[ Pobierz całość w formacie PDF ]
waz. Dumając, lepiła z gliny kulę, z kuli wałki, układała je jeden na
drugim, wygładzała. Bryły gliny nabierały pod jej palcami form
kobiecych, inspirowała się tym, co mogła odgadnąć na temat ciała
Mirny na wernisażu, i w ten sposób powoli powstała jedna, druga, a w
końcu i trzecia waza.
Mirna wymknęła się wtedy na randkę. Oby tamta nie czekała na
nią albo żeby się sobie nie spodobały. No i inne wątpliwości. Na
przykład - jak do niej podejść? Lilian często koło czwartej po
południu robiła sobie przerwę i niezmiennie przygotowywała taką
samÄ… przekÄ…skÄ™: kanapki z bleu d'Auvergne, obrane i pokrojone w
kawałki jabłko, kilka orzechów, herbata z miodem i cytryną.
Potem wracała do waz, pozostawiając dłoniom nadanie kształtu
pomysłom. Kiedy nadchodził wieczór, osuwała się ze zmęczenia na
podłogę. Jej wewnętrzny zegar nawoływał ją do porządku.
Odpoczynek był konieczny, aby nie padła z wyczerpania.
Odkładała zatem delikatnie wazę na stół, starannie myła i
układała narzędzia. Z rozkoszą brała gorący prysznic, zakładała
piżamę, wślizgiwała się do chłodnego łóżka. Kładła się na prawym
boku, z widokiem na okno, z ramieniem pod głową, zasypiała
przyłożywszy ledwie głowę do poduszki.
Tego środowego poranka, dokładnie sześć dni po wernisażu,
Lilian obudziła się w niespodziewanie dobrym nastroju. Cieszyła się,
że udało jej się wreszcie ukończyć pierwszą wazę okresu paryskiego"
jak zabawnie pisała do przyjaciół z Nowej Anglii.
Po kilkakrotnych, nieudanych próbach, po ostatnim wypaleniu w
piecu osiągnęła w końcu błyszczącą warstwę, z której była bardzo
zadowolona: barwa miedzi z połyskiem w kolorze oksydowanego
kobaltu. Inspiracją dla wazy była Mirna. Spełniwszy w ten sposób
twórcze pragnienie, Lilian miała ochotę tylko na jedno: ujrzeć na
nowo obiekt swoich marzeń.
Nonszalancka postawa Kupidyna Lilian zaczęła irytować
niejednego w przestworzach. Jak na miłość od pierwszego wejrzenia
sześć dni inkubacji to trochę za długo. Na szczęście Kupidyn Lilian
nie musiał się z niczego tłumaczyć. Jego protegowana wynurzyła się
wreszcie z długiego okresu twórczego, zrozumiała, że jest zakochana i
postanowiła działać w odpowiednim kierunku.
Po krótkiej wizycie w łazience Lilian stała się Jamesem Allenem.
Jamesem Allenem o bolesnych w związku ze zbliżającą się
miesiączką piersiach, ukrytych pod ciasno zawiązanym bandażem.
Szklanka pomarańczowego soku, płatki śniadaniowe pochłonięte
migiem w szeroko otwartym oknie. Nie przejmowała się gęsią skórką.
Myślała tylko o spotkaniu z Mirną.
Obmyśliła najlepszą trasę do Denfert - Rochereau, część pieszo,
część autobusem. Z Cite des Arts przeszła mostem Pont Marie na
drugą stronę Sekwany, usiadła na chwilę na ławce na słonecznym
placu przed katedrą Notre Dame, potem ulicą Petit - Pont, wzdłuż
brzegu do placu SaintMichel. Tu poczekała chwilę na autobus, ale
zdecydowała się w końcu ruszyć pieszo aż do Ogrodu
Luksemburskiego.
Zagłębiła się w niego od strony skrzyżowania bulwaru Saint -
Michel z ulicą Gay - Lussac i przypomniała sobie czas dorastania. Nie
była tu jeszcze od dnia swego powrotu do Paryża. Białe schody
zaprowadziły ją do fontanny pośrodku trawnika, wokół którego
uprawiała kiedyś poranny jogging przed lekcjami w liceum. Nic się tu
nie zmieniło - te same zielone krzesła, te same dziecinne żaglówki
pływające w okrągłym basenie przy fontannie. Zatrzymała się przy
niej przez chwilę, popatrzyła na pławiące się w wodzie kaczki i
rybitwy.
Z drugiej strony ogrodu, równolegle do ulicy Guynemer, ciągnęła
siÄ™ ulica Madame, gdzie jej rodzice wynajmowali kiedyÅ› mieszkanie.
Ciekawe, czy jest tam jeszcze karuzela, i huśtawki, i pani sprzedająca
cukrową watę? Zapragnęła nagle odwiedzić to miejsce i pokrzepić się
wspomnieniami.
Wspięła się po białych schodach, weszła w jedną z wąskich alejek
prowadzÄ…cych do teatrzyku Guignola i placu zabaw. Karuzela,
identyczna jak ta z jej wspomnień, nadal stała pośrodku, drewniane
kolorowe konie brykały zawieszone w powietrzu. Trochę dalej w
stronę oranżerii, wokół kortów tenisowych i odzianych na biało
graczy, kwitły wiosną na fioletowo drzewa, a młodzież grała w
koszykówkę na wyasfaltowanym terenie z jednym koszem.
Wyszła od strony ulicy Fleurus, znalazła się na ulicy Madame,
zatrzymała się naprzeciwko kamienicy, gdzie mieszkała przez trzy
lata, i odnalazła okno swego pokoju. Białe zasłony zastąpiły te w
zielono - niebieskie pasy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]