[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domostwa, jak oznajmił szelmowsko właściciel dziecięcym głosikiem.
Q. zasłoniła twarz i ramiona chustą, którą otrzymała w podarku od życzliwej pani
Winthrop, zanim opuściliśmy oblężone poselstwo. Chusta zakrywała wszystko oprócz jej
smutnych oczu. Wymamrotałem jakieś bzdury, sugerując, że jest moją córką. Dodałem po
mandaryńsku, że czekamy na przyjazd jej chorej matki, która leży w szpitalu Unii, i że jeden
pokój powinien wystarczyć, jeśli dadzą matę i jedwabne nakrycie dla mojej córki.
Gospodarz zgodził się i zaprowadził nas do naszego czarownego gniazdka z oknem
wychodzÄ…cym na wierzbowy gaj.
 Wspólny pokój?  parsknęła Q., kiedy tylko zamknęły się drzwi.  Oszalałeś? Nie
jestem twoją córką, a ty nie zbliżysz się do mojego łóżka. Będziesz spał na podłodze tak
długo, jak długo będziemy tu mieszkać.
Z wyrazną pogardą omiotła spojrzeniem izbę i odrzuciwszy chustę, opadła na miękkie
łóżko, kuląc się pod kocem.
Zamówiłem kolację do pokoju, ponieważ moja ukochana córka była osłabiona i powiew
wiatru mógł tylko pogorszyć jej delikatne zdrowie. Gospodarz szybko usłużył. Q. w ciszy
zjadła dwie porcje miękkich placków kukurydzianych z chrupiącą smażoną skórkę wieprza,
kulinarne utrapienie, którym wszyscy Mandżurowie zostali przeklęci. Zanim podano
herbatę, ziewnęła i zasnęła na bambusowej poduszce.
Możecie przypuszczać, że po usunięciu wszelkich przeszkód, kiedy moje zwierzątko
zostało bezpiecznie zamknięte w klatce i spało z łagodnym uśmieszkiem na psotnej buzce,
swobodnie sięgnę po moją zdobycz  wcześniej nie doszło między nami do ostatecznego
aktu zespolenia. Tymczasem ja mogłem myśleć jedynie o tym, żeby rzucić się pędem przez
korytarz i na dół do salonu, gdzie znalazłem dzban trunku dla uspokojenia skołatanych
nerwów. %7łądza była zaledwie w moich wnętrznościach, była jak grzech bez odkupienia,
jak koszmar bez końca, z wyjątkiem obietnicy jakiejś przelotnej rozkoszy.
Wszedłem do salonu, gdzie barokowy kandelabr rzucał cienie na mural przedstawiający
konie i ich zapomnianego pasterza gapiącego się milcząco i dobitnie na samotnego natręta
w tłumie. Cichy brzdęk pianina płynął w powietrzu. Niemiecki książę i jego nieciekawa
księżniczka gawędzili przy stole z angielską szlachtą, chirurgiem i jego chudą, dużo
młodszą damą. Obok nich indyjski strażnik błyskał białymi zębami, białkiem oka
i turbanem, lecz rysy jego księżycowej twarzy spowijał mrok. W kącie siedziała samotna
kobieta, może Francuzka, ze swoją dojrzewającą córeczką, dziesięcio-, najwyżej
dwunastoletnią, świeżą jak bryza, płową blondyneczką z loczkami  typ, jaki spotyka się
pośród francuskich winnic czy na plażach Nicei, gdzie piasek oblepia jej gołe kostki
i przetykane błękitną żyłką uda. Niebieskie oczy, jak dwa ciekawskie oceany, tchnęły
letnim niepokojem i tęskną niedojrzałą żądzą. Młodość zawsze mnie pociągała.
Zamierzałem obejść stolik wąsatego Włocha. Mężczyzna leniwie pykając z nefrytowej
fajki, skrył się w obłokach dymu i zapewne rozglądał się za jakąś bogatą wdową lub inną
samotnÄ… kobietÄ….
 Jakże urodziwa jest pańska córka  zwrócił się do mnie z błyskiem w oku. 
Widziałem, jak zajeżdżaliście przed gospodę. Pragnąłbym ją poznać. Przypomina mi...
 Choruje przy takiej pogodzie  przerwałem mu bez ogródek i usiadłem na krześle obok
znudzonej dziewczynki i jej staropanieńskiej matki.
Czyż sam właśnie nie ukrywałem już jednej, równie młodocianej, gotowej na najazd mej
tkliwej żądzy? Dlaczego zerkałem na kolana innego dziewczęcia, kiedy na górze w mym
łóżku spała moja syrena, słaba i bezwolna? Czy wolę te fruwające w oddali motyle niż te
we własnym gniazdku? Czy w istocie łaknę marzenia sennego, czy rzeczywistości?
Niebawem francuska dziewczynka odwróciła się i uśmiechnęła do mnie.
 Bonjour, monsieur  odezwała się słodko.
 Dobry wieczór  odpowiedziałem niespokojnie.
%7łądza nigdy nie ma nic wspólnego ze spokojem.
 Czy jest pan Anglikiem?  Posłała mi kolejny uśmiech, unosząc lewą brew i raz po raz
krzyżując i rozkładając nogi ukryte pod spódnicą.
Och, te nagie kolana! Dojrzałem nawet ślady blizn.
 Amerykaninem.
 Amerykanin. Z Nowego Jorku?  Wstała i usiadła przy moim stoliku.  Ja i moja mama
jesteśmy z Paryża. Zechciałby pan postawić mojej mamie drinka?  Spojrzała na swoją
pełną dostojeństwa matkę, która uśmiechnęła się do mnie wstydliwie.
 Wstąpiłem tutaj na chwilę...
 Mogłaby panu dotrzymać towarzystwa, gdyby pan zapragnął...
Cóż za pokrewne nierządnice, doprawdy. Potrząsnąłem głową, ale dziecko było uparte.
Podeszła i usiadła na moich kolanach.
 Możemy napić się razem. Nie odchodz jeszcze.
 Moja córka na mnie czeka.
 Jeden koktajl. Mnie i mojÄ… mamusiÄ™ opuÅ›ciÅ‚ mon père. ByÅ‚ okrÄ™towym inżynierem, ale [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl