[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ja teŜ jestem dzieciakiem. To twoje słowa. Chyba rzeczywiście tak kiedyś uwaŜał.
Musiał mieć nie po kolei w głowie. Patrzył teraz na nią i nie wierzył, Ŝe mógł nie dostrzegać
oczywistych faktów. Oto Janie niepostrzeŜenie stała się piękną, dojrzałą kobietą. I taki Harley
mógł ją dostać. Niech go licho!
- Nie martw się, nic nie powiem tacie. Ale ostrzegam. Jeśli jeszcze raz spróbujesz
mnie dotknąć, przekonasz się, co potrafię. - Po tych słowach Janie odwróciła się na pięcie i
odeszła z dumnie uniesioną głową.
Leo stał jeszcze chwilę, uśmiechając się kwaśno. Jeśli jego i tak niewesoła sytuacja
mogła się jeszcze pogorszyć, właśnie się to stało.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Janie i Harley tańczyli w najlepsze, gdy Leo, lekko kuśtykając, wrócił z tarasu.
Marilee stała przy bufecie z miną, która odzwierciedlała jego własne uczucia.
- Harley właśnie mi nawymyślał - wyznała ze łzami w oczach. - Powiedział, Ŝe
zachowałam się podle i ma nadzieję, Ŝe Janie juŜ nigdy nie odezwie się do mnie. - Spojrzała
na Leo błagalnie. - Myślisz, Ŝe Cag mógłby nas juŜ odwieźć do domu?
- Zapytam go - odpowiedział sucho Leo. Miał wszystkiego dość.
Podszedł do stojących nieopodal braci.
- Mógłbyś nas odwieźć? - szepnął Cagowi do ucha. Na twarzy brata odbiło się
zdziwienie.
- Chyba pierwszy raz w Ŝyciu chcesz wracać, zanim spakuje się kapela. - Widząc
jednak, Ŝe to nie Ŝarty, dodał pośpiesznie: - Nie ma sprawy. Zaraz powiem Tess. - Bracia
wymienili znaczące spojrzenia.
Leo się zaperzył.
- Co się tak gapicie? Zalałem się i tyle!
- MoŜe ja was odwiozę - zaoferował się Corrigan. Właśnie podeszły do nich Ŝony. -
Skończyliśmy tańce na dzisiaj, prawda, kochanie? - zwrócił się do Dorie, która przytaknęła
wesoło, rzucając porozumiewawcze spojrzenie szwagierkom. - Po balu moŜecie do nas
wpaść.
- Po co? - Leo złapał się za głowę. - Robicie z igły widły!
- Chcemy pogadać o bykach - odparł Rey z błyskiem w oku. - Corrigan będzie naszym
doradcą.
- Nic z tego nie rozumiem - westchnął Leo cięŜko. - PrzecieŜ ja jestem najlepszy w te
klocki. Dlaczego mnie nie spytacie o radę?
- Bo tobie spieszno do domu - przypomniał mu Corrigan. - Chodźmy.
Marilee i Leo poŜegnali się szybko i ruszyli za Corriganem.
Leo zrozumiał, o co chodziło braciom. Mieli nadzieję, Ŝe Corrigan wydusi z niego
jakieś wyznanie i wreszcie dowiedzą się, co zaszło między nim a Janie.
Marilee rzuciła jeszcze jedno błagalne spojrzenie w stronę Janie, ale została otwarcie
zignorowana. Leo złapał ją za ramię i pociągnął za sobą. Gwar rozmów i dźwięki muzyki
przygasały, aŜ powoli całkiem ucichły.
Kiedy Marilee wysiadła przed swoim domem i bracia zostali sami, Corrigan rzucił
Leo kpiące spojrzenie.
- Kulejesz, brachu.
- Spróbowałbyś nie kuleć, gdyby jakaś zwariowana baba wbiła ci obcas w stopę! -
warknął Leo.
- Marilee? - nonszalancko rzucił Corrigan.
- Janie!
- Miała jakiś powód? - spytał Corrigan, ciekawie wpatrując się w twarz Leo, która
nagle, nie wiedzieć czemu, gwałtownie poczerwieniała. Zatrzymali się na światłach.
- Sama zaczęła! - bronił się Leo. - Kokietowała mnie od kilku miesięcy. Nie mogłem
spokojnie odwiedzić jej ojca, Ŝeby nie natknąć się na nią. Raz omal mnie nie uwiodła. A
potem nagle obraziła się na mnie, bo powiedziałem o niej kilka stów brutalnej prawdy! No,
moŜe trochę przesadziłem. Ale po jakiego grzyba podsłuchiwała?
- To chyba nie było tylko kilka słów? No i nie musiała chyba podsłuchiwać? -
spokojnie poprawił go brat. - Nie mówiąc o tym, Ŝe omal się nie zabiła, jadąc dwieście
kilometrów na godzinę. Dobrze, Ŝe wysłałeś za nią Griera. Pewnie uratowałeś jej wtedy Ŝycie.
- Corrigan uśmiechnął się chytrze.
- Skąd to wszystko wiesz? - wymamrotał cicho zdumiony Leo.
- Grier mi powiedział. - Corrigan pokręcił głową. - Takie małe miasteczko, a taki
emocjonalny tygiel. Romanse, zdrady, zazdrość. Grier teŜ ma niezły kłopot. Widziałeś, jak
wyszli z Juddem na zewnątrz? MoŜe się pobili o Christabel?
- PrzecieŜ to Judd afiszuje się wszędzie z tą swoją modelką. A zresztą, co mnie to
obchodzi? - uciął Leo. - Wszędzie tylko złośliwe plotki.
- Widziałbym tu pewne podobieństwo - spokojnie stwierdził Corrigan.
- O czym ty mówisz? Ja nie jestem o nikogo zazdrosny.
- Aha! - mruknął Corrigan. - Powiedz to Harleyowi. Trzeba go było przytrzymywać
siłą, Ŝeby nie pobiegł za wami, kiedy wyciągnąłeś Janie na taras. Zresztą Janie wróciła,
ocierając łzy.
Leo aŜ podskoczył.
- Niech licho weźmie tego cholernego Harleya! Po co się wtrąca w cudze sprawy!
- Ale to teŜ jego sprawy. Lubi Janie.
- Ale Janie nie lubi mydłków i nieopierzonych smarkaczy - wysapał Leo.
Corrigan parsknął śmiechem.
- Nieopierzonych smarkaczy? Nie zapominaj, Ŝe Harley pomógł rozpracować kartel
narkotykowy. No i traktuje Janie jak prawdziwą księŜniczkę. Idę o zakład, Ŝe nie próbowałby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl