcząca szrama. Z głębi włazu
dobiegło stłumione łupnięcie, które Han poczuł pod palcami, bo zadrżał cały kadłub statku.
Chewbacca miał tak twardą głowę, że mógłby nią wgnieść nawet durastal. Chwilę pózniej rozległo
się krótkie, ale soczyste przekleństwo w mowie Wookiech, które mogłoby zbić z pantałyku niemal
wszystkie istoty ludzkie w galaktyce. Niemal.
- Skończ to, co tam robisz, i doprowadz Sokoła do porządku! - wrzasnął Solo. - Nie
możemy wylądować nigdzie na dłużej niż dwadzieścia minut, bo od razu zaczynasz go rozbierać na
kawałki!
- Geeroargh hroo owwweragh! - odwarknął Chewie. Znaczyło to mniej więcej: Hej,
gdybym nie miał okazji rozbierania go na kawałki, wkrótce w ogóle nie mielibyśmy statku . Było
to tak oczywiste, że Han nie mógł zaprzeczyć, więc postanowił zmienić temat rozmowy.
- Lando wysyła lądowniki, które pojawią się tu za mniej więcej dwanaście minut -
powiedział. - Sokół musi być gotów do startu. Kontrola lotów wyłączy przeciwcząsteczkowe
pole, żebyśmy mogli się stąd wymknąć.
Chewbacca zmarszczył krzaczaste brwi i zamruczał pytająco.
- Nie, nie, nic w tym rodzaju - odparł Solo. - Nikt nie zamierza nas ścigać.
- Garouf?
- To... zadanie do wykonania, nic więcej - odparł Han. - Musimy, uhm, polecieć do Luke a.
Złożymy mu krótką wizytę. To będzie, uhm, wizyta towarzyska.
- Rhouergh hweroo garoohnnn?
- O co chodzi? - żachnął się Solo. - Nie chcesz zobaczyć się z Lukiem? Co, już go nie
lubisz?
- Lowerough. Lowerough garoohnnn?
- Nie, ona z nami nie leci - wyjaśnił Han.
- Garouf?
- Bo tak postanowiłem - burknął Korelianin. - Czyżbym już nie był kapitanem?
- Hnerouggrfnerrolleroo! - Chewbacca podniósł głos i pomachał kapitanowi przed nosem
ogromnym włochatym paluchem. - Sscheroll ghureeohhh...
- Dobrze, dobrze... mów ciszej, co? - Han rozejrzał się dyskretnie po hangarze. Chciał się
upewnić, że nikt nie stoi wystarczająco blisko, aby słyszeć ich rozmowę. - Właśnie wracam z
ośrodka łączności - wyjaśnił cicho. - Straciliśmy kontakt ze wszystkimi okrętami grupy szturmowej
Luke a Skywalkera. Nasi nie mieli od nich żadnej wiadomości, odkąd tamci wyskoczyli z
nadprzestrzeni... a rezerwy Luke a skończyły się mniej więcej dziesięć minut temu. - Spochmurniał.
- A Leia ma przeczucie, że Luke wpadł w tarapaty.
Chewbacca mruknął pytająco, ale Han nie dał mu dojść do słowa.
- Nie mam pojęcia, co możemy zrobić w tej sprawie - powiedział. - Może nic, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]