[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czuła po niedostrzegalnych oznakach wewnętrzną burzę, która wstrząsała mężem, i aby
użyć wyrażenia, którym ona się posługiwała sama r o b i ł a n i e ż y w ą. Grandet patrzał
na drzwi wybite od wewnątrz blachą i powiadał sobie:
Cóż za dziki pomysł miał brat, aby mi zapisywać swego syna? Aadna sukcesja. Ja nie
mam ani dwudziestu talarów do rozdania. A co by znaczyło dwadzieścia talarów dla tego ga-
gatka, który już przyglądał się memu barometrowi, jakby nim chciał w piecu zapalić .
Myśląc o następstwach tego bolesnego testamentu Grandet był może bardziej wzruszony
niż brat jego w chwili, gdy go kreślił.
Będę miała tę złotą suknię powiadała sobie Nanon, która usnęła przystrojona w swoją
kapę na ołtarz, marząc o kwiatach, kobiercach, adamaszkach, tak jak po raz pierwszy w życiu
Eugenia marzyła o miłości.
28
W czystym i jednostajnym życiu młodych dziewcząt przychodzi rozkoszna godzina, kiedy
słońce rozsiewa im w duszy swoje promienie, kiedy kwiat zwierza im swoje myśli, kiedy bi-
cie serca udziela mózgowi swego płodnego ciepła, stapia myśli w mgliste pragnienie dzień
niewinnej melancholii i słodkiej rozkoszy. Kiedy dzieci zaczynają widzieć, uśmiechają się;
kiedy dziewczyna spostrzega w naturze uczucie, uśmiecha się tak, jak uśmiechała się dziec-
kiem. Jeżeli światło jest pierwszą miłością życia, czyż miłość nie jest pierwszym światłem
serca?
Chwila widzenia jasno rzeczy ziemskich przyszła na Eugenię. Nawykła zrywać się rano
jak wszystkie dziewczęta na prowincji, wstała wcześnie, zmówiła pacierz, zaczęła toaletę
rzecz, która odtąd miała mieć dla niej swój sens. Wyczesała najpierw kasztanowate włosy,
zwinęła bardzo starannie grube warkocze dokoła głowy, bacząc, aby niesforne włosy się nie
wymykały; wszystko z symetrią, która podkreśliła trwożliwą niewinność jej twarzy, łącząc
prostotę linii z prostotą akcesoriów. Myjąc kilkakrotnie ręce w czystej wodzie, od której skóra
twardniała i czerwieniała, Eugenia patrzyła na swoje piękne krągłe ramiona i pytała sama sie-
bie, co robi kuzynek, aby mieć ręce tak miękkie i białe, a paznokcie tak kształtne. Włożyła
nowe pończochy i najładniejsze trzewiki. Zasznurowała je starannie, nie przepuszczając dziu-
rek. Pragnąc pierwszy raz w życiu wydać się korzystnie, poznała szczęście posiadania sukni
świeżej, dobrze zrobionej, w której jej było do twarzy.
Skoro ukończyła toaletę, usłyszała bicie zegara na wieży kościoła i zdziwiła się, że jest
dopiero siódma. Chcąc mieć dość czasu na staranne ubranie się, wstała zbyt wcześnie. Nie
znając sztuki poprawiania dziesięć razy jednego pukla włosów i studiowania efektu Eugenia
założyła po prostu ręce, siadła przy oknie, patrzyła na dziedziniec, na wąski ogród, na wyso-
kie terasy, które się nad nim wznosiły. Był to widok smutny, ciasny, ale nie pozbawiony ta-
jemniczej piękności, właściwej miejscom samotnym lub dziewiczej naturze.
Koło kuchni znajdowała się ocembrowana studnia z blokiem osadzonym na krzywym że-
laznym ramieniu. Studnię tę oplatała winna latorośl o pędach zwiędłych, zrudziałych i zwa-
rzonych chłodem. Stamtąd kręty pęd wspinał się na mur, czepiał się go, biegł wzdłuż domu i
kończył się na stosie drzewa, ułożonym z taką dokładnością, z jaką bibliofile układają książki.
Bruk na dziedzińcu miał czarniawe ślady, utworzone z biegiem czasu przez mech, zioła, brak
ruchu. Grube mury obleczone były w zieloną koszulę, sfalowaną długimi, brunatnymi pla-
mami. Schody o ośmiu stopniach, które znajdowały się w głębi dziedzińca i wiodły do furtki
ogrodu, były ochwiane i zagrzebane pod wysokimi roślinami, niby grobowiec rycerza po-
grzebanego przez wdowę w czasie wojen krzyżowych. Nad kamiennym podmurowaniem zje-
dzonym przez czas wznosiła się spróchniała drewniana furtka, na wpół rozpadająca się ze sta-
rości, opleciona pnącymi się roślinami. Po obu stronach ażurowej furtki wyciągały się kręte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]