[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twierdzy, prowadz¹c obfite zapasy. Krzy¿acy zajêli jedne zamku po³owê. Drug¹ dzier¿yli
Polacy i Kaszubi,
Skoro tylko Brandenburczycy spostrzegli, i¿ w zamku jest krzy¿acka za³oga, poczêli wyco-
fywaæ siê z miasta. Zwolna ci¹gnêli na zachód rabuj¹c i ³upi¹c. A¿eby odwrót nieprzyja-
ció³ przyspieszyæ, starosta Bogusza, kasztelan Wojciech Wojs³aw i rycerz Stefan z Prusz-
cza podejmowa³a z grodu wycieczki i pêdzili najexdxców: obu margrabiów i dwu biskupów
- lubuskiego Fryderyka i kamiñskiego Henryka, lenników Hassona Wedla, Ebersteina, Gla-
senappa i innych, z pó³nocnego Pomorza na zachód. Lecz gdy z jednej z takich wypraw
wracali, Krzy¿acy otoczyli ich w sposób zdradziecki. Boguszê okuli w kajdany i wtr¹cili
do lochu.
W obrêbie zamku ci mniemani sojusznicy wznieSli fortalicjê osobn¹ dla siebie, z której na
polsko-kaszubsk¹ po³owê czynili wypady. Wreszcie ca³y zamek zdobyli i ogarnêli we w³ada-
nie wy³¹czne.
Na Boguszy do ciemnicy wtr¹conym wymusili zeznanie pisane, jakoby im dobrowolnie gród
wyda³ a¿ do czasu, gdy W³adys³aw £okietek zwróci sumy na pomoc przeciwko Brandenbu-
rom wydane.
Wnet Krzy¿acy znaczne otrzymali posi³ki, stoj¹ce pod wodz¹ samego wielkiego komtura i za-
stêpcy wielkiego mistrza Zakonu, pod bezpoSrednimi rozkazami saskiego hrabiego Henryka
von Plotzke. Ten zasiad³ w zamku.
Rycerstwo polskie wraz z pomorskim wypchniête poza fosy i mury znalaz³o schronienie
w domostwach, sieniach, dziedziñcach i stodo³ach starego , Subis³awowego jeszcze miasta.
W najwiêkszej sali Swiêtope³kowego zamczyska, która siê mieSci³a w naro¿nej, murowanej
wie¿y, zas³aniaj¹cej sob¹ od strony rzecznego dostêpu drewnian¹ budowê, w izbie o Scianach
potê¿nych, zbudowanych z wielkich, ob³ych g³azów, przy dêbowym stole poSrodku komnaty
siedzia³ wielki komtur Henryk von Plotzke. Po drugiej stronie sto³u przysiad³ siê na brzegu
³awy prawny doradca, powiernik, archiwariusz i zausznik a secretis komtura, nosz¹cy w³o-
skie nazwisko Graffiacane.
Graffiacane nie by³ zakonnikiem ani bratem s³u¿ebnym, nie nosi³ ¿adnego tytu³u ani sprawo-
wa³ urzêdu, a jednak on to w³aSciwie rz¹dzi³ Zakonem. Podsuwa³ niepostrze¿enie prawa prze-
ciwko ¯ydom, kuglarzom, wró¿bitom, czarownikom, w³Ã³czêgom. On wymySli³ i w szatê
prawn¹ ubra³ rozkaz o przek³uciu ucha ka¿demu zbiegowi spod w³adzy dziedzica. On spo-
rz¹dzi³ zakazy zabraniaj¹ce ³¹czenia siê w pary ma³¿eñskie podczas sianokosu, ¿niw, zbiera-
nia chmielu, pod kar¹ utraty ca³orocznych zas³ug. On podsun¹³ mySl kary Smierci na pruskich
trucicielów i uj¹³ tê mySl w formu³ê: skoro kilku ludzi, Niemców i Prusaków, pije spo³em,
ten, kto spe³ni³ ju¿ czarê i now¹ nalewa, winien pod kar¹ Smierci odpiæ z niej czêSæ trunku
i dopiero wtedy podaæ wspó³biesiadnikowi.
Graffiacane by³ cz³owiekiem m³odym i piêknym nad wyraz. Jego wykszta³cenie w prawie
i bieg³oSæ w dyplomatyce by³y nies³ychane. Za mistrzostwa Konrada von Feuchtwangen
70
i Godfryda von Hohenlohe bywa³ na dworze ich w komandorii Swiêtej Trójcy w Wenecji - do
Palestyny ¿eglowa³ i w zawieraniu umów z Saracenami uczestniczy³.
Odegra³ rolê zrêcznego intryganta w rozdwojeniu w³adzy miêdzy Hohenlohem i Feuchtwan-
genem, jexdzi³ w misjach sekretnych do kurii rzymskiej i na dwór cesarza. Nade wszystko
jednak celowa³ w znajomoSci spraw, zawiSci, przeszpiegów, zdrad, podstêpów, przekupstw
i morderstw wSród barbarzyñców s³owiañskich, pruskich i litewskich, z którymi Zakonowi
zmagaæ siê wypad³o. Bywa³ w tych rzeczach niezast¹pionym negocjatorem, pos³em, szpie-
giem, przekupc¹, handlarzem sumieñ i nabywc¹ dusz, a tak¿e bieg³ym nad wyraz rozdawc¹
do zastosowania, gdzie nale¿y, trucizny i sztyletu.
W nocy z trzynastego na czternasty listopada siedzia³ w milczeniu i uparcie patrza³ w twarz
Henryka von Plotzke. Pomimo zalegaj¹cego ju¿ ziemiê mroku wieczora gwar nadzwyczajny
dochodzi³ do tej sali wysokiej z miasta roz³o¿onego wokó³ zamku, ponad zakrêtem Raduni
i wid³ami Mot³awy. T³umy Kaszubów Sci¹gnê³y by³y w³aSnie z bliska i z dala na jarmark od
piêædziesiêciu ju¿ lat rokrocznie trwaj¹cy w ci¹gu dni kilku, który w tym roku, 1308, wypad³
o trzy miesi¹ce póxniej wskutek zagarniêcia kraju i miasta przez Sasów. Miêdzy koScio³em
rybackim Swiêtego Miko³aja i wielk¹ budow¹ Swiêtej Katarzyny, na sto kilkadziesi¹t lat przed
t¹ chwil¹ przez ksiêcia Sambora wzniesion¹ - pod murem miejskim, który podówczas ³¹czy³
wie¿ê dominikañsk¹ rybackiej parafii z baszt¹ Patrz w górê , przez Niemców Kiek in die
Kok zwan¹, ponad rzeczk¹ Raduni¹ a obok m³ynów niemieckich, na wielkich placach roz-
ci¹gnionych wSród op³otków od starej Mot³awy a¿ ku rozdo³om szydlickim - jarmark domi-
nikañski siê kot³owa³. To wydeptane, b³otniste targowisko, obstawione drewnianymi domo-
stwami starego miasta, wrza³o teraz od nadzwyczajnego zgie³ku. Po odst¹pieniu brandenbur-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]