[ Pobierz całość w formacie PDF ]

form transportowych ze stojącymi na nich furgonetkami. Obserwował je przez chwilę i po jakimś
czasie dostrzegÅ‚ dwóch chÅ‚opaków wychodzÄ…cych z jednej z furgonetek. RozlegÅ‚ siÄ™ brzÄ™k tÅ‚uczo­
nego szkÅ‚a i kolejny wybuch Å›miechu. Crowther odwróciÅ‚ siÄ™, zszedÅ‚ po drabince i pospieszyÅ‚ z po­
wrotem do Egana i Sary.
 Kilku mÅ‚odych sukinsynów niszczy furgonetki i wcale przy tym nie zachowujÄ… siÄ™ cicho. Je­
żeli w pociągu jest jakiś kolejowy gliniarz, możemy mieć kłopoty.
 Co zrobimy, jeżeli ktoś się pojawi?  spytała Sara.
Crowther spojrzał ponad szeregiem beczek z olejem. Z boku wagonu były zaledwie dwie stopy
wolnej przestrzeni, a potem już pędzące niżej tory. Połóżcie się tam i trzymajcie się z całej siły tych
stalowych mocowań.  Uśmiechnął się.  No i nie zapomnijcie się modlić.
Jago sforsował drzwi Crowthera za pomocą wytrycha i starannie zamknął je za sobą. Nie włączał
świateł, obszedł tylko każdy pokój przyświecając sobie maleńką, ołówkową latarką. Szczególnie
zainteresował go zestaw komputerów w pracowni.
 No proszę  powiedział cicho.  To wiele wyjaśnia.
Wrócił do kuchni, otworzył lodówkę i wyjął półlitrowe opakowanie mleka. Potem wrócił do
saloniku i wybrał sobie fotel. Samson, burmański kot, otarł mu się o nogi i wskoczył na kolana.
Jago wyjął Browninga z kieszeni, nakręcił tłumik i położył broń na stojącym w pobliżu stoliku do
kawy. Pił powoli mleko głaszcząc Samsona i czekał.
PociÄ…g minÄ…Å‚ Preston i Crowther powiedziaÅ‚: NastÄ™pna stacja Lancaster.  SpojrzaÅ‚ na ze­
garek.  Jedziemy przed rozkładem. Powinniśmy być o jedenastej piętnaście.
Nagle rozległ się okrzyk i gdy spojrzeli wzdłuż pociągu, zobaczyli na dachu krytego wagonu
dwóch chłopaków doskonale widocznych w świetle księżyca. Zaczęli schodzić po drabince. Na
dach wagonu wspiął się umundurowany policjant i zaczął ich gonić.
 To załatwia sprawę  rzekł Crowther.  Dalej, ruszajcie się.
Popchnął Sarę do przodu. Przeszła nad stalowym mocowaniem i trzymając się z całej siły
uklękła na wąskim pasku swobodnej przestrzeni. Miejsca starczyło jej tylko na oparcie kolan, a gdy
obróciła się nieco, w jej biodro zaczęła wbijać się boleśnie jakaś śruba. Tuż przed twarzą miała buty
Egana.
Crowther przeskoczyÅ‚ na drugÄ… stronÄ™ wagonu i opuÅ›ciÅ‚ siÄ™ jak tylko mógÅ‚ najniżej. Dwóch chÅ‚o­
paków nadbiegło, wyjąc jak potępieńcy. Jeden z nich był punkiem o fryzurze przypominającej
Mohikanina. Wyglądający zza krawędzi Crowther zobaczył, że policjant prawie ich dogonił.
Tory przebiegały tu po dość dużym spadku i pociąg zaczął zwalniać. Gdy chłopcy znalezli się na
ostatnim wagonie, policjant zawołał:  Mam was, dranie!
 Ucho od Å›ledzia, kochasiu  odkrzyknÄ…Å‚ Mohikanin i po prostu zeskoczyÅ‚ z jadÄ…cego poci­
ągu. Jego kolega podążył w jego ślady, śmiejąc się jak szaleniec. Crowther popatrzył za nimi i
zobaczyÅ‚, że najpierw jeden, a potem drugi wstaje z boku nasypu. Policjant zawróciÅ‚, wszedÅ‚ z po­
wrotem po drabince na górę, przeszedł po kołyszącym się dachu wagonu i zniknął z pola widzenia.
Crowther wyprostował się, wspiął na platformę, przeszedł nad stalowymi mocowaniami i podał
rękę Sarze, pomagając jej się wydostać. Wróciła na poprzednie miejsce i usiedli.
 Wszystko w porządku?  zapytał.
 W porządku? Wie pan co? Prawie cały czas miałam wrażenie, że mój nos jest o sześć cali od
nasypu. Wiem, że tak nie było, ale Alanie...  Uściskała go mocno.  To było cudowne!
Egan przykucnął obok nich. Jeżeli już skończyliście, to może zainteresuje was fakt, że właśnie
wjechaliśmy do Lancaster.
Dziesięć minut pózniej pociąg zatrzymał się na bocznicy towarowej.  Aatwo się stąd wydostać
 powiedział Crowther.  Tylko trzymajcie się blisko mnie.
Przebiegł przez tory, wskoczył w wąskie przejście między magazynami i dotarł do wysokiego,
drewnianego płotu. Pociągnął jedną z desek i odchylił ją na bok odsłaniając ciasny otwór. Skinął
ręką, przepuszczając najpierw Sarę, potem Egana i wreszcie przecisnął się sam, zasuwając deskę za
sobą. Stanęli na poboczu głównej drogi, po której co jakiś czas z szumem przejeżdżały samochody.
Tędy. Naokoło, w stronę budynku stacji, tą drogą, którą idą ludzie, żeby kupić bilety. Obeszli
węgieł budynku i znalezli się przed stacją. Na postoju stały trzy taksówki.  Jesteście na miejscu.
Następna stacja  Heysham.
Sara objęła go i pocałowała.  Nigdy nie zdołam się panu odwdzięczyć, Alanie.
 Bzdura.  OdwróciÅ‚ siÄ™ do Egana.  Przywiez jÄ… caÅ‚Ä… i zdrowÄ…, jeżeli chcesz jeszcze kiedy­
kolwiek przełamać się ze mną chlebem.
Egan skrzywił się w uśmiechu.  Co teraz zrobisz?
 O mnie się nie martw. Za dwadzieścia minut mam doskonały pociąg towarowy do domu.
Obawiam się, że będzie przewoził przede wszystkim samochody, ale to może nawet być zabawne.
No, wynoście się.
Podeszli do postoju. Sara wsiadła do pierwszej taksówki i Egan podał kierowcy adres przystani
Å‚odziowej Webstera. Zanim ruszyli, popatrzyÅ‚ ponownie na róg ulicy przed stacjÄ…, ale Alan Crow­
ther już zniknął.
Przystań Webstera była w stanie zapuszczenia, jakiego Sara jeszcze nigdy dotąd nie widziała. Z
rdzewiejÄ…cymi szczÄ…tkami kilku samochodów i widniejÄ…cymi tu i ówdzie rozpadajÄ…cymi siÄ™ kadÅ‚u­
bami Å‚odzi przypominaÅ‚a bardziej skÅ‚adowisko zÅ‚omu. W dole zmurszaÅ‚e molo wychodziÅ‚o w za­
toczkę, zawierającą w chwili obecnej więcej czarnego błota niż wody. Do mola przycumowany był
motorowy jacht, tkwiący teraz dnem w kilku stopach wody. Nieco wyżej leżało kilka mniejszych
łodzi wyciągniętych na brzeg.
 Czy naprawdÄ™ chcesz mi wmówić, że ktoÅ› dziÄ™ki takiemu miejscu może zarobić na utrzy­
manie?  spytała Sara.
Egan skinął głową.  Zdziwiłabyś się, jak dobrze. Poza tym Webster nigdy nie umarłby z głodu.
Ma swoją emeryturę z marynarki wojennej. Swego czasu był starszym bosmanem.
W oknie starego domku na zboczu wzgórza nad przystanią paliło się światło. Weszli ścieżką pod
górę i Egan zastukał.
 Wejść!  rozległ się okrzyk.
Sean otworzyÅ‚ drzwi i poprowadziÅ‚ SarÄ™ przez dÅ‚ugi i niewiarygodnie zagracony pokój zaj­
mujący większą część parteru. Znajdowała się w nim prymitywna kuchenka i zlew z pojedynczym
kranem, a nieco dalej część używana najwyrazniej jako biuro. Stało tam biurko i stary wiktoriański
stół zarzucony papierami.
W samym koÅ„cu pomieszczenia byÅ‚a część mieszkalna. Na pÅ‚askim, kamiennym palenisku pÅ‚o­
nęły polana, a przed nim stała sofa i dwa fotele. Mężczyzna, który na wpół leżał na jednym z nich z
butelką whisky tuż koło łokcia, był niewielkiego wzrostu, miał zawziętą minę, skołtunione siwe
włosy i brodę. W jednej ręce trzymał szklankę, a w drugiej książkę.
 Jesteś, łobuziaku  powiedział.
Egan oparł się o kominek.  Pani Talbot, to Sam Webster. Webster spojrzał na nią.  Co tak
sympatycznie wyglądająca kobieta jak pani robi w tak złym towarzystwie?
 Cóż, jakoś daję sobie radę  odpowiedziała.
PróbowaÅ‚ usiąść, ale opadÅ‚ z jÄ™kiem na fotel.  Podagra  wyjaÅ›niÅ‚ i w tej samej chwili zauwa­
żyła leżącą na podłodze laskę.  To skutki grzesznego życia. Z pewnym wahaniem zwracam się do
pani z tą prośbą, wy, kobiety, bowiem macie dziś ogromne poczucie własnej godności, ale czy nie
zechciałaby pani zrobić nam herbaty? Wszystko, co potrzeba, znajdzie pani w kuchence. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl