[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Vetlego, Christoffer, obiecał pomóc jej w zdobyciu zawodu pielęgniarki, gdyby jej się taka
praca podobała. W żadnym razie nie będzie cierpiała niedostatku.
Oczywiście małżeństwo nie wchodziło w rachubę, to należało do przeszłości.
Vetle nie musiał jechać sam. Mieli mu towarzyszyć Andre i Mali oraz ich sześcioletni synek
Rikard. Ciekawi byli, jak wygląda Europa po długotrwałej wojnie, a poza tym Andre chciał
znowu wypróbować samochód.
Prawdę mówiąc, Vetle był bardzo wdzięczny za towarzystwo. Poważnie się obawiał
spotkania z HannÄ… po latach.
Nim wyruszyli, zdążył skończyć siedemnaście lat. Hanna miała tyle samo, wiedział o tym.
Ciekawe, jak ona teraz wygląda, myślał, gdy jechali przez straszliwie zniszczone północne
Niemcy. Jeśli w ogóle jeszcze żyje!
179
O, Boże! Ona musi żyć! W przeciwnym razie wyrzuty sumienia zabiją Vetlego!
Przyjemną wycieczką ta podróż w żadnym razie nie była. Zniszczenia i wszechobecna
nędza powodowały, że wciąż czuli się przygnębieni i w jakiś sposób zawstydzeni.
Ludzie, rzecz jasna, starali się jak mogli odbudowywać domy pośród tych zgliszcz, ale w
twarzach Niemców nie było nadziei. %7łyli pod ciężarem swojej potwornej klęski. Teraz, po
zakończeniu wojny, mieli przeciwko sobie niemal cały świat. Czy można żyć z takim
upokorzeniem? myślał Vetle. Oni jednak jakoś żyli.
Po długiej podróży przez tereny, które przypominały sceny z upiornego snu, dotarli
nareszcie do małego miasteczka niedaleko Nancy.
Vetle był zakłopotany.
- Gdzieś tutaj powinien się znajdować klasztor - powtarzał. - Ale ja bardzo słabo rozpoznaję
okolicÄ™.
- Nie ma się czemu dziwić - stwierdził Andre z goryczą.
Wszędzie ziemia była poorana, wywrócona do góry nogami, chciałoby się powiedzieć, pola i
łąki zasypane żelastwem, powypalane mury sterczały w miejscach, gdzie kiedyś stały domy.
- Musimy kogoś zapytać - stwierdził Andre. - Kto najlepiej mówi po francusku?
%7ładne z nich nie znało tego języka, zatem to Vetle musiał spróbować, choć zasób słów miał
więcej niż ubogi.
Minęło trochę czasu, nim znalezli kogoś, z kim można było rozmawiać. A patem dowiedzieli
się, że tu wcale nie ma żadnego klasztoru. Pojechali złą drogą. Trudno się dziwić, skoro
drogi właściwie przestały istnieć.
Po kilku godzinach jazdy dotarli do celu. Klasztor stał jak dawniej i najwyrazniej nie bardzo
ucierpiał od artyleryjskiego ognia.
Na chwiejnych nogach Vetle podszedł do furty.
Trzeba było sporo czasu, zanim przełożona pojęła, o kogo Vetle pyta. Biedna Hanna raz
jeszcze musiała zmienić imię. Jako nowicjuszka nazywała się siostra Genevieve.
Jakaś zakonnica przeszła przez hall. Biedaczka rzuciła pełne lęku spojrzenie na gości i
pospieszyła dalej. Mężczyzni w klasztornych murach! Mały Rikard rozglądał się wokół
wytrzeszczajÄ…c oczy.
- Przybywacie za wcześnie - rzekła przełożona surowo. - Siostra Genevieve oczekiwała was
dopiero jesienią. Przedtem złoży śluby zakonne.
180
- Zluby? - jęknął Vetle. - A zatem ona się zdecydowała?
- Młoda Genevieve jest szczerze oddaną służebnicą Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Miał niejakie trudności z wyobrażeniem sobie Hanny akurat w takiej roli. Bezradny spoglądał
na kuzyna i jego żonę.
- No, trudno - westchnął z uczuciem ulgi, a zarazem rozczarowania. - Skoro podjęła
ostatecznÄ… decyzjÄ™, to chyba nic tu po nas.
Mali, która nie akceptowała systemu zakonnego, odzierającego kobiety z wszelkiej wartości i
pozbawiającego je praw, powiedziała z nieoczekiwanym uporem:
- Może jednak powinniśmy się chociaż z nią przywitać, skoro przejechaliśmy taki szmat
drogi?
Vetle przetłumaczył, a przełożona z wyrazem głębokiego niezadowolenia kazała sprowadzić
HannÄ™.
Kiedy czekali, Mali przyglądała się klasztornym murom i potężnym sklepieniom, a ponieważ
nikt jej tu nie mógł zrozumieć, wykrzykiwała raz po raz z oburzeniem:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]