[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zachowując lojalność, odwieść mnie od tego? A więc to z góry przesądzone. I mo-
że dobrze o tym wiedziałem.
Drzwi otworzyły się. Emily spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami,
zdziwiona. Miała na sobie niebieski kitel, poplamiony zaschniętą i mokrą gliną.
— Hej — odezwał się. — Leo mnie wylał.
Czekał chwilę, ale nic nie powiedziała.
— Mogę wejść? — spytał.
— Tak.
Wprowadziła go do mieszkania. Na środku pokoju, jak dawniej, stało ogromne
koło garncarskie.
— Właśnie lepiłam. Miło cię widzieć, Barney. Jeśli chcesz filiżankę kawy,
będziesz musiał. . .
— Przyszedłem tu prosić cię o radę — rzekł. — Jednak teraz doszedłem do
wniosku, że to zbędne.
Podszedł do okna, postawił swoje wypchane pudło i wyjrzał na zewnątrz.
— Czy będzie ci przeszkadzało, jeśli wrócę do pracy? Miałam dobry pomysł,
a przynajmniej wydawał mi się dobry. — Emily potarła czoło, a potem przyło-
żyła dłonie do oczu. — Teraz nie jestem już pewna. . . i jestem taka zmęczona.
Zastanawiam się, czy to ma coś wspólnego z Terapią E.
87
— Terapia ewolucyjna? Poddałaś się jej?
Odwrócił się na pięcie i uważnie przyjrzał się Emily. Czy zmieniła się
fizycznie?
Wydawało mu się — chociaż to pewnie dlatego, że tak długo jej nie widział
— że rysy jej twarzy się pogrubiły.
To wiek, pomyślał. Jednak. . .
— I jak ci idzie? — spytał.
— No, na razie miałam tylko jeden seans. Jednak wiesz, jestem taka przymu-
lona. Nie mogę zebrać myśli; wszystkie pomysły plączą mi się ze sobą.
— Myślę, że lepiej będzie, jeśli zaniechasz tej terapii. Nawet jeśli to szczyt
marzeń; nawet jeśli robi to każdy, kto jest kimś.
— Może masz rację. Ale oni są tacy zadowoleni. Richard i dr Denkmal.
Znajomym sposobem zwiesiła głowę.
— Wiedzieliby, gdyby coś było nie tak, prawda?
— Tego nikt nie wie. To mało znane zjawisko. Skończ z tym. Zawsze pozwa-
lałaś, by ludzie tobą dyrygowali.
Powiedział to rozkazującym tonem, jakiego używał niezliczone razy w czasie
lat spędzonych razem i przeważnie z dobrym rezultatem, chociaż nie zawsze.
Tym razem nie udało mu się. Widział ten uparty wyraz jej oczu i lekkie zaci-
śnięcie szczęk.
— Myślę, że to zależy ode mnie — powiedziała z godnością. — I mam zamiar
to kontynuować.
Wzruszył ramionami i zaczął krążyć po mieszkadle. Nie miał na nią wpływu
i nie obchodziło go to. Czy to jednak prawda? Czy naprawdę go nie obchodziło?
W myślach zobaczył Emily cofniętą w rozwoju. . . i próbującą lepić swoje naczy-
nia, pracować twórczo. To było śmieszne. . . i okropne.
— Słuchaj — powiedział szorstko — gdyby ten facet naprawdę cię kochał. . .
— Przecież ci powiedziałam — odparła Emily. — To moja decyzja.
Wróciła do koła. Powstawał na nim wielki, wysoki garnek. Barney podszedł
bliżej, żeby mu się przyjrzeć. Ładny, zdecydował. I jakby. . . znajomy. Czy nie
zrobiła już kiedyś takiego? Jednak nic nie powiedział; stał tylko, przyglądając się.
— Co masz zamiar robić? — spytała Emily. — Dla kogo będziesz pracował?
Wydawało się, że mu współczuje. Przypomniał sobie, jak niedawno uniemoż-
liwił jej sprzedaż garnków dla P.P. Layouts. Mogła być nastawiona do niego wro-
go, lecz — co dla niej typowe — nie była. A z pewnością wiedziała, że to on
odrzucił ofertę Hnatta.
— Mój los może już być przypieczętowany — powiedział. — Dostałem kartę
powołania.
— To okropne. Ty na Marsie! Nie mogę sobie tego wyobrazić.
— Mogę żuć Can-D — rzekł. — Tylko. . .
88
Zamiast zestawu Perky Pat, pomyślał, może sprawię sobie zestaw Emily. I bę-
dę spędzał czas w marzeniach, z tobą. Będę wiódł życie, z którego rozmyślnie,
głupio zrezygnowałem. Jedyny naprawdę dobry okres w moim życiu, kiedy by-
łem rzeczywiście szczęśliwy. Jednak, rzecz jasna, nie wiedziałem o tym, ponieważ
nie miałem porównania. . . a teraz mam.
— Czy jest jakaś nadzieja — zapytał — że chciałabyś polecieć ze mną?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem; odwzajemnił jej się takim samym spoj-
rzeniem. Oboje byli oszołomieni tą propozycją.
— Mówię poważnie — rzekł.
— Kiedy ci to przyszło do głowy?
— To nieważne — odparł. — Liczy się tylko to, co czuję.
— Liczy się też, co ja czuję — powiedziała cicho Emily. — A ja jestem bardzo
szczęśliwa w małżeństwie z Richardem. Świetnie się rozumiemy.
Jej twarz była bez wyrazu; niewątpliwie naprawdę tak myślała. Był przeklę-
ty, skazany, strącony w otchłań, którą sam wykopał. I zasłużył na to. Oboje to
wiedzieli, nie potrzebowali nawet tego mówić.
— Myślę, że już pójdę — powiedział.
Emily nie powstrzymywała go. Lekko skinęła głową.
— Mam głęboką nadzieję — rzekł — że się nie cofasz. Osobiście myślę, że
jednak tak. Widzę to, na przykład po twojej twarzy. Spojrzyj w lustro.
Z tymi słowami wyszedł; drzwi same za nim zamknęły się. Natychmiast po-
żałował tego, co powiedział, chociaż mogło to przynieść dobry skutek. . . mogło
jej pomóc. Ponieważ naprawdę tak było. A tego jej nie życzę, myślał. Nikt te-
go nikomu nie życzy. Nawet ten dupek, jej mąż, którego ona woli ode mnie. . .
z powodów, których nie jestem w stanie zrozumieć, chyba że małżeństwo z nim
traktuje jako swoje przeznaczenie. Jest skazana na życie z Richardem Hnattem,
skazana na to, aby nigdy już nie być moją żoną; nie można odwrócić biegu czasu.
Można, jeśli się żuje Can-D, pomyślał. Albo ten nowy produkt, Chew-Z.
Wszyscy koloniści to robią. Nie można go dostać na Ziemi, ale jest na Marsie
czy Ganimedzie, na każdej z ziemskich kolonii.
Jeśli wszystko zawiedzie, pozostaje jeszcze to.
A może już zawiodło. Ponieważ. . . [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl