[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pomyślała o swoim pustym, samotnym pokoju.
- Posiedzę jeszcze z wami. Byle nie za długo. Naprawdę ledwo żyję. Ten skok wypompował
mnie z prawie wszystkich sił. Sam skok to może nie bardzo - poprawiła się śpiesznie - ale te
nerwy...
Ari pokiwał ze zrozumieniem głową, otworzył drzwi. Poszli obok siebie, powolnym,
spacerowym krokiem. Dotarli do telewizyjnej, weszli na imprezÄ™.
7.
%7łuczek obrzucił wchodzących oburzonym spojrzeniem. Oczy rozszerzyły mu się na widok
ogolonej głowy Milki, ale powiedział tylko:
- Aha, głowaból, tak? A temu potrzeba coś z pokoju, no, świetnie. Podłe żmije jesteście i tyle.
Milka spojrzała nań tylko i od razu nabrała przekonania, że %7łuczek wie doskonale, że nic się
między nią a Arim nie wydarzyło. Gada, bo gada, ale w gruncie rzeczy ufa młodszemu bratu
bezgranicznie.
- Wybacz, mój drogi. Piękności tej pani nie sposób się oprzeć - oznajmił Ari z emfazą. - Po
raz kolejny przekonałem się, że twojemu gustowi można zawierzyć bez wahania.
- Przynajmniej zostało w rodzinie - westchnął %7łuczek, zrezygnowany. - Chodz, piękna
zdrajczyni. Dam ci piwa i wszystko wybaczę. Taki już jestem mięczak bez kręgosłupa.
Podprowadził ją do tapczanu, a gdy już usiadła, znów obaj ulokowali się po jej bokach
niczym nieugięta para strażników.
Milka skapitulowała w duchu, rozejrzała się smętnie dookoła. Zamrugała, zdziwiona: Drakkar
jest tutaj. Równie chłodny i spokojny jak zwykle, najwyrazniej miłosne porywy nie były w
stanie wytrącić go na dłużej z równowagi. Stoi przy parapecie i wgapia się w okno. No
proszę, szybko się uwinął. A gdzie nasza piękność? Nie ma, znaczy spławił ją bez większych
skrupułów.
Tak czy inaczej... Mam cię gdzieś, draniu! - pomyślała Milka nieszczerze i upiła łyk piwa,
zabrawszy kubek %7łuczkowi bez zbędnych tłumaczeń.
Westchnął tylko, wstał i pomaszerował do baru po następne.
Przerzuciła wzrok na kolegów, żywo dyskutujących w pobliżu.
- Wiecie, dlaczego ostatnio spadli Amerykanie? - mówił właśnie Pinio, z bardzo
zdeterminowaną miną. - Lecieli za Różą do samego dołu, a przecież byli mistrzami świata w
relatiwie.
- Róża jest bardzo niestabilna. Nam się udało wyjątkowo - oznajmił z przekonaniem Neon. -
Po prostu cudem, ot, co.
- Niestabilne to jest twoje życie płciowe - zawarczał Pinio, z minuty na minutę coraz bardziej
sfrustrowany. - Po prostu panowie, zamiast podawać Esencję, mieli inne priorytety. Najpierw
zassali zarodniki. Do metalowego, wstrzÄ…soodpornego pojemnika, jak bohaterski Jean-Pierre.
- Ale po cholerę im to? - zdziwiła się Babeta. - Tak ryzykować, że nie zdążą i wyrosną im
Fiołki...
- Broń biologiczna - objaśnił Neon. - Rozpylasz nad terytorium wroga i cześć. Fakt, najpierw
trzeba obadać, co zrobić, żeby mieć pewność, że cholerstwo wykiełkuje. Biorąc pod uwagę,
że Fiołków wyrosło nam na Ziemi raptem kilkadziesiąt, a zarodników poszło w atmosferę na
dobre miliony, muszą być wyjątkowo nieskore do wyrastania w tutejszych warunkach... -
urwał, odchrząknął, podniósł piwo do ust.
Zamilkli, wyobrażając sobie wojnę na Fiołki. Pinio westchnął, boleśnie, ale jednocześnie z
pewną ulgą, jakby się pozbył gniotącego mu pierś ciężaru.
- Długo się z tym gryziesz? - spytał go Manior. - Czemu nic nie mówiłeś?
- Dopiero wczoraj znajomek puścił farbę - powiedział Pinio już o wiele spokojniej. - Ale
żeśmy się sami nie domyślili, to przecież takie oczywiste. Ciekawe, czemu u nas jeszcze tak
nie ma.
- Ja żadnych zarodników nie będę zasysał - zapowiedział Drakkar kategorycznie, odwracając
się na chwilę od okna. - Nie ma mowy. Mogę lecieć za Różą aż do samej ziemi, żeby wytłuc
draństwa, ale żeby je zbierać, co to, to nie.
Neon nabrał powietrza w płuca, jakby chciał coś powiedzieć, lecz wypuścił je i powstrzymał
się od dalszych komentarzy. Drakkar z powrotem odwrócił się ku oknu. Patrzył w dal, jakby
wciąż na coś czekał. I nie mógł się doczekać, jak na razie.
- Znaczy, że nasza ojczyzna jest po staremu szlachetnie głupia - skwitował Kokos cynicznie. -
Inni będą mieli zarodniki, a my nie. Zacofani, jak zwykle. Potem będziemy je od kogoś
kupować za ciężkie pieniądze.
- Ale jak ty sobie wyobrażasz taką wojnę? - Iks pokręcił głową z niedowierzaniem. - Przecież
byłaby to broń obosieczna! Masa roślinek, jakby tak wyrosła porządnie, zatrułaby i inne kraje.
A w końcu całą Ziemię.
- Wygląda na to, że Fiołki nie są u nas w stanie dorosnąć do odpowiednich rozmiarów -
powiedział Ari. - Za zimno im tutaj.
Zwrócili nań zaciekawione, pytające spojrzenia.
- Ostatnio na odprawie nam mówili - ciągnął więc - że Fiołki tylko na początku rosną jak
oszalałe. Jak każda roślina, najbardziej dają czadu zaraz po wykiełkowaniu. A dla nich te
dwieście, trzysta metrów to jest właśnie niemowlęctwo.
- To ile one mają tam u siebie? - rzucił zaaferowany Pinio. - Kilometr?
- Gdzieś tak ze cztery. Naukowcy zrobili symulację. Wiadomo, że to tylko gdybanie, ale
podobno dorosły Fiołek powinien mieć około czterech tysięcy metrów. Wtedy dopiero
zakwitnie i zacznie wytwarzać Róże.
- Ale u nas nie dorastają tak wysoko? - zapytał Manior. - O ile wiem, najwyższy, ten w Kairze,
ma tak z pół kilometra.
- Pięćset pięćdziesiąt metrów - wtrącił %7łuczek.
- Zgadza się. - Drwal pokiwał głową. - Ostatnia teoria mówi, że po prostu Fiołkom jest u nas
za zimno. Dlatego rosną tak szybko tylko przez jakiś czas, tuż po wykiełkowaniu... a potem to
już tylko wegetują. Z ich punktu widzenia, oczywiście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl