[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomyślałby, że pojedynkują się na spojrzenia. Doskonale potrafili czytać ze
swoich twarzy, oczu, ust, z mikroskopijnych poruszeń ciała,
niedostrzegalnych dla innych. Po upływie kilkunastu minut Adam zdjął buty,
spodnie i sweter i miękko wsunął się pod kołdrę Aukasza. Leżeli teraz
razem, spleceni w mocnym uścisku. Aukasz spróbował ponownie podchwycić
ten niewyrazny impuls z poprzedniego wieczoru. Trudno było opisać, jak się
wtedy czuł, chyba nigdy wcześniej nie przeżył czegoś równie nieokreślonego.
Kiedy przywiązany do gałęzi drzewa odprawił brata, przez pewien czas nic
się nie działo. Sekundy mijały powoli, rozciągając się do minut i godzin.
Doskwierało mu zimno, oczywiście. Jednak miał wrażenie, że ten palący
mróz przyniosła ze sobą nie zima, a jakiś człowiek, który był tutaj wcześniej.
Jeszcze mocniej wtulił się w brata, zdawało się, że chce się w nim nieomal
roztopić. Poczuł przypływ sił, z ciemnego obrazu powoli wyłaniał się gęsty
zimowy las, latarka, niebo pełne połyskujących gwiazd, księżycowa
poświata, cienie na śniegu. Gdzieś w pobliżu zaczaił się lis, który zwęszył
zająca. Były też inne zwierzęta, mimo mrozu las tętnił niewidzialnym
życiem. Aukasz poczuł piekący ból, lina została zaciśnięta w kostkach zbyt
mocno. Krew napływała do głowy. Pod spodem, na zmarzniętej ziemi, leżały
bezładnie porozrzucane ubrania, sukienka, kozaki, grube zimowe rajstopy,
ciemnoszary płaszcz, koronkowe czerwone majtki, sweter, biżuteria, stanik,
wełniany szal. Bał się. Bał się. Bał się, bał& a, bał-a  bała się  bała się.
Bała, bała, bała, bała. Czuła w szyi ból. Mężczyzna stał oparty o drzewo, dla
zabawy co chwila włączał i wyłączał latarkę. Miało się wrażenie, że stracił
zainteresowanie całą sytuacją i że to nie on powiesił ciało Anity W. na
gałęzi. Nie, tu wcale nie chodziło o zabawę, mężczyzna wyglądał raczej na
przygnębionego. Nie, nie na przygnębionego, raczej na zrezygnowanego.
Nie, nie był ani przygnębiony, ani zrezygnowany. Naturalnie, był. Ale
w środku pulsowało coś jeszcze. Coś pulsowało. Coś pulsowało. Co  co  co
 co  co  co  co  co  co  co. Mężczyzna powolnym krokiem oddalił się
od wiszącego ciała, pulsacje stopniowo zamarły. Przeciągnął się i dotknął
swoich piersi. Kto dotknął? Co dotknął? Były trochę obwisłe, ale brodawki
sterczały na baczność. Między udami poczuł wilgotne podniecenie.  Tamten
mężczyzna  dlaczego odchodzi?  Dlaczego odchodzi? - pytał głośno
Aukasz.  I skąd ten drugi, i gdzie się podział las? Lekarz, który pojawił się
nie wiadomo kiedy i badał leżącemu puls, był młody, bardzo pociągający.
 Na pewno musi świetnie całować. A gdyby tak go trochę ośmielić? Co
z tego, że jesteśmy w szpitalu. Chcę, żeby robił ze mną, co chce. Chcę go.
Chcę. Chcę. Chcę. Chcę. Chcę . Lekarz patrzył zalotnie, milczał. Aukasz
Szymanowski wyciągał rękę, by dotknąć jego podbrzusza, gdy
niespodziewanie otrzymał silny policzek. Potem drugi i trzeci.  Aukasz,
obudz się! - usłyszał głos Adama. - Obudz się! Brat pochylał się nad nim
ze strachem na twarzy, nie miał kitla i nie był już lekarzem. On zaś nie był
już Anitą W. i nie wisiał na gałęzi drzewa w mrozną zimową noc, nieopodal
Rynu.
Relacja Karola P.
Mój najzdolniejszy uczeń, zawzięty jak pies. Fanatyk. Poszukiwacz sensu
w świecie wypełnionym zupełnym bezsensem. Co? Mam to rozwinąć? Nie
wystarczy to, co powiedziałem? Mam rozwijać coś, co jest oczywiste?! Nie
mam czasu i ochoty, wyraziłem się jasno. Jestem staruchem po
dziewięćdziesiątce, nienawidzę gadać bez potrzeby. Jeśli pan nie rozumie,
nie moja wina. Kogo mi tutaj przysłali?! Miał rozmawiać ze mną człowiek,
który spisuje relacje osób znających Szymona K., a nie cep jakiś! Zwiat jest
pusty, bez sensu. I już. Jedyne, co możemy zrobić, to nadawać mu pozór
sensowności, a potem wmawiać sobie, że ten pozór to czysta prawda. I tyle.
Tak trudno to pojąć? Wy, młodzi, jesteście zawsze tacy pewni siebie, tacy
elokwentni, tacy  ąę , rurkę przez bibułkę, macie receptę na wszystko, wy
o-mój-Boże-wszystkowiedzący-teoretyzujący-pierdzący, jeden przez drugiego
Pan Ja-się-mogę-wypowiadać-na-każdy-temat-bo-tyle-mądrych-książek-
czytałem, a nie chwytacie najprostszych spraw. Ale mnie pan wkurwił! I pan
pisze książkę o Szymonie K.? Dobre! Mam się nie unosić? Przeprosiny?
Teraz? Co mi po pańskich przeprosinach! Przez pana muszę wziąć teraz
tabletkę, mam chore serce, nie rozumie pan?! I mam ponad dziewięćdziesiąt
lat, nie dociera?! Na dzisiaj koniec, wynocha! Niech pan przyjdzie jutro.
I ciesz się, człowieku, że jeszcze w ogóle chce mi się z tobą rozmawiać. Co
za kretyn!
& Przepraszam za wczorajszy wybuch. Moje zachowanie było całkowicie
niedopuszczalne, nie mam na to żadnego usprawiedliwienia. Zawsze byłem
impulsywny, tym bardziej na starość. Na starość człowiek mniej się
kontroluje, zresztą pana to też czeka. Popuszczanie moczu, popuszczanie
emocji. Co oczywiście niczego nie tłumaczy. Proszę przyjąć moje przeprosiny
i do rzeczy. Ktoś mi polecił Szymona K., chyba doktor F. Tak, to musiała być
doktor F. Zawsze oddana studentom. Opisała Szymona K. jako młodego
człowieka, który doskonale wie, czego chce. Szybko przekonałem się, że
mówiła prawdę. Nie wyobrażał sobie innego życia niż czytanie literatury
i pisanie o niej. W tym sensie doskonale wiedział, co chce robić. Nie
wiedział tylko dokładnie jak. Miałem mu w tym pomóc. Zabrałem się do
roboty, ostrożnie. Wie pan, ludzi zdolnych i utalentowanych na świecie nie
brakuje, tylko że oprócz zdolności trzeba mieć w sobie zawziętość. Bez tego
człowiek się rozłazi, choćby był geniuszem. Miałem wielu takich. Na
poczÄ…tku bystrzaki, wyszczekani. Po kilku latach flaczeli. Ohyda! I ja im
pomagałem& Pomagałem, żałowałem, że pomagam, a potem angażowałem
się w pomoc od nowa. Co zrobić, taki już jestem. Wspieram, jak mogę.
Czasem także finansowo, bo młodzi ludzie cienko przędą. I potem albo ktoś
robi z tego dobry użytek, albo nie. Ja staram się dać z siebie wszystko.
Szkoda, że niewielu potrafiło to docenić, bo mogłem im wiele dać. Bez
fałszywej skromności. Nienawidzę fałszywej skromności.  Skromnym bywa
tylko łajdak , powiedział Goethe i mówię ja. Trzeba wiedzieć, jakie człowiek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl