[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakieś specjalne pozycje? Takie tylko dla władcy?
- Nawet mogę pokazać.
- Odwalcie się od mojej dziewczyny! - za\ądał Piotruś stanowczo. - I to natychmiast.
- Co?! - ryknął Jakub. - Twojej dziewczyny?! Nigdy dotąd nie było czarnych Wędrowyczów.
I nie będzie. Po moim trupie.
- To da się zrobić - warknął chłopak. - Tylko ją dotknij, a flaki wypruję. śycie nara\ałem,
\eby uratować jej cnotę, i \adne obleśne dziadki nie będą mi tu startować do niej z łapami.
- Co za brak szacunku dla starszych - burknął egzorcysta, przezornie chowając pudełko z
viagrą. - Własnemu przodkowi ostatniej przyjemności w \yciu odmówi...
- Tia - mruknął Semen. - Takie to ju\ czasy, nowe pokolenia nie potrafią zrozumieć
problemów swoich poprzedników. Ale, swoją drogą, poczucie honoru twój prawnuk ma.
Zresztą nie będę palcem pokazywał, w kogo się wdał.
- śe co?
- To ju\ nie pamiętasz, jak przetrąciłeś gnaty swojemu pradziadkowi orczykiem, bo na targu
poklepał Marynię po tyłku? Trzy miesiące w łó\ku le\ał, ju\ myśleli, \e się nie wygrzebie.
Dwunastu lat jeszcze nie miałeś, ale krzepy ci nie brakowało.
- No, coś mi się kojarzy - przyznał egzorcysta. - Ale jemu się nale\ało! To była menda,
paso\yt i erotoman. I podwalał się do nieletniej.
- A ta tutaj to niby ile ma lat? - Semen nieoczekiwanie stał się płomiennym obrońcą
moralności. - Uwa\aj, i tobie się uzbiera. Będziesz mógł mieć pretensje wyłącznie do siebie.
O ile prze\yjesz, bo twój prawnusio, choć młody, rękę ma cię\ką - rzekł kozak i nasunąwszy
papachę na czoło, zapadł w drzemkę.
Godzinkę pózniej Piotruś wyjechał autem na krawędz płaskowy\u. W dole rozpościerała się
\yzna zielona dolina Nilu. Dłu\szą chwilę chłonął widok. Wprawdzie widział ju\ Nil w
telewizji, ale co innego oglądać coś na ekranie, a co innego na własne oczy.
- Piramidy przed nami - zameldował.
Semen się ocknął. Omiótł wzrokiem rozciągający się przed nimi widok.
- Hy, hy, Sfinksa odkopali - stwierdził.
- śe co? - nie zrozumiał Jakub.
- No, jak tu byłem w 1912, to był zagrzebany w piachu po samą brodę. Tylko łeb sterczał.
- Pozwiedzamy sobie? - zaproponował chłopak. - Zawsze chciałem obejrzeć piramidę od
środka.
- Ja ju\ zwiedzałem - mruknął Jakub - i nie podobało mi się. Przereklamowane strasznie te
kupy gruzu. Ale mo\emy odzyskać mój waciak, zakopałem go niedaleko tej największej.
- Po tylu latach chyba nie warto go szukać - zauwa\ył Semen. - Na grzbiet takiego łachmana
nie zało\ysz. Choć z drugiej strony, jeśli zachowują się tu zakopane w piachu papirusy, to
pewnie i waciak powinien przetrwać. To celuloza i to celuloza.
- Co? - zdziwił się egzorcysta.
- Niewa\ne. Pózno ju\. - Kozak spojrzał na niebo. - Trza by znalezć jakiś lokal i coś
przekąsić.
- Gę gę gę gę. Gę gę. Gę gę gę gę gę - powiedziała dziewczyna. - Gę gę monaster gę.
- Z intonacji dedukuję, \e zna tu jakąś metę - stwierdził Piotruś. - Mo\e skorzystamy?
- Gę gę gę! - powiedział Semen do dziewczyny. Pokazała drogę i ruszyli.
- A ty skąd znasz arabski? - Jakub popatrzył podejrzliwie na przyjaciela.
- Z wojska - odparł Semen.
- śe co?
- W moim pułku słu\yło paru muzułmanów. To i człowiek kilka zwrotów podłapał. Takich
tam podstawowych, ułatwiających codzienne kontakty między ludzmi ró\nych narodowości.
- Na przykład? - zaciekawił się chłopiec.
- Gę gę gę gę - Semen wyrzucił z siebie dłu\szy trel. Murzynka mimowolnie parsknęła
śmiechem.
- Co to znaczy? - egzorcysta nieoczekiwanie zapragnął pouczyć się obcych języków.
- Odwalcie się od naszej wódy, kapralu, Allach będzie się gniewał - przetłumaczył kozak.
Piotruś z trudem przedzierał się przez gęstniejący ruch uliczny. W tym dziwnym mieście
najwyrazniej nie było świateł ani znaków drogowych, a do tego nie obowiązywały \adne
przepisy, ka\dy jezdził, jak chciał.
- Wkurzają mnie te korki - warknął. - Idziemy na piechotę? Będzie szybciej.
Wszyscy byli za. Wysiedli, zatrzaskując drzwiczki, i spiesznie oddalili się zaułkami.
- Dokąd teraz? - Semen zapytał dziewczynę w jej narzeczu.
- Gę gę gę - wyjaśniła i powiodła ich za sobą.
Wlekli siÄ™ w kurzu i coraz dzikszym upale przez miasto. W mijanym kantorze PiotruÅ›
wymienił nieco zdobycznej kapusty" na miejscowe pieniądze, na ulicznym straganie kupili
po butelce wody mineralnej, ale zaraz wszystko wypocili.
- Przereklamowana ta egzotyka - westchnął chłopak. - Nieziemski upał...
- A mówiłem, \e nie ma sensu się po tym Egipcie bez celu szlajać - burknął jego pradziadek
zgryzliwie. - Sprawdziłem osobiście, mógłbyś mnie raz w \yciu posłuchać, a ty chciałeś sobie
jezdzić na jakieś tam wykopki...
Jakąś godzinę pózniej znalezli się w wąskim staromiejskim zaułku. Po jednej stronie wznosił
się wysoki mur, zaopatrzony w drzwi z okutych cedrowych desek. Murzynka wykonała długą
i skomplikowaną sekwencję puknięć. Drzwi uchyliły się ze zgrzytem i przybysze wślizgnęli
się do środka.
- O kurde - zdziwił się egzorcysta. - To pomarańcze rosną na drzewach?!
- A myślałeś, \e jak?
- No, koloru są takiego, to sądziłem, \e jak marchew się je uprawia - mruknął zawstydzony.
Wewnętrzny dziedziniec zajmował niewielki sad. Między drzewkami biegły alejki, błyszczały
oczka sadzawek.
- Nasi! - ucieszył się Semen na widok kilku mę\czyzn ubranych w czarne habity.
- Jacy znowu nasi? - zdziwił się Jakub. - śydzi z Wojsławic zupełnie inaczej wyglądali. Choć
chałaty podobne nawet mieli - zadumał się.
- Chrześcijanie - uściślił kozak. - To koptyjscy mnisi.
- Aha - zgodził się Wędrowycz, choć niewiele z tego zrozumiał. - Chrześcijanie to znaczy
wieprzowina. Zapytaj, czy majÄ… mo\e golonkÄ™ i coÅ› do popicia. Skoro to nasi, to alkohol
powinni znać. A chyba zasłu\yliśmy... - Kątem oka patrzył, jak zakonnicy z radością ściskają
dziewczynÄ™.
Wysoki, brodaty mnich z laską stanął przed gośćmi i wygłosił długą tyradę po francusku.
- Co powiedział? - zaciekawił się Piotruś.
- Zrozumiałem piąte przez dziesiąte - westchnął Semen. - Mówił, \e uratowaliśmy etiopską
księ\niczkę i generalnie są nam bardzo wdzięczni. A w tym klasztorze jest siedziba rządu
cesarstwa Etiopii na uchodzstwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]