[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uwagi nawet wtedy, gdyby ktoś wytaczał ze sklepu słonia.
Za to kipiał entuzjazmem, kiedyśmy się już wydostali. Tańczył wokół mnie i śmiał się.
Smółka naprawdę miewa odpały. Już myślisz, że to taki cichy gość, kiedy nagle mu
odbija.
- Wróćmy i spróbujmy znowu - poprosił. Potrząsnąłem głową.
- Następnym razem - odparłem.
Nie wiedział, jak powinien wyglądać. Trzeba przybrać wygląd nudnego faceta, który
kupuje coś na nudny podwieczorek. Smółka miał w tamtej chwili minę desperado. Po
drodze do domu wdepnęliśmy po piwo do sklepiku z alkoholem, a kiedy wyszliśmy,
pokazał mi, co chował pod kurtką. Butelkę wina. A ja nawet tego nie zauważyłem.
Zcisnąłem go za ramiona i wyszczerzyłem się, a on odpowiedział mi takim
uśmiechem, jakby niespodziewanie dostał ode mnie tysiąc funtów. No cóż, w
pewnym sensie dostał. Rozumiesz? Teraz mógł mieć wszystko, czego zapragnął.
Wracał do domu, dosłownie unosząc się w powietrzu. Gemma obrzuciła go nieufnym
spojrzeniem. - Co w ciebie wstąpiło? - zapytała. Lily była gotowa zrobić mi awanturę
z powodu długiej nieobecności, ale dowiedziawszy się, jak ze Smółką spędzaliśmy
czas, nie miała pretensji. Wyszliśmy na stronę, żeby wziąć. Szczerze mówiąc, było
tego trochę za dużo, ale nie oszczędzaliśmy się w ostatni weekend, a jest ważne,
żeby nie odstawiać za szybko.
Smółka siedział na podłodze, pokazując Gemmie książkę, którą wygrzebał ze
śmietnika. Opowiadał jej także o albumie u Allena i o całej reszcie. Gems traktowała
go trochę jak świra i to mnie wkurzało. Konkretnie to, że go porzuciła. Gdyby tak
widziała, jak sobie dzisiaj poradził.
Zerknąłem na Lily. Wyciągnęła szyję, żeby lepiej obejrzeć książkę, a Smółka zaczął
jej opowiadać o swojej malarskiej pasji. Słuchała z zainteresowaniem! A mnie
przyszło do głowy, że wszystkie te komplikacje są niepotrzebne. %7łe wcale nie trzeba
nikogo ranić. Może udałoby się nam znalezć sposób, żeby wciągnąć go do naszej
paczki, zamiast tak po prostu pokazywać mu plecy.
Jedzenie było fantastyczne. Steki, wino i inne rzeczy. Lily miała straszną ochotę na
mięso. Nie jedliśmy go od tygodni. Potem rozpaliliśmy w ogrodzie wielkie ognisko.
Mieliśmy piękny ogród. Pokochałbyś go. W kącie rośnie wysokie, stare drzewo,
którego gałęzie zwieszają się nad ulicą. Jest niewielka grządka - kwiaty i trochę
97
warzyw, które zasadziliśmy na wiosnę, lecz potem nic już przy nich nie robiliśmy,
więc rozpanoszyły się chwasty. Poczułem przypływ jakiegoś natchnienia i zacząłem
kopać ogródek, ale szpadel się złamał.
W trawie rosły mlecze. Smółka znowu opowiadał o swoim mleczu. O tym, jak bardzo
pragnął namalować duży, jaskrawy kwiat pastelami, które dostał od Gems.
Wieczór był piękny. Gems leżała w objęciach Smółki. Wyglądali na szczęśliwych.
Chciałem, żeby zmieniła zamiar. Mieliśmy wynieść śpiwory i spać na zewnątrz, ale
pózniej zaczęło padać, więc poszliśmy do łóżek.
Rano wyjrzałem przez okno. Palenisko było mokre, lecz jeszcze tu i ówdzie się tliło.
Zapowiadał się deszczowy dzień.
Stale mam tamten obraz przed oczyma, bo nie był to codzienny widok. Smółka
siedział na skrzynce obok wygasłego ogniska, z oczyma utkwionymi w drzewie.
Płakał. Najpierw pomyślałem, że jego twarz jest mokra od deszczu, ale to na pewno
były łzy. Niech to cholera - powiedziałem do siebie.
Trąciłem Lily, żeby wstała i zobaczyła.
Oboje staliśmy w oknie. Spokojnie, ukryci za firankami, tak że nie mógł nas widzieć.
Było jeszcze wcześnie.
- Ach... - Lily oparła się dłońmi o parapet i patrzyła na Smółkę płaczącego przy
ognisku. - Czy nie jest uroczy? - odezwała się. Objąłem ją. - Czy nie jest uroczy? -
powtórzyła.
ROZDZIAA 13
Smółka
Wróciłem do pokoju, wyjąłem podarowane mi przez Gemmę pastele i ponownie
przymierzyłem się do swojego mlecza. Na desce do rysowania, którą trzymałem na
kolanach, położyłem arkusz grubego papieru - prezent od Vonny. Pastele były
jaskrawe, tak jak chciałem. Ale nie wyszło dobrze.
Przyszła Vonny i zapytała, jak się czuję. W porządku - odpowiedziałem. Spytała,
gdzie jest Gemma, i musiałem powiedzieć, że ona nie wróci. Potem wszedł Jerry,
pytając, co się stało. Potem Richard. Siedziałem i czekałem, żeby wreszcie sobie
poszli.
Czasem czuję się, jakbym był jakimś organem wyrwanym z ciała żywego zwierzęcia.
Widać każdy skurcz. Tak jakbyś się bez przerwy spowiadał. Potrafię nawet zachować
98
kamienną twarz, jeśli tego chcę, ale potem się zapominam i znów przebiegają przez
nią skurcze, i znów każdy dokładnie wie, co czuję w każdej sekundzie.
Jedyne, czego pragnąłem, to zakopać się sto milionów mil pod ziemią.
Wchodzili i wychodzili, obserwowali mnie, kiwali głowami i rozmawiali na mój temat.
Pózniej zaczęli o Lily i Robię.
- Karaluchy - powiedział Jerry.
Zatkało mnie. Wyglądali podejrzanie, ale naprawdę wcale tacy nie byli.
- Nie chciałabym znalezć rano czegoś takiego w swoim pantoflu - dodała Vonny, co
mnie rozśmieszyło.
Popatrzyłem na Richarda, bo jemu ufałem najbardziej. Wyglądał na strasznie
zdenerwowanego, nie odezwał się jednak. Otoczyli mnie i zaczęli ściskać i
pocieszać, ale żadnemu z nich nie udało się to tak jak Lily, kiedy nazwała mnie
Człowiekiem z Tytanu.
- Polubiłem ich - stwierdziłem.
- Och, daj spokój - rzekł Richard.
Vonny była wściekła na Gemmę. Uważała jej postępowanie za nieodpowiedzialne.
Jerry powtarzał, że powinienem się od niej uwolnić i że być może to, co zaszło, w
końcu wyjdzie na dobre. Zabawne, ale przez cały czas w tle myśli pojawiał się obraz
krzyczącej na mnie mamy i taty za jej plecami, wielkiego jak góra, z twarzą, która
ciemniała, ciemniała, ciemniała coraz bardziej.
- Ona lubi latać - powiedziałem.
- Musi nauczyć się chodzić, zanim będzie mogła biegać, a co dopiero latać - odparła
Vonny.
Tylko że ja też chciałem wzlecieć.
Dzień czy dwa pózniej przyszedł Rob. Byłem w rozterce. W zasadzie zdecydowałem
się na rozstanie z Gemmą. Miałem nadzieję, że gdy dam jej odetchnąć, ona być
może zatęskni do mnie i będzie chciała, bym wrócił. Chociaż, mówiąc szczerze,
niezbyt na to liczyłem, dopóki byli przy niej Lily i Rob.
- Ona chce, żebyście pozostali przyjaciółmi. To nieprawda, że nie chce cię więcej
widzieć - oznajmił.
99
[ Pobierz całość w formacie PDF ]