[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będziemy się zgadzać. Nadajemy na zupełnie innych falach.
- Delikatnie mówiąc - zgodził się szybko Rand, zbyt
szybko.
Jamie poczuła ból, słysząc jego odpowiedz. Tak będzie
lepiej, przekonywała samą siebie i ruszyła dalej.
Rand wiedział, \e by ją zatrzymać, musiałby obiecać
więcej, ni\ miał na to ochotę. Nie chciał. Zaloty? Nic z tego.
Czemu miałby się do niej zalecać, có\ za idiotyczne słowo, do
tej wymagającej, upartej kobiety o staroświeckich poglądach i
\elaznej woli. Jamie Sara - ' ceni z radością i bez poczucia
winy wywróci jego \ycie do góry nogami. I tak, dzięki niej,
było ju\ mocno przechylone.
Wbił ręce w kieszenie i patrzył, jak Jamie wraca do sali
gimnastycznej. Przez chwilę stał w pustym korytarzu, po
czym stanowczym krokiem ruszył do wyjścia.
ROZDZIAA SZÓSTY
Pół godziny pózniej, gdy widzowie zaczęli wychodzić, stał
obok wyjściowych drzwi. Babcia i Saran dostrzegły go przed
Jamie. A przynajmniej wcześniej to okazały.
- Tu jesteśmy, Rand - zawołała głośno babcia, gdy
wszystkie trzy przeciskały się przez tłum.
Zauwa\ył, \e w czasie trwania przedstawienia coś się
zmieniło, gdy\ seniorka rodu Saracenich zwracała się do niego
po imieniu. Ale jeśli robił jakieś postępy z babcią, z wnuczką
szło mu fatalnie. Jamie nawet nie spojrzała w jego stronę.
- Zanim odjedziemy, musimy powiadomić Maureen i Ala,
\e mamy zamiar odwiedzić twojego kotka - zaznaczyła
babcia.
- Widzę ich, babciu. Powiem im - zawołała Saran i
rozpychając się, zniknęła w tłumie.
Starsza pani Saraceni zapewne uwa\ała, \e zaproszenie
wystosowane do Jamie obejmuje wszystkich członków jej
rodziny. Rand powinien być wściekły. Zamiast tego poczuł
ulgę. Wiedział, \e Jamie nie miała zamiaru do niego jechać.
Teraz babcia podjęła za nią decyzję. Pierwszy raz rodzina
kobiety okazała się nie tylko irytującą przeszkodą.
Ostatnie pół godziny spędził walcząc ze sobą. Powinien
zostać czy odejść? Choć wcią\ tu był, nie miał pojęcia, czy
wygrał tę walkę, czy przegrał.
- Rand zmienił zdanie, babciu - rzekła Jamie, starannie
unikając jego spojrzenia. - Nie chce ju\, \ebyśmy z nim
jechały.
- Nie musisz wyra\ać się o mnie w trzeciej osobie -
wtrącił ura\ony Rand. - I potrafię sam za siebie mówić. I chcę,
\ebyście ze mną pojechały. Martwię się o tego kociaka.
Pragnę się upewnić, czy kupiłem wszystko, co trzeba.
- Dobrze - zgodziła się babcia. Spojrzała na Randa, potem
na Jamie, wzniosła oczy do nieba i pokręciła głową.
Elegancki dom Randa ozdobiony stiukami i glazurÄ…
stanowił wyjątek wśród budynków z cegły i drewnianych
domków w stylu chatki z piernika, które tworzyły większość
zabudowy w Haddonfield. Stał na końcu ślepej uliczki na
dwóch akrach ziemi porośniętej wysokimi drzewami i
krzewami.
Rand zahamował na pętli podjazdu i pilotem otworzył
drzwi gara\u. Uchyliły się, a on zaparkował jaguara obok
ciemnobłękitnego ferrari testarossa.
- Ma pan dwa najlepsze samochody, jakie w \yciu
widziałam - zawołała Saran. - Muszę powiedzieć o tym
Steve'owi.
- Steve - powtórzył Rand. - Czy to twój kuzyn? Brat
Jamie? - Obrzucił Jamie tryumfującym spojrzeniem. Nie
odzywała się przez całą drogę do Haddonfield. - Jak widzisz,
słyszałem, co mówiłaś, Jamie - dodał z godnością, na
wypadek gdyby przeoczyła znaczenie tej wypowiedzi.
Jamie milczała dumnie, gdy Rand prowadził ją z gara\u
do domu. Ale pierwsze spojrzenie na salon Randa naprawdÄ™
odebrało jej mowę. Nigdy jeszcze nie widziała takiego pokoju.
Był rozmiaru sali gimnastycznej. Biel, czerń i nikiel. śadnych
lamp. Ukryte światła rozjaśniały pewne obszary pokoju. Okna
sięgały od podłogi po sufit, niskie meble miały czarną,
skórzaną tapicerkę - jeśli mo\na nazwać meblami zestaw kół,
kwadratów i prostokątów pozbawionych oparć, poręczy i nóg.
- Czy cały dom tak wygląda? - zdołała w końcu
wykrztusić.
Babcia i Saran były zdumione jak Dorota po przybyciu do
Krainy Oz.
Rand kiwnął głową.
- O ile pamiętam, dekoratorka nazywała to
minimalizmem. Powiedziałem, \e chcę mieć coś
szczególnego.
- Szczególne to niezbyt dokładny opis - mruknęła Jamie.
- Minimalizm - mruknęła babcia. - Chyba domyślam się,
co znaczy to określenie. Minimum koloru, wygody, smaku i
oczywiście maksymalne ceny.
Zwabiony rozmową Reebok tę właśnie chwilę wybrał, by
wkroczyć do salonu. Aapki ślizgały się na gładkiej podłodze,
gdy podbiegł do jednego z białych, puszystych dywanów.
Wyprę\ył grzbiet, syknął groznie, a potem rzucił się na
dywan.
- Nawet kot jest czarno - biały - zauwa\yła babcia. - Ma
szczęście, idealnie pasuje do tego wnętrza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]