[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wieczór był niezwykle przyjemny. Bill był czarujący, jedzenie wykwintne, wina
najlepszej jakości. Jane rozkoszowała się luksusową
atmosferÄ… Hiltona.
Pózniej przed drzwiami swego domu, pozwoliła pocałować się Billowi
na'pożegnanie. Uczciwie przyznała, że nie było to niemiłe. Oczywiście, nie tak
podniecające jak z Tomem, ale tez niezłe.
Ziewając weszła do pokoju. Na stole ciągle jeszcze leżały notatki Toma - zapomniał
je zabrać, chociaż przecież przyszedł po me. Jane zaczęła czytać pierwszą stronę.
Nagle uśmiechnęła się, wbiegła na gorę i usiadła do maszyny.
7
Siedziała aż do rana przepisując na czysto notatki Toma. Około czwartej napisała
ostatnie zdanie i wyobraziła sobie jego minę na widok gotowej pracy.
Po póznoporannej toalecie wykręciła numer Toma. Nikt nie podnosił słuchawki.
Próbowała jeszcze kilka razy, ale bezskutecznie.
Gdy po południu odezwał się dzwonek telefonu, Jane pobiegła galopem, żeby
podnieść słuchawkę.
-Tom?
- Bill. Bill Woods.
- Ach, to pan, dzień dobry - Jane usiłowała ukryć rozczarowanie. Bill chciał się
dowiedzieć, czy może do niej na chwilę wpaść, ale
wymówiła się koniecznością pilnej pracy. Kiedy jednak zaproponował spotkanie w
najbliższy weekend, zgodziła się. Nie widziała powodu, żeby odmówić.
Wkrótce usłyszała samochód Toma. Zawahała się. Nie, musi trochę odczekać.
Właściwie to Tom powinien przyjść po swój manuskrypt.
Tom się jednak nie zjawił i po godzinie Jane postanowiła pójść do niego. Odwaga
opuściła ją pod drzwiami. Zastanawiała się czy wejść, kiedy drzwi otworzyły się
same.
- Jane? A to się dobrze składa! Właśnie wybierałem się do pani spytać, czy nie
zjadłaby pani ze mną kolacji. Będą kurze udka.
Najwidoczniej nie miał jej za złe wczorajszego wyjścia z Billem.
- Dziękuję, chętnie skorzystam. Ale proszę mi zdradzić, gdzie nauczył się pan
gotować? Wykazuje się pan dużym doświadczeniem w tej dziedzinie.
- To była po prostu kwestia przetrwania. Tak wiele podróżuję, że w gruncie rzeczy
jestem zmuszony sam sobie coś upitrasić, żeby nie wydać wszystkich honorariów na
stołowanie się w lokalach. Powoli
ten obowiązek zamienił się w hobby. Dziś nie ma dla mnie większej przyjemności
jak wypróbowywanie nowych przepisów.
Jane przypomniała sobie o stercie papieru, którą trzymała pod pachą. - Pańskie
notatki. Nie wziÄ…Å‚ ich pan wczoraj.
- Dziękuję - Tom wziął podane mu papiery, rzucając na nie tylko pobieżnie okiem.
Otworzył drzwi i skłonił się przed Jane.
- Proszą wejść w moje skromne progi, piękna damo. - Nagle urwał, spojrzał jeszcze
raz i oczy mu się rozszerzyły ze zdumienia.
- Czy pani to...?
- Miałam trochę czasu.
- Jest pani prawdziwym skarbem, Jane. Nie wiem co mam na to powiedzieć.
- Może dziękuję?
- Ależ naturalnie! - Złapał dłoń Jane i potrząsnął nią kilkakrotnie.
- Dziękuję, Jane.
Poczuła jakiś smakowity zapach. - Czy nie mówił pan wcześniej o kurzych udkach?
Ten zapach z kuchni przypomina raczej sos do spaghetti niż co innego.
Tom uśmiechnął się. - Nie pomyliła się pani. Spaghetti z pięknej Italii.
- To dlaczego zapowiadał pan inną potrawę?
- Kluski są takie zwyczajne. Chciałem panią zwabić czymś ekstra.
- Jest pan niepoprawny.
- Ale spaghetti będzie pani smakowało. Stary toskański przepis był mi tu
przewodnikiem.
- A dostał go pan w spadku po swoich przodkach z włoskiej linii, prawda? - zakpiła
Jane. - Ale dobrze, spróbuję tego arcydzieła sztuki kulinarnej.
- Rozsądna z pani dziewczyna, wiedziałem. A może byśmy przejrzeli jeszcze
szybko ten tekst i przeredagowali go, gdzie to będzie konieczne?
- Nie dość, że mnie pan zwabia do siebie obietnicami bez pokrycia, to jeszcze każe
mi pan odpracować posiłek! No nie, to przechodzi ludzkie pojęcie.
- Praca odwróci moją uwagę od pani. Inaczej... nie ręczę za siebie
- objÄ…Å‚ jÄ… ramieniem i musnÄ…Å‚ wargami jej skronie.
- Najlepiej... zacznijmy więc. - Odepchnęła go energicznie od siebie.
- No, to chodzmy do gabinetu.
Dżyngis Chan powitał ich przed drzwiami cichutkim miau". Jane pogłaskała go po
lśniącym futerku. - Czujesz się tu już jak u siebie w domu? - spytała półgłosem.
- Na to wygląda. Uważa za całkiem naturalne, że ma u mnie bezpłatne utrzymanie.
- Widocznie pana polubił.
- Obawiam się, że tak - Tom także pogłaskał swego podopiecznego. - Masz rację,
stary, niezle do siebie pasujemy.
Dżyngis Chan przysiadł na tylnych łapkach i tak popatrzył na Toma, jakby rozumiał,
co się do niego mówi.
Jane i Tom poszli do gabinetu, usiedli za biurkiem i przystąpili do pracy. Pochłonęła
ich tak bardzo, że zapomnieli o wszystkim. W końcu Tom spojrzał na zegarek.
- Ojej! - krzyknął. - Siedzimy tu i siedzimy, a zapomnieliśmy o naszej włoskiej
kolacji. Szkoda by było! Chodzmy , piękna damo, strawą duchową nie da się
zaspokoić głodu.
Błyskawicznie nakrył do stołu i podał spaghetti z aromatycznym sosem i świeżymi
ziołami.
-1 jeszcze to - wyjął z lodówki salaterkę z chrupiącą zieloną sałatą, przyprawioną
jogurtem, jabłkami, bazylią i szczypiorkiem.
- Madame, zaczynamy...
Jane napłynęła ślinka do ust i, choć nie przepadała za spaghetti, to posiłek w kuchni
Toma smakował jej bardziej niż niejeden stek, który sama sobie usmażyła.
- Jeszcze mamy winko - Tom nalał rubinowoczerwonego płynu do kieliszków.
- Gratuluję. Zwietnie się panu udała ta potrawa.
- Cieszę się, że pani smakuje - Tom spojrzał rozbawiony. - Jeszcze bardziej bym się
cieszył, gdyby pani przytyła choć pięć kilogramów.
- Tom, znowu pan zaczyna?
- Po prostu nie mogę przestać! Przepraszam! - Spojrzał na nią tak skruszony, że
mimo woli roześmiała się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]