[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kontrolę, pozwól przemówić swoim uczuciom.
Poczuła się tak, jakby gdzieś w głębi niej padały
mury jakiejś twierdzy. Spojrzała w czarne jak noc oczy
Jona. Był jej zupełnym przeciwieństwem, ale uzupełniali
się tak idealnie, że razem stanowili kompletną całość.
Potrzebowali się nawzajem, żeby osiągnąć równowagę.
140 Shannon Waverly
Uśmiechnęła się, gdy przyszły jej na myśl wschodnie
określenia ,,yin  i ,,yang  .
 Z czego się śmiejesz?  Jon uniósł głowę.
Kocham cię, zawołało coś w głębi jej serca. Kocham cię
tak bardzo, bardzo mocno. Głośno jednak powiedziała coś
innego.
 Chodz do mnie.  Podniosła ramiona. Runęły ostat-
nie mury twierdzy.
Przez chwilę myślała, że zmienił zdanie. Cofnął się
gwałtownie i znieruchomiał.
 Tak?  szepnÄ…Å‚.
 Tak. Chodz do mnie.
Wydawało się, że jego oczy pociemniały jeszcze bar-
dziej, gdy przysunął się do niej, a potem rozjarzyły się
prawdziwym blaskiem, gdy wreszcie pocałował Angelę
z całą namiętnością.
Smak ust Jona okazał się jeszcze cudowniejszy niż
w marzeniach. Dotykała jego twarzy, włosów, napiętych
mięśni karku, przytulała go do siebie, próbując sobie
w pełni uświadomić, że to nie sen, że naprawdę jest z nią.
Resztką świadomości zarejestrowała odgłos rozpina-
nego suwaka i ciało Angeli osłabło zupełnie, gdy zetknęło
się z Jonem już bez żadnych przeszkód.
To, co się działo, było zupełnym szaleństwem, przynaj-
mniej tak właśnie o tym myślała w tych rzadkich chwilach,
gdy myśli z trudem przebijały się przez ogarniającą ją
namiętność. To złamie jej serce, to zrujnuje ich przyjazń,
nic im już nie pozostanie. On ją znów opuści...
Nie, nie myśl teraz, Angelo. Przez tę jedną jedyną noc
pozwól sobie pójść za głosem serca...
Tak właśnie uczyniła.
ROZDZIAA DZIESITY
Kochali się w zapamiętaniu, płonęli porwani wirem
namiętności i Angela miała wrażenie, że w ramionach
Jona wstępuje żywcem do nieba. Na zewnątrz wiatr
nieustannie zawodził wśród karłowatych drzew i nad
dzikimi, oblodzonymi skałami panowała ciemna noc,
jedna z najdłuższych w roku. Jednak wewnątrz szałasu
świat znowu stał się rajem. Angela przytuliła się do boku
Jona, ufna, bezpieczna i cudownie spokojna.
Obudzili się równocześnie na dzwięk budzika. W sza-
łasie było ciemno i chłodno. Jęknęli oboje i objęli się
mocniej, kuląc się w nagrzanym śpiworze. Jon podniósł
się nieco, delikatnie położył się na Angeli i w ciemności
pocałował ją w czoło, w policzek i w ucho.
 Czyżbyś przypadkiem szukał moich ust?
Wyczuła, że się uśmiechnął.
 Wiem, gdzie sÄ…. Po ostatniej nocy nie ma nawet
centymetra twojego ciała, którego nie potrafiłbym błys-
kawicznie odnalezć. Aha, chyba ktoś się zarumienił. To
dobrze, bo poza śpiworem może być trochę zimno.
Nagłym ruchem zerwał z nich okrycie. Angela pisnęła,
142 Shannon Waverly
ale gdy spróbowała po nie sięgnąć z powrotem, ściągnął ją
z podestu i zmusił do stanięcia na lodowatej podłodze.
 Jesteś sadystą. Nie lubię cię  rzuciła, podskakując
i po omacku szukajÄ…c ubrania.
Roześmiał się, zapalił świecę i nic sobie nie robiąc ze
swojej nagości, złapał Angelę w ramiona i pocałował. Aż
jęknęła z rozkoszy i początkowo figlarny pocałunek
nabrał zupełnie innego charakteru.
Jon w końcu zdołał się od niej oderwać, drżąc nie tylko
z chłodu.
 No, dosyć tego. Jak zaczniemy znowu, to nigdy stąd
nie wyjdziemy.  Odetchnął głęboko i poklepał ją po
plecach.  No, Aniołku, ubieraj się, a potem poskacz
trochę, żeby się rozgrzać
Tylko poskakać? Uśmiechnęła się. Tego ranka z łat-
wością mogłaby fruwać. Opuścili szałas bladym świtem,
okutani po uszy niczym uczestnicy wyprawy arktycznej
i każde z nich niosło futerał z instrumentem. Na szczęście
wiatr przestał wiać, a nad ich głowami lśniła gwiazda
poranna, większa, niż Angela kiedykolwiek widziała.
Stwierdziła, że na pewno świeci ona dzisiaj właśnie dla
niej.
Wyszli na otwartą przestrzeń i stanęli na grani, z której
mimo półmroku roztaczał się imponujący widok na nie
kończące się łańcuchy wzgórz, poprzedzielane głębokimi
dolinami. Angela poczuła się tak, jakby znalazła się
w samym środku stwarzania świata.
 Usiądziesz?  Jon położył futerał na granitowej
płycie.  To nie powinno potrwać długo.
Siedzieli w milczeniu, które łączyło ich bardziej niż
jakiekolwiek słowa, i czekali na słońce. Mróz byt potężny.
Po dłuższym czasie Jon spojrzał na mą przepraszająco.
Wesołych Zwiąt, Aniołku! 143
 Wiem, wiem, to zupełna głupota  mruknął.
Z powagą potrząsnęła głową.
 Nie myśl tak nawet przez chwilę.
Powoli niebo przybierało odcień pomarańczoworóżo-
wy, coraz bledszy i bledszy, gwiazda poranna niepo-
strzeżenie znikła i Jon w końcu odsunął szalik zakrywają-
cy usta i sięgnął po instrument.
Angela z bijącym sercem podniosła do ust zimny flet
i tak, jak się umówili wiele, wiele lat temu, jednocześnie
zaczęli grać ich ulubioną kolędę. Gdy grali, rąbek słońca
pojawił się nad horyzontem, pierwsze promienie oświet-
liły ośnieżone szczyty gór i zalśniły na błyszczącym rogu
Jona.
Nieoczekiwanie powróciło do Angeli pewne wspomnie-
nie z dawnych czasów. Jon powiesił w pokoju reprodukcję
obrazu Michała Anioła ,,Stworzenie człowieka  , ale nie
byłby sobą, gdyby arcydzieła nie poprawił po swojemu.
Tuż ponad niemal dotykającymi się palcami Boga i Adama
dorysował ćwierćnutę. Nigdy go nie spytała o wyjaśnienie,
ale teraz pomyślała, że rozumie, o co mu chodziło.
Opuściła flet, niezdolna kontynuować, gdyż coś ją
ściskało w gardle. Jon dokończył sam, a jego niezwykły
sposób grania porywał duszę i wznosił ją na same szczyty
uniesienia. Gdy opuścił róg, Angela popatrzyła na malują-
cą się na jego twarzy głęboką powagę i nie miała wąt-
pliwości, że nie pozostała w swych emocjach odosob-
niona. Miała mu tyle do powiedzenia, ale zdała sobie
sprawę z tego, że nie musi, gdyż on wszystko rozumie.
Ujął jej dłoń i siedzieli w milczeniu jeszcze przez kilka
minut, oglądając wschód słońca.
 Wesołych Zwiąt, mój Aniołku Bożego Narodzenia
 powiedział, gdy wreszcie wstali, i ujął jej twarz w dłonie.
144 Shannon Waverly
 Wesołych Zwiąt, Jon  uśmiechnęła się, ale jej usta
drżały. Gdy ją pocałował, drżały jeszcze bardziej. Nigdy
nie czuła się równie szczęśliwa.
Musieli wracać do Winston, gdyż Jon miał lecieć do
rodziców na Florydę, Angelę zaś czekała długa jazda do
siostry. Kiedy jednak przyszło do rozstania, wydawało się,
że Jon wcale nie zamierza wypuścić jej z objęć. Stał
w drzwiach i całował ją namiętnie i bez końca pomimo jej
napomnień, że już pózno.
 No, już dobrze, dobrze  cofnął się w końcu.  Masz
rację, jeszcze chwila, a nie zdążę na samolot.
Z trudem oderwał wzrok od jej płonącej twarzy
i wybiegł za drzwi.
Chwilę pózniej był już z powrotem i pocałował ją
w taki sposób, że dosłownie nogi się pod nią ugięły. Gdy
wreszcie podniósł głowę, uśmiechnął się z typowo męską
satysfakcjÄ….
 Miej to w pamięci, dopóki nie wrócę.
Dwa dni pózniej Angela odkurzała mieszkanie, kiedy
ktoś zadzwonił do drzwi. Jon dzisiaj wracał z Florydy, ale
do jego przyjazdu miała jeszcze co najmniej godzinę.
Wyjrzała przez okno i szybko pobiegła, żeby otworzyć.
 Panie Beech!  Nie bacząc na ewentualną niestosow- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl