[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ostatni raz razem& dziesięć lat temu. Sądziłem wówczas, że
to miejsce, wspomnienia, wakacje, Ala i jezioro uleczÄ… mojÄ…
złośnicę, że uratujemy nasz związek. Optymista! Po kilku za-
ledwie dniach podczas jakiejś rozmowy Aśka obraziła Alę i po
totalnej awanturze musiałem ją odwiezć na przystanek PKS.
Zaparła się i& wróciła do domu sama. Karała mnie za to, że
stanąłem po stronie Ali. Głupi temat  dzieci i ich wolność.
Argument Aśki, że Ala nic nie wie, bo nie jest matką i& się
rozkręciła, rzucała ostre argumenty, krzyczała, obrażała. Nie-
potrzebnie jak zawsze.
Na przystanku PKS dostałem taką musztrę, że okolica sły-
szała. Z użyciem słów ostatecznych:  Jak śmiałeś mnie ośmie-
szać?! ,  Naturalnie ja już nic dla ciebie nie znaczę! ,  Wracaj
sobie do swojej Aluni, skoro to taka wyrocznia! .
 Aśka, zmiłuj się. Uważam, że Alka ma rację. Dorosłe
dzieci nie wymagają aż takiej kontroli i już. Zdania nie zmie-
nię, ale czy trzeba się o to tak awanturować?!
 Awanturować?! To ja się awanturuję? Ja się tylko bronię,
bo zdanie matki już się nie liczy! A ja jako matka wiem, co
mówię!  I terkot, że ona wraca sama i mam się jej nie poka-
zywać na oczy!
Wtedy, wieczorem, stara Alunia siedziała ze mą na weran-
dzie i kiwała głową.
 Moim zdaniem, Wiesiek, to ona jakaÅ› ranna na duszy
jest.
 Ranna?!  zamyśliłem się.  Może masz rację, ale ja mam
już dość. Pół życia walczyłem z tymi jej skokami nastrojów,
emocjami. Namawiałem na specjalistę, na jakąś terapię. Sam
bym z nią poszedł. Może faktycznie coś z nią nie tak, ale
 15 
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
wbrew niej samej, no powiedz. A może ja jestem jakiś popa-
prany?
Siwa, stara Ala pogładziła mnie po głowie i westchnęła.
 Albo wam niepisane& Nie ta kobieta, Wiesiu& Jak ty to
wytrzymujesz?  dziwiła się.  Ona tak często?
Machnąłem ręką. Nie chciałem o tym rozmawiać, wyda-
wało mi się, że nie wypada obgadywać Joanny za jej plecami.
Gawłowo już za mną, zaraz będę na miejscu! Kościół&
o, chyba odnowili. Wymurowali niskie ogrodzenie. W skrzyn-
kach pełno tych, no& Nie cierpię ich zapachu! Pelargonii.
Nawieszane na tym murku jak na majówki. I latarnie. Kie-
dyś nie było. A za Gawłowem już brak oświetlenia. Teraz mu-
szę uważać na skręt w polną drogę, koło wielkiego dębu i ka-
pliczki. Na polach ciemno, już po żniwach, ziemia po zbio-
rach, gdzieniegdzie po orce, w ogóle już ciemno. Dżdżysto,
mglisto, wzrok już nie ten!
Kiedyś do Gawłowa jezdziliśmy rowerami, często wracali-
śmy z wycieczek nocą, bez problemu, a teraz oczy mi łzawią,
gdy próbuję wypatrzeć w ciemnicy kapliczkę. Była biała, za-
wsze się rzucała w oczy. Jest! Szara. Chyba nikt jej nie malo-
wał od dawna. Polna droga, kręta jak sznur od telefonu, po-
prowadzi mnie już do Ali, nad jezioro. Jak dobrze, bo jestem
potężnie zmęczony.
Alusia powitała mnie siwa i mniejsza, niż ją pamiętałem,
postarzała się bardzo. Popłakała się na mój widok, ze wzru-
szenia. Jej brat, głuchy Mietek, poznał mnie, nawet przywi-
tał z lekkim uśmiechem i podał rękę. Na dachu ich domu zo-
baczyłem talerz.
 O, Alu! SatelitÄ™ masz?  komentujÄ™ nowÄ… zdobycz.
 No. Teraz Miecio ma to, co lubi! Sporty se różne ogląda,
zwierzaki& no!
Uśmiecha się już prawie bezzębna, chyba ciut zażenowana,
ale wyraznie rada.
 Jak interes, Alu? Mówiłaś, że mało masz ludzi we wrze-
śniu.
 Mało, Wiesiu. Latem to było! A teraz nie mam dużo.
Tylko jedna pani jest, to nie gotujÄ™ w pensjonacie. Wpadaj,
zawsze talerz zupki ci dam, bo pitraszÄ™ dla mnie i Mietka.
Zniadania i kolacje rób sobie sam, w kuchni, na parterze, co?
Ona, ta pani, sama się obsługuje. Zresztą prawie nic nie je
i nie widać jej. Mów, co u ciebie, u dzieciaczków.
 16 
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
Pogadałem z Alą, skąpo opowiedziałem, co u mnie. Kiwała
głową.
 No, to sobie odpocznij, masz tu klucze na górkę.
W apartamencie na pięterku, na które się wchodzi ze-
wnętrznymi schodami, walnąłem się do spania, ukojony pi-
wem i męczącą drogą. Deszcz bębnił miarowo o blachę na
dachu, było mi ciepło i wszystko jedno, niech pada& Mam
nadzieję, że jutro przestanie i pójdę sobie na grzyby za Czar-
cią Górkę, pooddycham lasem i pomyślę. O czymkolwiek, ale
teraz  nie. Teraz spać, a&  budzikom śmierć !
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl